/na zdjęciu: wspólne polsko-tureckie gotowanie w akademiku, fot. Marakionis/
Drodzy Czytelnicy, pora opublikować pierwszą notkę-opowieść jednej z Czytelniczek. Następne czekają już w kolejce, będę starała się je dodawać regularnie, tym bardziej że moi przyszli „rozmówcy” czyli bohaterowie prezentują się bardzo… no właśnie – zróżnicowanie i jest ich sporo. A o to nam przecież chodziło!
Na początek i na rozgrzewkę autorka występująca na potrzeby tekstu pod pseudonimem Marakionis. Jest studentką nauk ścisłych na uczelni w Bydgoszczy, ma 22 lata i jej przygoda z Turcją ma związek z jakże szeroko znanym programem stypendialnym Erasmus. Nigdy nie dane mi było z niego skorzystać (za wcześnie się urodziłam :)), za to słyszało się o nim wiele – i dobrego, i złego. Jedno trzeba podkreślić szczególnie – ten program jak żaden inny na zawsze zmienił pojęcie „wymiana kulturowa” i dzięki mu za to! Studenci, wkraczający dopiero w dorosłe życie nagle stykają się z inną kulturą, ale prezentowaną przez ludzi w tym samym wieku, studiującymi to samo… Po paru miesiącach kulturowej przeplatanki nie ma szans: już nie będą tacy jak wcześniej! Przekonajmy się zresztą sami… miłej lektury /śródtytuły pochodzą od redakcji czyli Skylar/:
Trochę o sobie
Jestem studentką III roku, studiuję nauki ścisłe. Jestem bardzo entuzjastycznie otwarta na poznanie choć cząstki świata nie tylko z książek i opisów – chcę poznawać inne kultury przez kontakt z ludźmi pochodzących z innych zakątków świata. Dzięki wymianom międzyuczelnianym programu Erasmus i poznaniu przyjezdnych Turków i Turczynek, zaczęłam się interesować tym krajem. Sprawiało mi ogromną przyjemność poznać troszkę historii tej kultury, problemów dotyczących społeczeństwa i życia w Turcji widzianych oczami tureckich studentów.
Jak się wszystko zaczęło
Turcja zajęła ważne miejsce w moim życiu przez kontakt z grupą tureckich studentów. Spędziłam z nimi cały letni semestr począwszy od polsko-tureckich kolacji i kończąc na imprezach w wspólnym gronie i długich rozmowach. Zafascynowała mnie odmienna od naszej kultura i poglądy, również dostrzegalne było inne zachowanie (Turczynki zwracające uwagę odnośnie dekoltów, a Turcy szarmanccy, subtelni i słodzący aż „do bólu” w komplementach).
Niektórzy z moich polskich znajomych bez względu na płeć komentowali czasem uszczypliwie moje zainteresowanie. Przypuszczam, że te komentarze były spowodowane ciekawością – jako że nie wszyscy Polacy są otwarci i brak im odwagi by poznać obcokrajowców, wypytywali tych, którzy mają z nimi styczność. Domyślam się też, że Polacy byli zazdrośni o Turków, gdyż Polki chętnie spędzały z nimi czas.
Różnice i podobieństwa, czyli codzienność na kampusie
Większość poznanych przeze mnie Turków pochodziła z miast: Izmir, Stanbuł, Konya Antalya, Adana. Byli bardzo otwarci, uprzejmi. Starali się być nowocześni i europejscy, niektórzy byli wierzący bardzo praktykujący, a inni nie i nie kryli się z tym. Bardzo kochają swój kraj i Ataturka, wciąż o tym otwarcie mówiąc lub symbolizując. Mężczyźni okazywali się niezwykle romantyczni (w staraniach o dziewczynę), i lubiący rywalizację na przykład podczas meczu koszykówki z Polakami. Kobiety – jedne bardzo europejskie i ciekawe naszej kultury, a inne chodzące w chustach, trochę nieśmiałe, wycofane.
Obserwowani przeze mnie Turcy mieli zazwyczaj wesoły nastrój, w ich pokojach grała muzyka, sporo tańczyli! Czasem pytali nas o rzeczy, które ich dziwiły, np.: dźwięk kościelnych dzwonów, kolorowe palemki w czasie Wielkanocy. Z kolei my dowiedziałyśmy się o wzywaniu muzułmanów do modlitwy poprzez głośniki umieszczone w miastach. Doszukaliśmy się podobieństwa sakramentu pierwszej komunii i towarzyszącemu jej spotkaniu rodzinnemu z tureckim świętowaniem z okazji obrzezania chłopców. Przyznam, że często najzabawniejsze było usiłowanie opowiedzenia i wytłumaczenia nam czegoś w języku angielskim.
Po bliższym poznaniu dopiero okazało się, że młodzi Turcy uważali Polki za dość obyczajowo swobodne – część z nich po poznaniu nas, studentek, nieco zmieniła ten pogląd. Podobały mi się też kulinarne wyzwania, kiedy wzajemnie pokazywaliśmy sobie narodowe przysmaki. Wśród Turków największą popularność zdobyły moje krokiety z kapustą i grzybami – z kolei my smakowaliśmy przygotowane przez nich dania…
A tureckie dziewczyny?
Spędzały z nami czas dwie Turczynki, były otwarte, wciąż uśmiechnięte i bardzo życzliwe. Początkowe tematy były o studiach, adaptacji w Polsce, co im się tu podoba – w późniejszym czasie oddaliły się od nas, były skupione bardziej na nauce, w przeciwieństwie do Turków, którzy codziennie imprezowali. Do dziewczyn w chustach nie miałam okazji bardziej się zbliżyć, z ciekawości wychodziły na korytarz gdy słyszały rozmowy, ale szybko wracały do swoich pokoi.
Jak się bawi akademik, czyli integracja obejmuje opornych…
Byłam pełna entuzjazmu dowiadując się o potrawach, muzyce czy poglądach i z chęcią je opowiadałam znajomym. Pewnego razu udało mi się nawet najbardziej opornego znajomego zapoznać z tureckimi studentami i w jego pokoju w akademiku odbyło się spotkanie zapoznawcze! Byłam pod wrażeniem jak się na nich otworzył. Zawsze mówił, że „nic do nich nie ma” ale w towarzystwie kolegów, którzy poruszali ich temat nie wysławiał się o nich pochlebnie i wolał trzymać dystans. Myślę, że było to spowodowane brakiem kontaktu; na piętrach w akademiku, gdzie Polacy żyją obok Turków są bardzo zżyci: dobrze się razem bawią i pomagają w potrzebie. Ze wspomnianym kolegą doszło tylko do jednorazowego spotkania, ale po nim widziałam że polubił Turków, może użyłabym raczej określenia: „zaczął tolerować”. Jak do tego doszło? Ja naciskałam, by nie kończyć imprezy juwenaliowej po powrocie do akademika, a że kolega miał wolny pokój, to dało się go namówić. Trochę alkoholu też zrobiło swoje, ale i widział że my – pozostali – umiemy się z nimi dogadywać. Wierzę, że może tak jak ten student więcej osób otworzy umysł i do jakiejkolwiek innej kultury Polacy będą podchodzić z zainteresowaniem a nie z uprzedzeniem i stereotypami. Szczerzę każdemu życzę kontaktu z tą kulturą i ludźmi.
Studencki początek, a ciąg dalszy…
Zetknęłam się też z innymi studentami (Portugalia, Włochy) ale generalnie do Bydgoszczy przyjeżdża najwięcej studentów z Turcji i mieszkają w akademikach, więc to ich miałam okazję poznać najbardziej. Okres, w którym ja się zetknęłam z Turkami trwał ponad pięć miesięcy w roku 2012. Po rozpoczęciu nowego zimowego semestru nie umiem obojętnie przejść obok tureckich studentów i gdy mam okazję się z nimi poznać mówię „merhaba”, i już pojawia się na ich twarzy uśmiech. Niestety jak do tej pory nie udało mi się zapoznać z tak zgraną grupą jak w zeszłym roku.
Dzięki tym znajomościom strach przed nieznaną inną kulturą i religią zniknął, wręcz zaczęłam interesować się problemami związanymi z religią, tematem wejścia do UE, postrzegania i traktowania kobiet – i tym jak to oni widzą, z jakimi opiniami i problemami oni się zetknęli. Miałam szczęście trafić na taką grupę studentów, którzy mieli chęć odpowiadać na te pytania. Po zakończeniu semestru i powrocie do życia codziennego, nie chciałam by ta „przygoda” z Turcją się skończyła. Tak znalazłam Tur-Tur blog i przymierzam się do książek o tematyce tureckiej.
Czyżby pora pojechać do Turcji..?
Nigdy nie byłam w Turcji, tak bardzo chciałabym odwiedzić ten kraj. Najbliższym towarzyszem rozmów dla mnie był chłopak z miasta Antalya i być może dzięki temu zauroczyłam się w tym mieście, mimo że znam je tylko z opowiadań i zdjęć. Pokazywał mi tak wiele ciekawych miejsc; żałuję że wtedy nie zapisałam tych nazw.
Mówi się, że chcieć to móc, zatem szczerzę wierzę, że kiedyś zobaczę na własne oczy te miejsca. I ciekawa jestem czy po latach kontakt z tymi studentami się utrzyma i jak się komu w życiu ułoży.
6 komentarzy
Wspaniała historia. To niesamowite, jak taka wymiana studencka może zmieniać poglądy, zbliżać ludzi do siebie, budować chęć poznawania, odkrywania. Czytając notkę nabiera się coraz to większej chęci do przeżycia tego samego. Niestety jest jeszcze wiele do zrobienia, wiele do udowodnienia. Takie wydarzenia mogą ten proces przyśpieszać i pomagać nam czuć się w każdym zakątku świata jak u siebie. :)
Gratulacje dla polskich studentów, są bardzo gościnni, tolerancyjni, rządni wiedzy a z opowiadań obcokrajowców wynika, że pokochali oni zarówno Polskę jak i Polaków. Nie ma lepszej promocji kraju. :)
Nie mogłam się nigdy przekonać do Erasmusa. Kiedy już jestem przekonana, że to wspaniały program, promujący różnorodność, piątkowe spotkanie z przyjaciółmi zakłóca mi horda (przepraszam) Erasmusowców.
Właśnie podsumowuję swoje badania o wizerunku Polaka/Polki w Turcji. Osoby z Turcji, które brały udział w programie, bardzo chwalą Polskę, gościnność, ogólnie dobrze wspominają program. Niestety ci, którzy poznali polskich studentów w Turcji, zwykle mają odmienne zdanie. A najgorsze jest to, że zawsze kilka osób – tych, którzy nie opuszczają barów i dziewczyn rodem z notki o życiu nocnym w resortach – tak bardzo mogą wpłynąć na ogólną ocenę (nie tylko ludzi, ale też ogólnie: polskiej kultury, trybu życia etc).
Mam nadzieję, że bohaterce uda się w końcu odwiedzić Turcję.
A co do Erasmusa muszę się wtrącić. Jakie by nie były opinie o tym programie, to uważam, że jest to wspaniała sprawa. Erasmus oferuje wiele, a to jak się go spędzi to już kwestia osobista każdego uczestnika. Są tacy, którzy nie opuszczają barów przez cały pobyt, ale są i tacy, którzy potrafią wypracować sobie pewien balans.
Ja pojechałam na erasmusa na ostatnim roku studiów. Chodziłam na imprezy, bo to była najlepsza okazja do poznania ludzi. Ale równocześnie uczyłam się tureckiego i pogłębiałam wiedzę o kulturze i zwiedzałam. Można i tak.
P.S.Skaylar a o praktykach erasmus też będziesz pisać? Bo oprócz erasmusa, tak tu też praktykowałam :)
A chętnie napiszę, może chcesz się wypowiedzieć w temacie? ;)
Czemu nie – jako były erasmus, erasmus praktykant a teraz nauczyciel :)
ok to odezwę się na maila do Ciebie w jakimś w miarę bliskim czasie ;)
Comments are closed.