W piątek około 6 rano obudził mnie śpiew muezzina – pierwszy raz w życiu – musiał być naprawdę głosny i długi, bo az wyszlam na balkon. Do tego zsynchronizowany śpiew jakiegoś mężczyzny na ulicy, brzmialo niesamowicie. Walenia w bębny nie bylo – nie w turystycznej Alanyi, bo z tego co wiem juz w Antalyi przez caly ramadan wali sie w bebny na pobudke ;)
I tak zakonczyl sie ramazan.
Caly piatek na ulicach bylo gwarniej, a w kazdym miejscu (sklepy, hotele, autobusy miejskie, kantory itp) mozna bylo dostac cukierki – w koncu popularna nazwa tego swieta to „Şeker Bayramı” czyli swieto cukru ;)
Wieczorem idac do domu mijalam te wszystkie balkony, zasloniete drzewami lub palmami, i slychac bylo tylko sztućce – jedzenie, jedzenie, jedzenie ;) Tureckie jedzenie z jednego talerza, i wszechobecny chleb do kazdego posilku. To jest to.
A teraz juz ide, wychodze z biura, bo jest goraco i duszno. I wcale nie szkodzi, ze rano byla burza i intensywnie padalo dobra godzine. Teraz jest nadal 30 stopni i slonce. Dlugo w tym roku jest sezon. Oj dlugo…