W niedzielę odbył się mecz piłki nożnej. Właściwie to dwa. Jak są dwa mecze, w tym samym czasie, do tego jeszcze o Mistrzostwo Turcji, to powoduje niekiedy lekkie zamieszanie.
A nawet całkiem ciężkie.
Czasami na tur-tur wspominałam co nieco o futbolu, skąd stali czytelnicy domyślili się pewnie, że fanką jestem, oj jestem. Uważam, że piłka nożna jest jednym z bardziej emocjonujących sportów na świecie :) Co prawda na regularne śledzenie meczy czasu ani możliwości nie mam, ale generalnie staram się orientować choćby w ważniejszych wydarzeniach. Ba, w Turcji długi czas futbolowo indyferentna, zostałam nakierowana przez jednego futbolowego maniaka znanego na łamach tutejszego bloga jako Król Pomarańczy… Od tego czasu jestem wierna następującej drużynie:
Tymczasem my, nabuzowani od emocji, śledziliśmy akcję na ekranie. Był remis, ale remis nie wystarczał do zwycięstwa, tym bardziej, że w równoległym meczu Bursaspor wygrywała z Besiktasem. Fenerbahce wciąż usiłowało strzelić bramkę Trabzonspor, które wytrwale się broniło. Wierzyłam w FB, uważałam, że skoro dopiero co Lech Poznań zdobył Mistrza, to zdobędzie go także moja turecka ulubiona drużyna…
Niestety. Strzał za strzałem, a piłka wciąż uparcie albo została odbijana przez bramkarza, albo nie trafiała w siatkę, albo trafiała prosto w słupek czy poprzeczkę… Jęki zawodu stały się coraz bardziej nerwowe. Turcy oczywiście wstawali przy każdej sytuacji podbramkowej, co zasłaniało nam pole widzenia. Pod koniec meczu po prostu rzucali się na podłogę, tudzież walili w nią pięściami – energia kumulowała się bez przerwy, wciąż nie znajdując ujścia…
Mecz już praktycznie się skończył, kiedy wśród kibiców, wściekłych, zawiedzionych, rozczarowanych – rozeszła się wiadomość, że Besiktas odrobił straty i zremisował z Bursaspor – oznaczałoby to, że Fener mimo przegranej zdobył tytuł Mistrza! Jak się okazuje, przez kilka sekund czy minut tak samo myślano również na stadionie. Ogarnęła nas wielka radość, rzuciliśmy się sobie nawzajem w ramiona, stres się skończył, zapalono race, wskoczono na stoły….
I nagle… co to pokazują na ekranie? Şampyon Bursaspor? Dlaczego piłkarze którzy całują się i płaczą ze szczęścia mają na sobie zielone koszulki? Musiała zajść jakaś gruba pomyłka…
Niedowierzanie, szok, a potem typowo po turecku ekspresowe opuszczanie lokalu, pora iść, nie ma co dłużej tego słuchać, dość, po prostu dość!
Na ulicach zaczęły się już objazdy trąbiących samochodów z rozpostartymi flagami Bursaspor, wrzaski radości… i skwaszone miny oraz złośliwe komentarze przegranych. Nagle okazywało się, że „wszyscy są z Bursy” (normalnie miasta dość nielubianego), gdyż w Turcji nie tylko ważne za kim się jest, ale i także przeciwko komu. Fani Besiktasu cieszyli się więc, że przegrali mecz, bo dzięki temu przegrało i Fenerbahce…
Weszliśmy do sklepu po piwo, aby odgonić smutki. Sprzedawca podejrzanie uśmiechnięty.
– Jestem z Bursy – pokazuje na telewizor
– To my nie kupujemy – żartujemy i udajemy, że chcemy się wycofać
– No wiem, że dla Was to smutne, ale ja się ciesze – sprzedawca nadal niezwykle uśmiechnięty – Smacznego piwa.
I na koniec jeszcze:
– Geçmiş olsun (czyli oby nam ten smutek jak najszybciej minął)
No, oby minął.
Mamy już wtorek, a fani Fenerbahçe wciąż pogrążeni w żałobie. Wolę nie myśleć jak się czuli ci, którzy nieopatrznie rozwinęli gigantyczne flagi nad ulicami PRZED feralnym meczem. Zaraz po pewnie pobiegli je zwinąć…
Oby do następnego roku. A wtedy..! Pogonimy tą Bursę i całą resztę! :)
4 komentarze
Oj! Skylaar kogo pogonicie? Nie damy się :D W nastepnym roku na pewno Sampiyon Galatasaray, re re re ra ra ra ….;)
Ogladalam tez w necie i cieszylam sie jak glupia razem z Bursą, bo lepsze to niz FB :p
Pozdrawiam
Pariss
hahaha :) Uwielbiam Ciebie czytać! I wyobrażam sobie to całe zamieszanie. Widziałam komentarze mojego własnego kibica i radość że fenerbahce przegralo, też jest za Galatasaray :)
Zostały mi 44 dni do wylotu :)
A wracając do zaczepienia Ciebie na ulicy, głupio mi było ;)
Jeśli chodzi o piłke nożną, to wbrew pozorom i nawet w barową, zimną, mokrą, obrzydliwą pogodę polscy kibice nie są odlegli od narodu tureckiego. Temperament, testosteron, skłonność do śpiewów, czynów heroicznych, no … może bez rzucania sie na podłogę, choć kto tam wie… ale czerwone race – i owszem. Wiem coś o tym, też jestem z Poznania. Widziałam, co sie działo, a nawet pośrednio brałam w tym udział. Dziękuję za ten malowniczy obrazek i zapewniam że czytam Cię nieustannie. A lata mijają…
pozdrawiam – zakochana w Turcji
Akurat z piłką nożną chyba większych różnic kulturowych nie ma – wszędzie na całym świecie te same emocje ;)
Kwestia jeszcze jak się reaguje „po” i co i jak się pije – bo tutaj to różnice spore występują niekiedy…
Pozdrawiam serdecznie także Panie z przeciwnych drużyn :-P Jeszcze zobaczycie :-P
Comments are closed.