Powoli, mamy czas. Mamy, prawda? Gdzie się ludzie tak spieszycie? Usiądźcie, rozsiądźcie się wygodnie, napijcie jednej herbaty. No, może dwóch. Pogadajmy. Przecież mamy czas.
To chyba największa nauczka jaką wyciągnęłam z tegorocznego pobytu w Turcji, a że tak sentymentalnie się zrobiło, koniec roku i te sprawy, można tą notkę potraktować jako podsumowująco-sylwestrową.
Dopóki żyje się tylko w Polsce/Europie, nie dostrzegamy istoty problemu. Ciągle gdzieś się spieszymy, ciągle czymś się stresujemy i uważamy to za normalne. Szybka kawa, szybkie śniadanie, szybki papieros, szybka przekąska, szybki bieg przez miasto… i tak dalej. Narzekamy, i owszem „Człowiek ciągle taki zaganiany”, ale przecież trzeba. Wszystko, wydaje się, ucieknie spod kontroli, jeśli nie zdążymy na czas, „nie wyrobimy się”.
Też się ciągle nie wyrabiałam, ale wreszcie stwierdziłam że dość już tego. Był taki moment latem, kiedy w pracy waliło się i paliło, prawie wszystkie możliwe sytuacje kryzysowe jakie można sobie wyobrazić w pracy rezydenta, ogromny upał, wilgotność powietrza taka, że ledwo daje się oddychać, człowiek poci się 5 minut po wyjściu spod prysznica, telefon dzwoni bez przerwy, idę do biura, bo przecież trzeba ratować sytuację, a tu okazuje się, że mój komputer padł. No, tak po prostu. Nie ma nic poza niebieskim ekranem. Czyli: dokumenty, e-maile, informacje popłynęły w kosmos.
NIE MA.
W takiej sytuacji jest kilka rozwiązań:
1. Popłakać się
2. Walić głową ścianę.
3. Pokrzyczeć na współpracowników po czym schować się w toalecie.
4. Rzucić wszystko i wrócić do Polski.
Wypróbowałam wszystkie opcje 1-3 i zaczęłam poważnie myśleć o opcji 4.
A potem coś mnie tknęło. Przypomniała mi się dyskusja ze znajomymi o polskim i tureckim podejściu do takich problemów.
Stwierdziłam, że nic innego mi nie zostało, jak przyjąć turecką wersję.
1. Poszłam do łazienki ochlapać twarz lodowatą wodą.
2. Przyniosłam sobie herbaty z kuchni, rozsiadłam się wygodnie, i spokojnie ją wypiłam, wspomagając sobie powolnym paleniem papierosa.
3. Powtórzyłam czynność 2, dla wzmocnienia efektu zdejmując buty ze spuchniętych stóp.
4. Odnalazłam wolny komputer i wykonałam tylko-i-wyłącznie niezbędne do ratowania sytuacji czynności, plan niezbędne minimum.
5. I co? Świat nie stanął na głowie.
Po tym wydarzeniu przyjrzałam się dokładnie zachowaniom znajomych Turków i Turczynek w podobnych sytuacjach kryzysowych i stwierdziłam, że muszę przejąć ich styl, aby nie zwariować. Wszystko to sformułowałam w postać listy, którą powinni mieć w głowie ludzie zwykle narzekający na stresującą pracę, brak czasu i coraz gorszy stan psychiczny.
1. Podstawą jest rozdział spraw na naprawdę pilne i pozostałe.
Przykład:
Chłopak Skylar konsumuje ze Skylar śniadanie. Dostaje telefon z firmy, że produktu X zabrakło i musi natychmiast go dostarczyć, bo klienci pytają. Chłopak Skylar informuje Skylar, że będzie musiał po śniadaniu od razu jechać. Zjada POWOLI I SPOKOJNIE śniadanie, SPOKOJNIE pije herbatę, potem jeszcze jedną, wypala papierosa. A dopiero potem wstaje, żegna się i wychodzi. Bez ociągania się.
Wniosek 1: Chłopak Skylar nigdy nie będzie miał wrzodów żołądka, w przeciwieństwie do Skylar
Wniosek 2: Są sprawy ważne, i sprawy ważniejsze. Żadna praca nie jest ważniejsza od śniadania w dobrym towarzystwie :)
2. Jeśli coś masz zrobić od razu, zrób na ostatnią chwilę. A nuż się uda.
Przykład:
24 grudnia, Wigilia, o godzinie 16:30 dostaję maila od osób z Turcji, którym kiedyś, kiedyś wystawiałam bilety lotnicze. Dokładnie we wrześniu. „Kiedyś zgubiliśmy fakturę, czy mogłabyś nam ją podesłać jak najszybciej się da? Przy okazji – Wesołych Świąt!”
Wniosek: Warto próbować. Nawet po 3 miesiącach.
3. Elastyczność czasu.
Przykład:
Jesteśmy na imprezie. Kolega wychodzi na chwilę, informując że za 15 minut wraca, bo musi „coś załatwić”. Wraca po dwóch godzinach. Wszyscy Turcy witają go spokojnie, „no, jak tam?”, ja, jako jedyna Polka w ekipie czuję wyraźne różnice kulturowe.
Wniosek: No dobrze, przyszedł późno. A właściwie coś się stało? Nic? No właśnie.
4. Jeszcze jedna herbata.
Przykład:
Mamy plan. Pójdziemy w miejsce A, a potem B, bo trzeba coś załatwić. Ale najpierw skoczmy na jedną herbatkę do portu. OK, skaczemy. Spotykamy przyjaciela.
– Dosiądźcie się na jedną herbatkę.
Chłopcy zaczynają opowiadać co u nich. Herbatka kończy się po 5 minutach.
– To co, jeszcze po jednej?
Właściwie dlaczego nie. Przyjaciel wspomina czasy wojska. Opowiada barwnie i wciągająco.
– Teraz herbatka ode mnie – mówi zaprzyjaźniony kelner.
– Nie, ależ, ależ.
– Naprawdę, absolutnie!
– No dobrze.
Opowiadamy najbardziej fascynujących kradzieżach, jakie trafiły się nam lub znajomym.
Robi się ciemno.
Za późno na miejsce A lub B.
Wniosek: Pójdziemy jutro.
5. „Hallederız” contra „Rany nie dam rady” czyli pozytywne nastawienie wszystko odmieni.
Hasłem tego sezonu było niewątpliwie to jedno słowo odmieniane w różnych czasach i przypadkach, ale nigdy bez przeczenia. Halletmek, czyli poradzić sobie. Na początku nie wiedziałam co to znaczy, zrozumiałam z kontekstu. Coś za wiele razy powtarzało się w biurze. Spóźnienie? Problem? Usterka? Pomyłka?
– Sakın ol [uspokój się], hallederız.
Pewność pozytywnego rozwiązania była tak wielka, że aż obezwładniająca. Zbiórka na wyjazd na lotnisko o godzinie 22.30, ale o 22.20 jeszcze nie ma autobusu, a przecież trzeba dojechać do hotelu na drugim końcu miasta. No problem, poradzimy sobie. Autobus przyjechał o 22.30, kierowca idzie do toalety, a potem skrótami i na pełnym gazie nadrabia spóźnienie. Jesteśmy pod hotelem o godzinie 22.37 a nasz kolega z biura wzrusza ramionami: Przecież mówiłem, że zdążymy? On się nie stresował, bo z góry wiedział, że się uda, za to nam pot kapie spod pach.
6. A nad tym wszystkim unosi się zrelaksowany duch świętego spokoju. Jest przyjemnie. Sprawy mogą poczekać. Nic nie jest tak ważne, jak chwytanie drobnych, przyjemnych momentów życia, prawda?
No właśnie.
I takich momentów jak najwięcej życzę wszystkim Czytelnikom bloga w 2009 roku..!
14 komentarzy
rewelacja:)
w takim razie świętego spokoju i więcej relaksu w nowym roku!
trzymająca kciuki za wszystko
a.
;)
I dlatego lubię Południe. NIezaleznie od tego, czy jest bardziej hiszpańskie, tureckie, arabskie, pakistańskie… Tam cokolwiek by się nie działo, wszystko jest ojala lub inshallah. I żyje się przyjemniej, bez stersów, bez problemów, po prostu korzysta się z życia… To co? Jeszcze po herbatce?
Oby ten nowy rok przyniósł taką bezproblemowość i bezstresowość… Czego Autorce, Czytelnikom i samej sobie życzę.
no, tak. to sie niby wie, ale czesto sie o tym wszystkim zapomina…
/ patrycja-em
Czytam i sie smieje. Kazdy z szesciu punktow przerabialam kilkakrotnie odkad mieszkam w tr:) swieta racja droga skylar!
Wszystkiego dobrego Skylar oby kazdy Twoj dzien byl inny i ciekawszy od poprzedniego..problemy rozwiazywane byly tureckim spokojem i energii ktorej Ci nigdy nie brakuje!!
pozdrawiam,
Agata
ten ich spokoj na pewno ulatwia zycie ale wydaje mi sie ze dla nas europejczykow jest uciazliwy
np:
-Popsula mi sie zarowka w pokoju i nie mam swiatla czy mozna ja naprawic?
-Oczywiscie
Po 3h:
-nadal nie mam swiatla!!
-SPOKOJNIE naprawimy….
Tez podoba mi sie podejscie poludniowcow na pewno zyje im sie latwiej i spokojniej dlatego przebywanie w takim kraju jest dla nas odprezajace i zapominamy o codziennych sprawach!
Wygrania konkursu Blog Roku i duzo tureckiego spokoju w nowym roku i oczywiscie jak najwiecej notek!!
Skylar uwielbiam Twoj blog!!!
Pozdrawiam i wszytstkiego Najlepszego w 2009!
Ania G
a ja ? mnie to chyba by herbaty zabrakło :) cudownie… chyba jestem zbyt zimnokrwista:)
Ech sobie życzę więcej herbaty, a Tobie kochana Skylar wygranej i oczywiście wszystkiego co chcesz,
a Twoim czytelnikom dalszej możliwści czytania Twojego bloga :)
solarska vel 4emkaa
dolaczam sie do zyczen noworocznych. Insallah. Turcy sie smieja a ja powtarzam to czesciej niz oni tak, ze zacznaja rozumiec w czym rzecz.
Zazdroszczę takiego podejścia do życia. Ja naprawdę tak nie potrafię :).
Dla mnie Polacy sa strasznie punktualny, Pociag o 19:53, i naprawde punktualnie jedzie, daj spokoj! :) Ponad to tak jestem jedyna osoba ktora zwykle spoznia sie na spotkania, zajecia itd. Chcialbym tylko mowic hallederiz i isc dalej :)
„zrelaksowany duch świętego spokoju” hyhyhyhy:)) eleganckie:))) ostatnio zapomniałam, że coś takiego istnieje… obym w 2009 sobie przypomniała…
tymczasem życzę wszystkim jak najwięcej dobrego, zrelaksowanego i świętego w nowym roku;)
Najlepszego na 2009 dla Ciebie, Skylar i dla Was, moi kompani w czytaniu. :)
Muszę wykuć na blachę te punkty. Koniecznie!!! :)
Pozdrawiam mroźno.
Witam i Dzięki Wielkie za tego bloga :) Odkryłem niedawno i przeczytałem (prawie chyba) cały. Niesamowity jest, idealnie komponujesz osobisto-zawodowej natury wynurzenia i wspominki z kulturoznawczymi ciekawostkami dla niewtajemniczonych. I do tego styl przyjemny i poczucie humoru… czytało mi się jak relacje z wypraw B.Pawlikowskiej (tej Blondynki z dżungli) podobnie lekki i kobiece, dlatego takiej samej albo lepszej kariery podróżniczo-medialnej życzę! :D
Pozdrawiam
Rainman
PS. A w ogóle to rozbawieniem odkryłem, że dla tej samej firmy pracuję i sezonie ubiegłym paru turystów Ci do Alanii podesłałem. Mam nadzieję, że nie ganiali za Tobą z reklamacją ;) pozdrawiam raz jeszcze z biura turystycznego w 100licy! :)
Comments are closed.