Dziś notka bardziej tur, niż Tur, czyli zapowiadana relacja z mojego wakacyjnego pobytu na pewnej kanaryjskiej wysepce czyli Teneryfie.
Nie będzie to relacja zbyt złożona (groch z kapustą czeka aż się za niego wezmę), ale myślę treściwa, bo obserwacji poczyniłam całe mnóstwo. Może przydadzą się tym, którzy czasami w zimie czy jesieni myślą o wygrzaniu sobie pleców i nosa w jakimś sympatycznym miejscu.
Bo – to pewne – Teneryfa miejscem takim jest na pewno, z czego korzystają tabuny osób w wieku okołoemerytalnym z całego wydawałoby się świata. Ale co ciekawe, jest dużo więcej do roboty niż tylko wygrzewanie się. Zresztą pogoda o tej porze roku (i podobno nie tylko) należy raczej do orzeźwiających niż gorących (stąd emeryci właśnie). Tak, jakby trwała wieczna wiosna: lekki chłodek nad Oceanem, rześkie powietrze, a bliskość gór powoduje, że nie da się przewidzieć czy danego dnia będzie po południu słońce, czy nie. Dla niektórych może być wręcz za zimno :) Ja oczywiście do osób wybrednych nie należę, moja ciepłolubność została zaspokojona tymi 22-24ma stopniami Celsjusza w ciągu dnia i kilkunastoma w nocy. A gdy pojawiło się słońce… byłam wniebowzięta.
Już dość o pogodzie, pora co nieco o wyspie.
Piszę te słowa z perspektywy osoby, która ostatnimi czasy w Europie bywa rzadko. Chyba że tak zwanym przejazdem (czy przelotem). Co powoduje, że nie mogłam się nadziwić. Tak, przez bite 6 dni urlopu po prostu nie mogłam się nadziwić… Czym Szanowni Państwo?
Już spieszę wyjaśniać.
1. Jedzenie
Jedzenie na Teneryfie, podobnie jak jedzenie na Riwierze Tureckiej i w wielu innych miejscach, gdzie jest ciepło i słonecznie, ma smak. Pomidory, ogórki, sałata, melon smakują tak, jak pomidory, ogórki, sałata i melon powinny smakować.
Trochę z innej beczki; spodobały mi się hiszpańskie wina, które są oczywiście w przewadze nad piwami. W każdym najprostszym markecie za rogiem można znaleźć znakomity wybór win wszelkiego rodzaju – najtańsze zaczynają się od półtora euro, a smak nieporównywalny z naszymi tanimi winami ;)
2. Kierowcy
Przyzwyczajona do tureckiego czy też – inaczej – wyraziście południowego stylu jazdy, przeżyłam szok, że wszyscy kierowcy zatrzymują się na przejściach, aby nas przepuścić. I to nie z wielką łaską, niemalże miażdżąc palce u nóg, o nie! Jak się okazuje, istnieje zapis wymuszający na kierowcach przepuszczanie wszystkich pieszych. Na Teneryfie doprowadzone jest do takiej skrajności, że jeszcze człowiek nawet do przejścia nie dojdzie, jeszcze nawet nie pomyśli (przynajmniej ja nie myślę) o przechodzeniu przez jezdnię, a już dzielnie stoi cała gromadka samochodów, których kierowcy grzecznie i z uśmiechami czekają, aż powoli sobie przemaszerujemy. Zgodnie ze swoimi brzydkimi po-tureckimi nawykami przebiegłam raz drogę w niedozwolonym miejscu i to po ukosie, aby zrobić zdjęcie po drugiej stronie… dzięki uprzejmości kierowcy, który (na rondzie!) zatrzymał się, bym sobie spokojnie przebiegła…
Do dzisiaj nie mogę się otrząsnąć :)
3. Śmietniki
W każdym miejscu znajdą Państwo na Teneryfie śmietnik. Niekiedy od razu do segregowania przystosowany. Czy to wioska, wioseczka, czy to punkt widokowy daleeeko i wysooooko w górach, czy to góra, na którą tylko kolejką można się dostać, jest śmietnik. W Turcji z kolei śmietników nie ma, gdyż:
– po pierwsze – śmietniki prowokują podkładanie bomb (zadziwiająca dalekowzroczność)
– po drugie – lepiej śmieć wyrzucić jakkolwiek i gdziekolwiek, na przykład przez okno w aucie (zadziwiający brak dalekowzroczności)
4. Atrakcje turystyczne
Wyspa mała, a atrakcji co nie miara. Tytułem wstępu; jechałam na wakacje z nastawieniem leniwca. Chciałam wobec tego nie czytać przewodników, nie zapamiętywać informacji, nie interesować się wyglądem i standardem hoteli, bo to robię wtedy, kiedy jadę gdzieś do pracy. Miałam nadzieję, że dam się zaskoczyć, a więc musiałam być trochę ignorantką. I udało się – wyspa okazała się na tyle zróżnicowana, że było co robić, i nie groziło mi zbijanie bąków na plaży (choć i to trzeba było w rozsądnej dawce zaliczyć, i ta rozsądna dawka okazała się przyjemna).
Największą przygodą był Park Narodowy Teide, z centrum ze szczytem – wulkanem El Teide (przy okazji najwyższej góry Hiszpanii – 3.718 m).
Kolejka dowiozła nas na wysokość 3.155 m, co i tak było dla mnie – dziewczyny z nizin – dużym szokiem. Rozrzedzone powietrze, różnica ciśnień powodowała ból głowy, bicie serca i mamroczące wypowiedzi, ale widoki były tego chwilowego otępienia warte. Wulkan wybucha średnio raz na 100 lat – i teraz przypada czas kolejnego wybuchu. Na szczęście nie byłam tego świadkiem :)
Udało mi się też zobaczyć okolice, czyli malownicze, zwietrzałe (trochę kojarzące się z Kapadocją) skałki Roques de Garcia.
No i reszta wyspy, objechana w jeden dzień samochodem – pełno atrakcji, począwszy od naturalnych (góry, urwiska, klify), poprzez romantyczne portowe miasteczka i wioski (zresztą bardzo zadbane), aż do miast.
5. Transport i organizacja
Kolejny raz – Europa. Wypożyczenie samochodu i benzyna – tanie. Jazda po krętych drogach – pełna emocji, ale bezpieczna (świetne trasy). Jeśli autobusem – też niedroga, na dworcach anglojęzyczna uśmiechnięta obsługa (też się wierzyć nie chciało). Czysto, schludnie i przyjemnie.
6. Ludzie
Pełno turystów, ale i dużo Hiszpanów. Jak pewnie w wielu turystycznych mekkach te same zwyczaje – nagabywanie doprowadzono do szczytu. Okulary (oczywiście gigantyczne Dolce&Gabbana i Gucci) można było dostać leżąc na plaży, wciskane do ręki razem z „bling-bling” czyli znanymi mi z Turcji magnesowymi koralikami. Plaża w ogóle roiła się od sprzedawców. Do wyboru do koloru: okulary, biżuteria, słodycze, napoje, obwarzanki, a nawet wykonywany „na miejscu” masaż pleców lub całego ciała. Czego dusza zapragnie… skądś to znamy? Jedyna różnica, że sprzedawcy o niebo lepiej posługują się angielskim.
Turyści z racji wieku i zimowego sezonu spokojni, kontemplujący otoczenie siedząc godzinami na ławeczkach i w kawiarniach popijając sangrię lub poruszający się na popularnych „active-car’ach” (napędzane prądem małe autka). Z młodszych wiekiem zwracają uwagę surferzy lub widoczni wieczorami wiecznie pijani Anglicy.
7. Zakupy!
Światowe sieci ubraniowe, oczywiście szyte w Turcji ewentualnie Bangladeszu: Zara, Benetton, Mango – modne ciuchy za grosze w sklepach znanych jako outlety. Prawdziwy raj :)
Nie mówiąc już o tym, że Kanary znajdują się na obszarze wolnocłowym, a więc z dużo niższymi (pozbawionymi podatków) cenami… szczególnie jeśli chodzi o elektronikę i kosmetyki, perfumy. Faktycznie fani powyższych mogą na Teneryfie dość efektownie poszaleć; centra handlowe są na prawie każdym rogu, co jedno, to bardziej eleganckie. Mistrzostwem w moich oczach było centrum połączone z hotelem, restauracjami i basenem – a wszystko rzut kamieniem od plaży.
8. Wymogi UE / Troska
Wybieramy się do Diabelskiego Wąwozu, na spacerek. Diabelski tylko z nazwy, wąwóz spokojny i malowniczy. Ale. Przed wejściem budka z zaangażowanym panem, który egzaminował turystów i dopuszczał (lub nie) do przejścia. Buty nie obejmujące kostki? Nie radziłbym wchodzić. Brak kapelusza lub czapki? Nie radziłbym wchodzić. Czy jest w plecaku minimum litr wody na osobę? Jeśli nie to nie radziłbym wchodzić. Prawdziwy szok dla nas, osób, które przyzwyczaiły się, że zarówno w Polsce, jak i w Maroku czy Turcji nikt nie przejmuje się takimi drobiazgami i idzie na własne ryzyko. Wedle takich zasad raftingi w Turcji nie powinny być w ogóle dopuszczalne… nie mówiąc o innych atrakcjach.
Nie mogliśmy dojść do siebie do końca dnia (dlaczego? Dlatego że nasze buty też nie nadawały się do Wąwozu…).
Tydzień minął szybko (zdecydowanie za szybko), z kolei lot do Polski dłużył się niemiłosiernie (lecieć 6 godzin to stanowczo za długo :))
I już po wakacjach, pora wrócić do przerwanych obowiązków… i świątecznych przygotowań. A co najważniejsze, wyjazd do Turcji zbliża się nieubłaganie, o czym powiadomię w odpowiednim czasie :)
Czytelniczkom i Czytelnikom życzę spokojnych i rodzinnych Świąt
i radości w delektowaniu się tą wyjątkową atmosferą.
Po cichu dodaję: oby było jak najzimniej… i para z ust leciała :)
Adeje, okolice tzw. Diabelskiego Wąwozu
Gitarzysta flamenco. Typowo południowy typ.
Publiczny basen nad Oceanem, Garachico
Tzw. Smocze drzewo (ogromne i stare, w parku botanicznym w Icod)
Shopping center z hotelem i basenem – 3 w 1
Teneryfijczyk na zakupach u Dolce i Gabbany
Codzienne sprzątanie chodników…
Beach seller sprzedaje okulary, Pani w Kapeluszu sprzedaje masaże, pani bez pleców próbuje im odmówić
Emerytura najlepsza na Teneryfie
Zziębnięta Skylar po zdobyciu za pomocą kolejki najwyższego szczytu Hiszpanii marząca by już zejść na niziny życzy Wam Wesołych Świąt!
15 komentarzy
Jak zwykle po takim opisie chciało by sie Tam być!!
I recommend you Tenerife!!!
P-s
Wesołych Świąt ;)
Skylar, z jakiego aparatu korzystasz? mój nie ogarnął by tych wszystkich kolorów..
Cudowne zdjęcia (ech ten giatarzysta.. :)).
Ja chcę na Teneryfę!!
Pozdrawiam,
M.
Dzięki :) Aparat mój to Canon S3 IS, czyli kompakt, ale używam tylko manualnego trybu. No i filtrów na obiektywie, dzięki którym faktycznie kolorki są żywsze.
Wesołych :)
Wesolych Tobie tez:)
wygladam teraz przez okno i.. tez chce na Teneryfe!
ostatnie zdjecie imponujace, o la la! jak niezniszczalny zdobywca szczytow:)
CUDNIE :))))))))))))))) Kocham Hiszpanię a teraz to już normalnie KANARY …JA TEŻ CHCĘ …
Może chcący polecą razem ???
:) Wzajemnie wszystkiego dobrego kochana Obieżyświatko :)
Piekne zdjecia :)
Wesołych Świąt Skylar! :)
a zdjęcia z Teneryfy oczywiście imponujące, dech w piersiach zapierające (cóż innego mogłabym dodac;))
Teneryfa… ehhh… Ja może niedługo do Barcelony też piękna, a co ;)
A tak serio cudowne i zdjecia i opis…
Pozdrawiam
aga
Chyba za malo bylo Skylar ciepla tureckiego;p
Jak zwykle swietne zdjecia.Kolory sa super ja moim aparatem tez tego nie moge osiagnać.
Lubie te Twoje zdjecia bo sa zazwyczaj nietypowe.
I teraz to ja tez chce na Kanary!!:D:D
a p-ń
ojej zapomnialam czegos skomentowac!!! Pan poludniowiec baaaardzo korzystny i pan sprzedajacy rowniez ,…. wiecej takich fotek….;p
Tez planuje jakies wakacje w koniecznie cieplym miejscu. szukam tanich linii turcji albo syrii w jakiekolwiek cieple miejsce.moze cos kojarzysz? do turcji na razie nie wracaj – zimno straszliwie;) pozdrawiam
hej,tu znowu mania.bardzo dziekuje za milego maila.od wczoraj probuje ci odpisac,ale moja skrzynka nie chce wyslac nic na twoja. tysiac razy skasowalo mi maila i pisalam go od poczatku, ech… chcialabym do ciebie napisac, masz moze inna skrzynke? bede wdzieczna:)
bardzo pozytywna notka. tylko w jednym musze Cie poprawic – WSZYSTKIE wina zawieraja siarczany ;)
echhh
/patrycja-em
Skylar musisz tam wrocic, nie widze fotek z Loro parku!!! a to naprawde cudne miejsce, polecam przy nastepnej wizycie
ciao
Po raz kolejny zazdroszczę! W taką pogodę też bym chciała gdzieś się powygrzewać i pooglądać ładne widoki :).
Comments are closed.