Obudził mnie dzisiaj pewien dźwięk beczenia, który ostatecznie już przygwoździł moją opinię o Alanyi jako wiosce. Tak, wiem, że to tymczasowe. A jednak barany, owce i kozy trzymane przy domach mieszkalnych w centrum miasta – wydały mi się bardzo na miejscu :)
Nadchodzi Kurban Bayramı, czyli Święto Ofiarowania. Po raz pierwszy od rozpoczęcia mojej przygody z Turcją będę tutaj podczas tych dni. Start jutro, w piątek, od samego rana. Muzułmanie udadzą się do meczetów dokonać namazu świątecznego (modlitwy) i zaraz potem rozpęta się zabijanie ofiarnych zwierząt… A potem ucztowanie w domach aż do poniedziałku włącznie. Święto upamiętnia wydarzenie, które znane jest chrześcijanom ze Starego Testamentu: ofiara złożona z syna Abrahama (w islamie Ibrahima; jeden z dowodów na to, że chrześcijanie i muzułmanie wierzą w jednego Boga – tylko inaczej).
Według sunny (przykazów postępowania w islamie) każda rodzina zabija jedno zwierzę, z którego 2/3 oddaje osobom, które na co dzień nie jedzą mięsa. Pozostałą 1/3 (tą najgorszą część!) przyrządza się i uroczyście zjada w domu. Oczywiście taki przykaz pochodzi z dawnych czasów, kiedy to na mięso stać było nielicznych. Muzułmanie zawsze byli, są i będą zobowiązani do pomagania biedniejszym należącym do społeczności ludziom.
Dzisiaj podczas Kurbanu niestety dużo mięsa się marnuje – wszyscy dokoła kupują, ofiarują (chciałam napisać „zabijają”, ale dostałabym za to od muzułmanów po łapach), i zabierają do siebie. Stąd powstały miejsca (odpowiedni ludzie czy organizacje), gdzie można zakupione przez siebie mięso ofiarować faktycznie potrzebującym, biednym, skoro na co dzień z takimi się nie stykają.
Zawsze byłam przerażona samym faktem istnienia takiego święta i takiego „barbarzyńskiego” zwyczaju, jako osoba generalnie wrażliwa na tego typu widoki, i raczej ze średnim entuzjazmem podchodząca do mięsa (mogłoby dla mnie nie istnieć, uwielbiam roślinki). Słyszałam, że na ulicach nie wygląda to specjalnie zachęcająco.
Dopiero teraz będę miała okazję sprawdzić jak wygląda w praktyce. Trzeba też wziąść pod uwagę parę dodatkowych informacji: zwierzęta są zabijane w sposób muzułmański (halal), który podobno należy do najbardziej humanitarnych. Ponadto w miastach są wyznaczone określone miejsca, raczej oddalone od centrum czy reprezentacyjnych deptaków, gdzie takiego Ofiarowania dokonują wyspecjalizowane osoby, znające się na rzeczy. Oczywiście nie wszyscy tego przestrzegają; ale za to możemy już winić konkretne osoby.
W związku ze świętem już od tygodnia wielkie poruszenie. W telewizji, wśród znajomych, na ulicy.
Jak zwykle w takiej sytuacji (niezależnie od kraju), wszyscy ruszają na zakupy. Z okazji Bayramu kupuje się nowe ciuchy, wyposażenie AGD, prezenty dla odwiedzanej rodziny. Słodycze. W telewizji stosowne reklamy („Weź kredyt na Bayram”)i reportaże („Czy sprzedawcy zanotowali większe zyski?”).
Ponieważ wolne od pracy będą aż 4 dni, Turcy, jako naród wiecznie podróżujący, ruszył w drogę. Rodziny tureckie rozsypane są po całym kraju, co przy takiej powierzchni ma znaczenie. Mimo doskonałej sieci połączeń i ogromnej ilości firm przewozowych, oraz paru tanich linii lotniczych, już 2-3 tygodnie przed Bayramem ciężko było znaleźć miejsce na jakąś podróż.
Ale jednak się udało. Z racji, że z Ofiarowania jako yabancı jestem zwolniona, wybieram się niniejszym na wycieczkę, wraz z koleżanką Anią, też yabancı. Ona ze Stambułu, ja z Alanyi, spędzimy w autobusach całą noc a jutro rano, wraz z początkiem święta spotkamy się w podobno jednym z piękniejszych i bardziej europejskich miast Turcji – Izmirze.
Co prawda obawiamy się trochę świątecznych utrudnień (zamknięte obiekty, sklepy), ale wierzymy, że mimo wszystko będzie co oglądać :) Ba, w pierwszy dzień świąt zwykle lokalny transport jest za darmo (czy ktoś mógłby wpaść na ten cudowny pomysł w Polsce?)… Dlatego owszem, będzie tłoczno (tłumy odwiedzających się krewnych), ale miejmy nadzieję – ciekawie.
Stosowną relację oczywiście zamieszczę po powrocie.
PS. To jeszcze nie koniec zdjęć ze Stambułu – w kolejce czekają 2 niesamowite odcinki. Ale one mogą sobie poczekać. Chętnych do oglądania wszystkiego w jednym „picasowym” albumie informuję, że na to też potrzeba troszkę czasu. Ale zaprawdę powiadam Wam, Wasza cierpliwość zostanie wynagrodzona ;)
4 komentarze
Och, te zwyczaje swiateczne!W Turcji barny, w Ameryce indyki, u nas karpie..,
Mimo wszystko ciekawej i szczesliwej podrozy. Pozdrawiam odwazne podrozniczki.ma.
O mamo, jatki są straszne. Ja widziałam raz jak w sposób hallal „uśmierano” barana więc już więcej nie chce !!!! Zatem w pełni cię rozumiem. Życzę miłych wakacji w Izmirze :)
Ja jeszcze odniose sie do poprzednich 2 postow. Wspaniale zdjecia i jak dla mnie jedne z najlepszych jakie sie pojawily an blogu a wiadomo ze zdjecia zawsze sa bardzo interesujace.
Szczegolnie fajnie ujelas kontrasty kulturowe na przykaldzie ,,lasek”
Tej;) czekam na wiecej zdjec!
Dla mnie to swieto jest troche przerazajace, rano owieczki pasa sie na lace a wieczorem juz leza na stole.Tak samo jak z naszym karpiem dlatego nie popieram plywajacych karpi w wannie i zabijania ich w domu.
Mi tez nie bardzo przypadl do gustu bayram, ale czy to nie my jemy wiecej szynek i miesa ze zwierzat zabijanych w gorszych warunkach?? Chyba jednak tak…choc podrzynanie gardla na zywca jest widokiem makabrycznym, to sam cel- dzielenie sie z biednymi zwlaszcza i poszanowanie zwierzecia (zakopanie czesci, ktorych sie nie spozywa) troche tlumaczy takie zachowanie…
Comments are closed.