Oto i jest, oczekiwana przez tłumy żądnych wieści Czytelników (ma się tą fantazję, prawda? :)) – notka z Alanyi i o Alanyi.
Drodzy Czytelnicy, w Alanyi, jak to było do przewidzenia, nie dzieje się NIC.
Być może niektórzy wyobrażają sobie, że imprezowe w sezonie miasto również kipi życiem w zimie. Wieczorami kluby pękają w szwach, i tak dalej…
Niestety muszę Was zmartwić – a może raczej pocieszyć. Nie ma czego żałować, nie ma co tęsknić, ani płakać nad rozlanym mlekiem. Alanya w zimie jest jak Kołobrzeg po sezonie. Miło, sympatycznie, puste plaże – może i romantycznie, ale żałośnie pusto.
Sklepy – oczywiście te nieliczne, które są czynne – zamyka się tak jak w normalnych miastach/krajach, o 18.00. Oczywiście nie jest to jakiś oficjalny zimowy rozkład jazdy, na drzwiach wejściowych do sklepów nigdy nie ma żadnych godzin otwarcia, ale wiadomo, że jak się robi ciemno to już większość zamknięta na głucho.
Na ulicach pusto. Turyści są, i owszem, zwłaszcza szczególna kategoria pod tytułem „Dziewczyny Turków odwiedzają zimą swoich chłopców” (do której i ja się, przyznajmy, zaliczam). Okres okołowalentynkowy zbiera najwyraźniej swoje żniwo.
Pozostali turyści uparcie chodzą bez skarpetek i w krótkich spodniach, bo przecież są na wakacjach, na wakacjach chodzi się tak właśnie ubranym, prawda? Według mnie i innych zasiedziałych tu osób bardziej odpowiednim strojem jest płaszcz i kryte buty, a po zapadnięciu zmroku nawet szalik, no ale turyści wiedzą lepiej (ja po prostu staram się nie patrzeć na tą gęsią skórkę na ich łydkach).
W ciągu dnia jest całkiem ciepło, kilkanaście stopni, deszcz, jeśli już pada, to wieczorem lub w nocy, co jest doprawdy rozwiązaniem idealnym.
Życie nocne w zimowej Alanyi właściwie nie zasługuje na jakikolwiek szerszy komentarz ale jestem to winna Czytelnikom :)
Aby mieć solidną podstawę do wydawania opinii udaliśmy się wczoraj na rozeznanie. Piątek, godzina 22.00 – ulice w porcie puste. Ani żywego ducha.
Dwie godziny później było już nieco lepiej, na ulicy Iskele przy której mieszczą się knajpy grające muzykę turecką na żywo zrobił się wręcz niewielki korek. Zachęceni takim widokiem przeszliśmy nad samą przystań, znaną jako dyskotekowe zagłębie. Większość klubów jest zamknięta/remontowana, ale trzy były czynne. Stanęliśmy na chwilę przed wejściem do jednego z nich, i po paru sekundach zostaliśmy oczywiście wciągnięci do środka przez kelnera-naganiacza. Ekipa 4 osób stanowiła dla nich jak się po chwili przekonaliśmy smakowity kąsek – wewnątrz świeciło pustkami. Wśród tych ledwo kilkunastu gości większość stanowili panowie, kobiety to jedynie: a) turystki, b) prostytutki.
Szybko się stamtąd ewakuowaliśmy z powrotem do tureckich knajp z muzyką „canlı„. Nie było tam co prawda dzikiego tłumu, ale różnica z dyskotekami była znaczna. Resztę wieczoru spędziliśmy w klubie Cello, zwanym klubem miłośników komunizmu, piliśmy piwo strzelając palcami i potrząsając ramionami. Było bardzo sympatycznie. Wniosek: miłośnicy klubowych szaleństw niech nie płaczą, nic nie tracicie.
(Zapomniałam dodać, że wyraźnie daje się odczuć brak towarzystwa: większość znajomych jest tu tylko w sezonie, w pracy, a potem wraca do swoich wiosek i wioseczek rozsianych po całej Turcji albo na studia. Ci, którzy tu na stałe mieszkają albo są wyraźnie rozleniwieni, albo nie mają pieniędzy – bo nie pracują. Wolą więc siedzieć w domach, oglądać telewizję albo lansować się na portalach typu facebook – taki lans nic nie kosztuje a może się opłacić w sezonie).
Można by się pokusić o stwierdzenie, że w związku z tym wszystkim w Alanyi jest nudno.
Ba, niektórzy są pewnie o tym przekonani.
Hm, być może macie rację.
W następnych notkach jednak przedstawię dowody (poparte zdjęciami) na to, że taki klimat i spokój ma swoje zalety. Można wreszcie sobie normalnie pożyć. No dobra, może troszkę po emerycku, ale za to jak przyjemnie.
Kto nie chce być katowany rajskimi i znów apetycznymi* widokami niech lepiej nie zagląda na bloga przez jakiś czas :)
*apetyczne dotyczą RACZEJ jedzenia. Chłopców się nie spodziewajcie. Nie ma czego oglądać – brak turystek, więc się nie stroją i nie żelują, a w uszy nie wkłuwają tych wszystkich kolczyków. Snują się po ulicach ze zbolałymi minami która to zbolałość na chwilę zamieniają się w żywe zainteresowanie, kiedy zobaczą jakieś młode ewidentnie yabancı (obce) kobiety…
7 komentarzy
Skylaar czekam z niecierpliwością na te pyszności. W poprzednim wpisie długo patrzyłam na ciasteczka i babeczki z truskawkami. A ta czekolada….
Pozdrawiam
Pariss
Jasne, że czkamy. Na słodkości w szególności gdyż płeć męska mnie nie interesuje :D
Tureckie słodkości są genialne, te nadziewane ciasteczka z małych cukierenek, te pyszne budynie… dobrze, że kilka do kraju przwiozłem, takich w proszku :)
Sklyer miałam przejeść na dietę …ale jeszcze poczekam, się poślinię jak wrzucisz parę smakowitych zdjęć i dopiero potem zrobię sobie dietę
hehhe czyli miałaś racje cisza i spokój opanował Alanyie :) czekam z niecierpliwością na zdjęcia pustej i cihej Alanyi :) buziak
a Twój facet mieszka teź w Alanyi?
Skylar a moze troche zdjec morza srodziemnego?
pozdrawiam :)
z niecierpliwością czekam na zdjęcia
fajny ten Twój blog
przynajmniej można pomarzyć że jest się w jakimś cieplejszym miejscu:)
Ech, biedni Turcy :).
Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić „cichej” Alanyi…
Comments are closed.