… czyli „niech przeminie”. Tak mówi się do chorych. Fajny, uniwersalny – na każdą chorobę – zwrot. Usłyszymy zarówno od lekarza, po wysłuchaniu diagnozy i odebraniu garści recept, jak i od aptekarza, bo wymienieniu garści recept na torebkę leków.
Z racji moich ostatnich zdrowotnych kłopotów (tak, nadal się z choroby nie wykaraskałam, staram się oszczędzać by dojść do siebie – niniejszym w biurze mają mnie za leniucha) z tym zwrotem mam do czynienia niemal bez przerwy.
Niniejszym postanowiłam dać znak życia kochanym czytelnikom opowiadając o tym, jak się w Turcji choruje – bo mam w tym temacie niejakie doświadczenie.
Kilkakrotnie nawiedzając tureckie szpitale (z turystami, jako pilot i tłumacz, oraz sama, jako pacjentka), doświadczyłam dotkliwej odmienności służby zdrowia tureckiej od polskiej. I nie ma tu znaczenia kwestia, czy ośrodek jest prywatny czy państwowy. Od kilku lat turecka służba zdrowia funkcjonuje sprawnie – po reformach. Leczyć się można tam, gdzie się wybierze. Można iść do przychodni państwowej – czysto, nowocześnie, bez kolejek. Ale jeśli chcemy jeszcze lepiej – wybieramy ośrodek prywatny, gdzie standard jest jeszcze wyższy. Wtedy płacimy tylko niewielką kwotę (resztę pokrywa ubezpieczenie). A co z bezrobotnymi? Otrzymują oni tzw. zieloną kartę, z którą mogą udać się do szpitala prywatnego, i będą rzetelnie leczeni i dokładnie badani – koszta pokrywa państwo.
Będąc cudzoziemcem korzystamy z ubezpieczenia turystycznego – a zatem kierujemy się do prywatnych klinik. I tu – niezwykle pozytywne doświadczenia… aż się chce zdrowieć.
Trzy lata temu spędziłam noc w szpitalu. Miałam jednoosobową salę z łazienką, na ścianie telewizor (w której grała m.in. polska telewizja), w lodówce butelkę wody. Z okna widok na morze! Wylegując się na łóżku pomyślałam, że wiele alanijskich hoteli mogłoby pozazdrościć standardu takiej szpitalnej sali ;)
W tym roku odwiedziłam tureckiego okulistę. Rejestrując się wpisano mnie do bazy pacjentów – tam „zbiera się” wszystkie moje dane, czyli kolejne wizyty i wyniki wszystkich badań. Nie potrzeba żadnych kart i dokumentów – przychodząc kolejny raz otrzymujemy w rejestracji małą nalepkę z kodem kreskowym, który lekarz wklepuje do swojego komputera – i ma moje dane dostępne od razu.
W oczekiwaniu na wizytę poddano mnie kilku badaniom wzroku – sprawdzono komputerowo moc widzenia itd., mimo że przyszłam z zupełnie innym problemem. Nie szkodzi – kiedy weszłam już do gabinetu, lekarka wiedziała o moich oczach sporo, co bardzo ułatwiało sprawę.
Niedawno byłam też u dermatologa. Pierwsza wizyta była płatna, ale ponieważ leczenie trwać ma dłużej, kolejne wizyty kontrolne i wypisywanie dalszych recept są już za darmo. Miła odmiana…
Badanie krwi? Wyniki gotowe po godzinie.
I tak dalej, i tak dalej…
Ponieważ w Alanyi obcokrajowców jest sporo, w większych prywatnych szpitalach organizowane są osobne recepcje dla cudzoziemców, gdzie personel albo pochodzi z Europy, albo mówi biegle po angielsku czy niemiecku.
Tyle o opiece zdrowotnej – myślę, że wystarczy, by wyrobić sobie jakiś obraz sytuacji. Ale co innego służba zdrowia, co innego turecka mentalność. Turcy na większość chorób i choróbek mają kilka określonych sposobów:
1. Antybiotyk
2. Zastrzyk w pośladek
3. Kroplówka i noc w szpitalu
Antybiotyki można (o zgrozo) kupić w aptece bez recepty. Wielokrotnie aptekarz namawiał mnie na zakup antybiotyku, kiedy prosiłam o lekarstwo na zwykłe przeziębienie. Zatrzyk stosuje się w cięższych przypadkach, a kroplówkę – w najcięższych. Sprawdziłam na sobie – działa :)
Tak na marginesie, pisząc o tureckiej mentalności miałam na myśli coś jeszcze. Źle się czujesz? Jesteś blady/a? Zmęczony/a, przybity/a?
Zaraz wszyscy to tobie powiedzą.
Trzeba przyznać, że Turcy nie krygują się w tych kwestiach. Są zaskakująco szczerzy w ocenie wyglądu. A szczodrzy w udzielaniu „pomocnych” rad.
Załóżmy, że jestem przeziębiona. Czerwony nos, czerwone oczy, nieciekawy wygląd. Staram się ukryć co się da makijażem i okularami słonecznymi, ale Turcy nie są wrażliwi na te subtelne sygnały. Wchodzę do biura:
– O, cześć Skylar! Jesteś chora? Tak? Oooo, nie dobrze. Gecmis olsun.
Podobnie wyczuleni są, kiedy wyskoczył ci na czole pryszcz („O, masz coś na czole! Niedobrze, niedobrze. Gecmis olsun”), jak i kiedy przytyło ci się troszkę („O, przytyłaś!”). Nie – przed Turkami nic się nie ukryje.
Bezpośrednio z kwestią zauważania czyjejś choroby wiąże się udzielanie porad. Zatroskany Turek czy Turczynka od razu przypomni sobie, że jego brat/ciotka/babcia mieli podobną przypadłość, i udało się znaleźć cudowny lek, który pomógł. Rozpoczyna więc dokładne wyjaśnianie co to było, jak się nazywało, jak się stosowało – nie zwracając uwagi na to, że mówienie o danym problemie może być dla kogoś kłopotliwe, tym bardziej, jeśli rozmawia się w obecności osób trzecich (!)
Cóż. Mamy przecież dobre chęci, prawda? Całe szczęście, że jeśli wyglądamy dobrze, Turcy czy Turczynki też na pewno to nam powiedzą!
Geçmiş olsun…
15 komentarzy
Czekam i czekam, wreszcie patrzę… i jest! Nowy wpis! xD
Z tej radości aż postanowiłam się dziś ujawnić ^^’
_________________________________
Notka świetna,jak zawsze i doskonale dopasowuje się do tego co obserwowałam podczas ponad miesięcznego pobytu z Turkami „od kuchni” xD
Gecmis olsun! ^^
Zatem zdrowia Agatko, bo jak wiadomo ono najwazniejsze! ma.
super notka. ostatnio zastanawialam sie, jak wyglada w Turcji sluzba zdrowia. chcialoby sie tak i w Polsce.
zdrowia!
/patrycja-em
Wlasnie! ilekroc bywalam w turcji prawie ze modlilam sie,zeby nie stalo sie cos co mnie zmusi do odwiedzenia tamtejszego szpitala(filmy i opowiastki ludzi potrafia odpowiednio pokolorowac fantazje..)Kolejny mit obalony!Gecmis olsun!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
a ja po polskiemu będę: niech przeminie :)
No to może polska służba zdrowia powinna brać przykład z tureckiej? W tym roku w Kemerze, miałam okazję parokrotnie zaglądać do takiego prywatnego szpitala. Prawdą jest to co napisała Skylar zatem nic , tylko tfu tfu można zachorować…:)będziemy bezpieczni…
w Wawie pierwsze oznaki jesieni, a ja mentalnie przygotowuję się do wyjazdu i przekopuję internetowe katalogi last minute:) droga Skylar życz mi powodzenia :)
Dokladnie powinnismy sie od Turkow uczyc takiej sluzby zdrowia a nie obawiac podczas pobytu w TR.
Tez uwazam ze Turcy sa za bardzo bezposredni, czasem chyba nie znaja granic….
a na Kanal D właśnie program o Alanyi. że najpiękniejsze miasto na świecie, bo góry i morze i ciepło, i cudzoziemcy kupują w szale mieszkania ;)
ech, a sezon Ci się zaraz skończy, pewnie smutno się robi na samą myśl, hm? ;)
Życzę dużo zdrówka , a tak w ogóle to jestem ciekawa jak wyglądają w Turcji odpłatności za leki . Czy na receptę jest dużo taniej? Pozdrawiam . Poznanianka
Świetna notka :) Doprowadziła mnie do uśmiechu :D Gecmis olsun przy pryszczu.. A jednak Turcja ciągle zaskakuje..
Pozdrawia Aga z Głogowa
Mój mąż leżał w tureckim, prywatnym szpitalu. Po powrocie do kraju i wizycie u naszych lekarzy, w naszych przychodniach poczułam nieodpartą chęć powrotu do Turcji celem kontynuacji leczenia męża właśnie tam, a nie w brudnym i odrapanym ZOZie, w którym pacjent jest traktowany jak zło konieczne. Mąż ma złamanie kości czaszki, do kraju przywiózł dokumentację leczenia w języku angielskim oraz płyty z zapisem wykonanych w Turcji tomografii (miał ich 5) – niestety polski chirurg nie znał języka angielskiego oraz nie posiadał w gabinecie komputera więc dostarczone materiały zdały się na nic. Nie wiadomo co robić, śmiać się czy płakać – człowiek ma chęć spakować manatki i wyjechać z tego kraju… w którym ZOZy robią wszystko, żeby wesprzeć ZUSy a lekarze są nieukami pracującymi metodami i narzędziami z ubiegłego stulecia.
Więc wszystko jest na równi:)chwalą i troszczą się:)
ZDRÓWKA po polskiemu
Gecmis olsun:)
pozdrowienia Marlena
Tak wracając sobie do tego dawnego wpisu chciałam spytać z trochę innej beczki. Jaki jest mniej więcej koszt badań powiedzmy z krwi? Np. taka podstawowa morfologia czy biochemia? Pytam gdyż postanowiłam spróbować swoich sił jako rezydent. Raz na pół roku potrzebuję jednak zrobić kontrolne badania kilku parametrów krwi by ewentualnie skorygować dawkę leków, które biorę ( a raczej potwierdzić że jest ok). Z tego powodu przecież nie uziemię się do końca życia w PL! Raczej ubezpieczenie od chorób przewlekłych nie obowiązuje, z tego co wiem to ma się ERV. Nie bardzo chciałam się pytać na rozmowach kwalifikacyjnych na których byłam, by ze względów zdrowotnych mnie od razu nie odrzucili zanim jeszcze mnie wybiorą. Chciałam się w razie co nastawić na ten koszt. A może mogłabyś przy okazji przybliżyć jak to jest z tym ubezpieczeniem w ogóle? Czy pracodawca wie o tym że skorzystałaś z tego ubezpieczenia nawet gdy powiedzmy się przeziębiłaś czy nie? tak z ciekawości pytam jak to działa? Powiesz coś z doświadczenia?
Cześć Agnieszka, zmobilizowałaś mnie to wpisu o tureckiej służbie zdrowia… planuję go od dawna ale wymaga on poszperania w informacjach, więc wciąż odkładam ;) A tak na teraz w skrócie: pracodawca nie ma żadnego związku z tym co sobie badasz na własną rękę poprzez ERV czy innego ubezpieczyciela. Koszt badań krwi prywatnie nie jest wysoki, nie wiem jaka to kwota, nie pamiętam, ale dość rozsądna, dowiem się przy okazji tworzenia wpisu na ten temat zapewne ;) Żaden ubezpieczyciel i tak Ci tego nie pokryje, bo nie jest to nagłe zachorowanie.
Inna sprawa, że jeśli jedziesz do pracy to Twój pracodawca i tak ubezpiecza Cię bo tego wymaga uzyskanie dla Ciebie ikametu i pozwolenia na pracę. Więc niezależnie od własnej polisy i tak będziesz miała polisę od pracodawcy. Kiepska ona jest co prawda, pokrywa tylko „grube zachorowania”, ale jest :)
OK, postaram się to zebrać i opublikować w rozsądnym terminie. Powodzenia, trzymam kciuki :)
Comments are closed.