Nie wiem co pisać o Stambule, bo gdybym sie tak naprawde rozkrecila, moglabym nie skonczyc szybko a to nie byloby wcale dobre (niechybny znak ze jestem grafomanka) ;)
Jest taka piosenka Turnaua ze slowami Zablockiego o Nowym Jorku, przytaczam z pamięci:
Bylem w Nowym Jorku, tak, bylem w Nowym Jorku,
to naprawde wielkie przezycie
po prostu poleciec i byc w Nowym Jorku,
po prostu poleciec i byc
Wiec – bylem w Nowym Jorku, siedzialem w Nowym Jorku
taki jak jestem to bylem i siedzialem
a potem sie zmeczylem
i stalem w Nowym Jorku
stalem w Nowym Jorku i widzialem
Mowili mi pojedz pojedz i zobacz
musisz tam pojechac i zobaczyc (…)
to musi byc wspaniale – Nowy Jork
Wiec bylem – pojechalem. Wiec bylem i widzialem
Stalem i siedzialem w Nowym Jorku
I teraz mowie Wam – pojezdzie. Postojcie i posiedzcie
Bo nie warto nie byc w Nowym Jorku…
I tak wlasnie jest ze Stambulem :) To tez miasto – legenda, tyle sie o nim slyszalo, wiekszosc ludzi kojarzy najwazniejsze zabytki tego miasta, jakies obrazy, one sa wszedzie. Szczegolnie Blekitny Meczet, Aya Sofia, Meczet Ortakoy z mostem Bosforskim w tle – to sa niemal ikony ;)
Natomiast jak juz sie tam jest, to sie nie moze uwierzyc, ze sie jest ;) Teoretycznie miasto jak miasto. Tyle, ze ogromne i bardzo zroznicowane. Cala aglomeracja ma podobno 15 milionow ale trudno powiedziec jednoznacznie, ciagle sie rozrasta, przyjezdza tam mnostwo ludzi z calej Turcji (sporo ze wsi; to ci, ktory tkwia na Moscie Galata i zarabiaja pierwsze wielkomiejskie pieniadze lowiac ryby), no i oczywiscie z zagranicy.
O ile tu na poludniu duzo osob nabiera sie na to, ze jestem Turczynka (ciagle nabijam w butelke tych, ktorzy sie daja), o tyle w Stambule nikt nawet o tym nie pomysli. Tam przybyszy jest mnostwo, turysci, studenci (polecam Stambul na studia), czasowi osiedlency i tak dalej. Kompletny koktajl narodowosciowo-kulturowy. Na ulicy mozna spotkac wszelkie mozliwe odmiany mody, plus oczywiscie kobiety od stop do glow na czarno z odslonietymi tylko oczami, kobiety bardziej nowoczesne, w chustach, i kobiety poodslaniane jak Rosjanki ;) Oprocz tego mezczyzni tez – od tradycyjnych do europejsko luzackich, no i osobna kategoria: dziwacy. Transwestyci (Turcja w ogole ma slabosc do takich, w Stambule jest ich pewnie najwiecej), przebierancy, wariaci.
W pewnym sensie w Stambule czlowiek czuje sie jednoczesnie obco jak i swojsko, bo niby wszystko jest w jakis tam sposob znane, a jednak kompletnie inne. Ja mialam dodatkowy bonus polegajacy na tym, ze jako tako znam juz turecki no i Turcje (to znaczy: wydawalo mi sie ze znam Turcje). Niby nadal bylam w tym samym kraju, a jednak czulam sie jakbym przyjechala za granice z ta roznica, ze moge sie dogadac w sklepie i rozumiem napisy w miescie i pewne – kompletnie jak mysle dziwaczne dla turysty – zachowania i zwyczaje.
Dwie najwazniejsze cechy Stambulskiego pejzazu: woda i meczety.
Bosfor to dla mnie bajka – promy, ktorymi mozna sie dostac na „druga strone” (z Azji do Europy i z powrotem), i widoki, ktore chyba nawet samym stambulczykom ciagle, ciagle zapieraja dech w piersiach (tureckie nastolatki na promie wciaz robia zdjecia komorkami, inni wyciagaja aparaty – a przeciez pewnie plywaja tu bardzo czesto). Ja sama nie moglam sie nasycic – specjalnie wybieralam tak codzienna trase zwiedzania, zeby jak najwiecej plywac :)
Przy czym jest to dobrze zorganizowane i tanie – bilet kosztuje 1,30 ytl czyli tyle samo co autobus, dolmus, tramwaj, a kursuja co godzine lub nawet 20 minut.
Podczas podrozy po promie spaceruje oczywiscie sprzedawca herbaty i soku wyciskanego z pomaranczy; a i tak kazdy prom ma swoj bar.
Meczety widac z promu najpiekniej o wschodzie albo zachodzie slonca – bajecznie. Wtedy wlasnie nie chcialo mi sie wierzyc, ze tu jestem ;) Kazdy brzeg – gdziekolwiek sie nie spojrzy – usiany minaretami. Wiele z meczetow jest bardzo starych, maja po 4 minarety, co u mnie, na poludniu, nie jest tak czesto spotykane (tu meczety sa nowe, ilosc minaretow zalezy od zasobnosci gminy, ktora dany meczet buduje).
Najlepiej raz wybrac sie na jakis „punkt widokowy” zeby zobaczyc miasto z gory. Ja wybralam najtansza opcje (drozsze to np. wjazd na wieze Galata albo na jakis budynek z kawiarnia i tarasem widokowym) – czyli poplynelam promem do dzielnicy Eyup (1,30 ytl), wjechalam specjalna kolejka na wzgorze (1,30 ytl). To jedna z bardziej tradycyjnych dzielnic, najwiecej tu kobiet w chustach. Znajduje sie tu meczet, w ktorym podobno umieszczono przywiezione do Turcji pierwsze slowa Koranu; jest to miejsce pielgrzymek. A na zboczach wzgorza – cmentarz – praktyczni muzulmanie tak sobie sprytnie sytuuja cmentarze zeby byl z nich ladny widok – i do tego w okolicy cmentarzy czasem znajduja sie kawiarnie – mi sie to bardzo podoba ;) Tak jest wlasnie na Eyup – slynna kawiarnia Pierre Loti – z widokiem na Bosfor i caly Stambul.
Moglabym pisac i pisac: o starych zniszczonych kamienicach na Beyoglu, o zyciu ktore toczy sie tam na ulicy, o sprzedawcach poğcy (buleczek) ktorzy chodza pchajac wozek przez caly dzien i wydzierajac sie (zapisuje fonetycznie): „Poooodża poooodża”.
Moglabym pisac o Istiklal Caddesi, ulicy niemilosiernie zatloczonej, co doprowadzilo mnie do ciezkiego bolu glowy ;) na ktorej mrowie ludzi wszelkiej niemal narodowosci, sklepy, bary, kawiarnie, i zabytkowy tramwaj, przed ktorym w ostatniej chwili uciekaja przechodnie ;) i o cudownych bazarach gdzie mozna kupic ciuchy znanych firm za 5 ytl (jakies 10-12 zl).
Moglabym pisac o wieczornym Stambule, o knajpach pod mostem Galata w ktorych pali sie fajke wodna bedac zatopionym w glebokim fotelu-poduszce, z widokiem na Bosfor, o meczetach, ktore – jak ma sie statyw (ja mialam!) mozna fotografowac bez konca, noca sa bowiem cudownie podswietlone.
Moglabym pisac o gwarze na placu Taksim, o artystycznym bazarze w Ortakoy, o gmatwaninie uliczek na Kadikoy (po azjatyckiej stronie), o turystycznej mekce czyli Sultanahmet,
i,
kiedy tak pisze uswiadamiam sobie, ze ja prawie nic w Stambule nie zobaczylam ;)
a zatem – postanowione – musze tam jeszcze wrocic ;)
* a Istanbul Hatirasi – to „Pamiątka ze Stambulu” – tytul piosenki Sezen Aksu – czolowej gwiazdy tureckiej muzyki popularnej, w urokliwej wersji wykonana w filmie „Crossing the Bridge – the sound of Istanbul” – zarowno sam film – dokument, jak i sciezke dzwiekowa z niego, polecam goraco – mala namiastka tego, czym jest Istanbul, jesli ma tak bogata muzyke… – ja ciagle mialam ja w sluchawkach (i do tego jeszcze muzyke z „Miedzy slowami” ;))
7 komentarzy
po prostu magia!
czytam, czytam a z tego bajecznego opisu wylania sie m a g i a Stambulu.
Pisz wiecej Skylar, pisz, bo uwielbiam Cie czytac (z reszta nie tylko ja!)
Pozdrowienia! :)
Ehhh az sie rozmarzyłam czytając Twoje opowiesci o tym miescie :) Ale co się odwlecze to nie uciecze :) za dwa tygodnie i ja tam będe :)
I mam nadzieje, ze 2 tygodnie starcza mi by nacieszyć sie tym miejscem :)
Pozdrawiam i przyłaczam sie do opinii, że bardzo miło sie czyta to co piszesz :)
Fakt faktem- każdą relację czyta się z zapartym tchem:) Są rewelacyjne! A ja mam drobne pytanie związane z tym wspaniałym miastem- dlaczego raz jest Stambul a raz Istanbul?:)
Pozdrawiam gorąco!!
Beatko: moze byc albo Stambuł (spolszczone), albo Istanbuł (z angielska),
ale nigdy nie powinno być Istambuł – bo to niepoprawne ;)
pozdrawiam wszystkich
No tak faktycznie wcisnęłam zły klawisz ;p Dziękuję za wyjaśnienie:)
ahh..mozna pomarzyc.. a najbardziej podoba mi sie to „i,
kiedy tak pisze uswiadamiam sobie, ze ja prawie nic w Stambule nie zobaczylam ;)
a zatem – postanowione – musze tam jeszcze wrocic ;)” heheh usmaiałam sie do łez.. masz kapitalny styl pisania … oki zmykam czytac dalej Twoje notatki !
no i wpadłam po uszy!!!!!!!!!!!DZIĘKI :)
pozdrowienia Marlena
Comments are closed.