Już prawie koniec Ramazanu. Przeleciało tak niepostrzeżenie, pewnie dlatego że praktycznie nikt z najbliższego mojego otoczenia postu nie przestrzegał. Kilka tygodni przed jeszcze się wahano, dyskutowano:
– A ty będziesz pościć?
– Jak Bóg da… a ty?
– Jak Bóg da…
Ale nawet najszczersze chęci nie wystarczyły – dawno nie było tak trudno. To pewnie najtrudniejszy rok postu od wielu lat: dni długie, upały jak to w lipcu, nawet w nocy temperatura nie schodzi poniżej 25 stopni, wilgotność 80%, organizm nawet w normalnych warunkach picia i jedzenia potrafi powiedzieć dość, a co dopiero bez przyjmowania pokarmów i napojów!
W lokancie, w której stołujemy się codziennie (knajpka z kuchnią domową, gdzie pracownicy okolicznych firm schodzą się na abonamentowe obiady) wpierwszy dzień Ramazanu nasze wielkie zdziwienie i podziw wzbudził kucharz przestrzegający postu. Jak się okazało sprawdzał czy da radę. Drugiego dnia okazało się jednak, że nie dał…
W tym roku często słyszę dyskusję o tym, że post przecież można przełożyć na inną porę roku. Że najważniejsze to chcieć, a czas jest dla Boga mniej ważny. Że przecież nie liczy się „za wszelką cenę”, ale inaczej: w zgodzie z sobą i swoimi możliwościami, nie kosztem zdrowia czy na przykład pracy. Trzeba przyznać, że jest to zgodne z zasadami postu, który przecież zakłada „odrabianie” zaległości (jeśli ktoś nie dokończy postu), albo „zwolnienie” w razie podróży, choroby, czy innej niedyspozycji. W islamie nie ma przymusu.
Oprócz samego poszczenia ważna jest także pomoc potrzebującym. Jest to kolejny z filarów islamu. Wspomaga się organizacje charytatywne, ale także konkretne osoby. Na przykład znajduje się rodzinę, małżeństwo czy pojedynczą osobę, której funduje się ciepłe posiłki w zaprzyjaźnionej lokancie. Taki mały przyczynek do tego, aby innym było lżej, gest dzielenia się tym, czego my mamy w bród (jedzenie) z tymi, którzy być może muszą sobie je ściśle wyliczać czy nawet odmawiać.
Coś jeszcze, czego znajomi tureccy przestrzegają (co prawda nie wszyscy – ale), to wstrzemięźliwość od alkoholu. Im bliżej jednak końca postu, tym więcej pojawia się aluzji do procentów i odliczania dni. Przyczyna wydaje mi się dość banalna: nic tak nie komponuje się z turecką anyżówką rakı, jak schłodzone kavun i karpuz, czyli melon i arbuz, które o tej porze roku osiągają szczyt swoich smakowych możliwości. Do tego jeszcze dorzućmy plasterki białego słonego sera… garść orzechów włoskich… I już czujemy, jak cieknie nam ślinka i jak idealnie komponowałoby się „mleko lwa”…
Ostatnio wieczorami konsumujemy właściwie tylko takie zestawy – brakuje jedynie raki. Kojarzy mi się to ze stopniowaniem przyjemności. Kilka dni temu jedliśmy ze znajomymi wieczorem na balkonie czereśnie i melony, i to wyłącznie dlatego, że „złapał” mnie apetyt i namówiłam towarzystwo na nocne owocowe zakupy. Na kolejnym spotkaniu czereśnie zastąpił arbuz. Spodobało się. Wczoraj dołączył ser biały i ramazanowe pide… dalsze skojarzenia pojawiły się już niemal automatycznie.
***
Nieopodal budynku w którym pracuję jest piekarnia – jedna z bardziej szacownych w okolicy. Codziennie ustawiający się przed porą iftaru (wieczornego posiłku oznaczającego przerwanie postu) sznureczek amatorów ciepłego chleba aż się prosił o uwiecznienie. Postanowiłam złapać w kadry ten klimat, choć niestety – niebiańskiego zapachu już się nie udało… ;)
Wreszcie dzisiaj zmobilizowałam się, wzięłam aparat i poszłam do piekarni.
– Czy mogę porobić wam trochę zdjęć? – spytałam omączonych piekarzy uwijających się jak w ukropie.
– Ale dlaczego? – zapytali zdziwieni.
– Bo mi się bardzo podoba – odpowiedziałam szczerze i zostałam tym samym „zaakceptowana” – wpuścili mnie do środka :)
Poniżej kilka zdjęć. Wybaczcie ich jakość. Jako fotografka-amatorka dałam się oszołomić atmosferze miejsca – pośpiech, przesuń się, podaj chleb! – i straciłam zupełnie głowę. Z tej krótkiej przygody i tak jestem zadowolona, bo przypomniało mi się – zapracowanej, zmęczonej i spoconej w alanijskich upałach – że Turcy to naprawdę otwarci i pozytywni ludzie :)

A tak wygląda kolejka (już teraz malutka, bo przyszłam późno) oczekujących. Proszę zwrócić uwagę że po chleb wysłani zostali sami panowie :)
7 komentarzy
Ach jaka smakowita notka, aż zrobiłam się głodna :) Chleb na zdjęciach wygląda naprawdę bardzo apetycznie (i pewnie tak smakuje) Czekam na więcej kulinarnych wpisów. Pozdrawiam serdecznie
Mega!!!! Kochem je!
Widziałam taką piekarenkę u teściów w Mersin. Mają pod swoim blokiem, z balkonu zjeżdża na sznurku z 2 piętra koszyk plastikowy z lirami i zatrzymuje się na poziomie wzroku piekarzy. Jeden z nich bierze kasę i wkłada pide (nie tylko w ramazan) do koszyka i pociąga za sznureczek – znak, ze można koszyczek wciągnąć na 2 piętro przez balkon. Piekarenka mała, dużo mniejsza niż Twoja, ale system wypiekania ten sam :) Też kiedyś „lukałam” :)
Ramazanowa pide jest najlepsza. Tu takiej nie ma jak w Turcji. W sklepach pojawia się koło 15tej i szybko znika, albo…zostaje i „wala się” po półkach na 2 dzień.
w sumie tylko parę razy udało mi się nabyć ramazan pidesi ciepłą i chrupiącą. Ot uroki KKTC :)
A to przyjecie przy swiecach, ach…!
Chlebek jest pyszny a wpis na blogu jak zawsze bardzo ciekawy:)
Oglądając zdjęcia, aż chce się jeść;-)
ohhhh, ramazanowa pide jest wyjątkowa. czekałam na ramazanowe wieczory, by z piekarenki naprzeciwko kupić jeszcze cieplutką, pachnącą, posypaną czarnuszką, dokładnie taką, o jakiej piszesz.
jeśli chodzi o podejście do Ramazanu, to mam wrażenie, że w tym samym mieście znamy zupełnie innych ludzi :) wśród moich znajomych i w rodzinie post to indywidualna decyzja i nie jest to w ogóle temat dyskusji, narzekań czy wyczekiwań jego kresu. ten, kto się na to decyduje, pości niejako w sposób naturalny, a ten kto ma swoje powody (np. wielogodzinna ciężka fizyczna praca), nie podejmuje postu. nie spotkałam się też z żadnym narzekaniem (post jest wyborem, nie przymusem), ani tym bardziej wyczekiwaniem zakończenia, by dać upust jakimś konkretnym pragnieniom. mam wielki szacunek dla osób mających w sobie tego typu gotowość, tym większy, że od kilku lat obserwuję, jakie to wyzwanie i wysiłek dla organizmu. jedna z moich elti (żona brata męża) zapytana kiedyś, czy nie jest jej ciężko utrzymać post (praca, gorąco, zmęczenie), powiedziała po prostu: „jeśli robisz coś z ufnością, wiarą, sercem (powtarzając ten gest każdego roku), to się staje zupełnie naturalne”.
pozdrawiam :-)
Joasia, zgadzam się z Tobą w odniesieniu do Ramazanu, mam podobny pogląd na ten temat, zresztą pisałam o tym kiedyś w poprzednich latach. Tym razem trochę wykpiwam to podejście które zauważyłaś, a które ja dostrzegłam nie wśród bliskich znajomych czy rodziny, tylko osób mnie otaczajacych na codzień w pracy, a tu pracownik w lokancie, a tu ktoś inny, kto się „przewinął” przez miejsce pracy i pokusił się o komentarz. Wiadomo, że to tacy „niedzielni” muzułmanie (czy raczej powiedzieć trzeba „piątkowi”). Kto naprawdę pości, ten pości, i już ;)
Comments are closed.