Malta nie należy do dużych wysp. Wprost przeciwnie, z powierzchnią ledwo ponad 300km2 jest niewiele większa od Poznania. Maksymalna długość wyspy wynosi 27 kilometrów, prawdziwe szaleństwo, mniej niż z Alanyi do Okurcalar (o szerokości nie wspominam, bo jeszcze mniejsza).
Planując zwiedzanie Malty okazuje się jednak, że komunikacja miejska działa jakby na przekór rozmiarom wyspy. Autobusem wszędzie jest tak „daleko”! Odległość ze Sliemy, gdzie mieszkamy, do na przykład Mosty, gdzie znajduje się piękna świątynia, to ledwo 7,5 kilometra. Samochodem można przejechać tę trasę w 15 minut. Autobusem… w niecałą godzinę!
Nie zniechęcamy się jednak i pierwszego weekendu podczas naszego pobytu na Malcie wybieramy się najpierw do średniowiecznego miasteczka Mdina – pierwszej stolicy Malty, a nazajutrz planujemy pojechać do Marsaxloxx na rybny bazar, czytaj „Marsaszlok” – tak wiem, brzmi pięknie. Odległość to 12 km, dwoma autobusami podróż powinna trwać jedynie godzinę i 10 minut :)
Zaopatrzeni w mapkę komunikacji miejskiej czekamy na przystanku na pierwszy autobus. Przyjeżdża punktualnie. Mamy się przesiąść w miejscowości Paola. Czekamy na przystanku i czekamy, ale autobus nie przyjeżdża. Razem z nami na ten sam autobus czekają trzy panie Maltanki. Mija nas 15 autobusów innych linii, ale naszego numeru 81 wciąż nie ma. Kiedy nadjeżdża (po 40 minutach)… nie zatrzymuje się! Po prostu kierowca przejeżdża nasz przystanek z zadowoloną miną. To samo dzieje się po kolejnych 30 minutach z kolejnym numerem 81. Tego już za wiele. Kiedy pytam Maltanek co się dzieje, ich odpowiedź (później okaże się, że w przypadku przystankowych komentarzy na Malcie jedyna obowiązująca) brzmi:
– This is Malta. They are all crazy! I am sorry, but maltese drivers are stupid! /’to jest Malta, oni wszyscy są szaleni. Przykro mi, ale kierowcy maltańscy są głupi’/
Postanawiamy zdesperowani wsiąść w jakikolwiek kolejny autobus, który zatrzyma się na przystanku i pojechać gdzie nas oczy poniosą. Na bazar rybny w Marsaxloxx i tak już nie zdążymy, bo trwa jedynie do 13.00. Wbrew rozkładowi podjeżdża kolejny 81, który zabiera na pokład jedynie 3 osoby, bo jest przepełniony. Kolejnych chętnych, w tym nas, kierowca wygania na zewnątrz. Maltańczycy przeklinają (chyba), i robi się niezła zadyma. Na pytania po angielsku dlaczego nikt nie chce odebrać pasażerów odpowiadają „I don’t know! It’s not my problem” – co okazuje się później także klasyczną odpowiedzią maltańskiego kierowcy autobusu.
Wkurzamy się i jedziemy w przeciwną stronę – do Valetty.
Do Marsaxloxx pojadę sama dwa dni później, bo się uparłam, że dojadę. No i dojechałam, ale tym razem zamiast stać „w polu” postanowiłam pojechać trochę dalej, aż do pętli, i tam przesiąść się na drugi autobus. Okazało się to znakomitym rozwiązaniem – na pętli widać wszystkie autobusy jak na dłoni i nie sposób zostać nie zabranym! Za to miałam inne atrakcje: kierowca mojej linii podjechał na zły peron, co spowodowało zamieszanie (autobus obok musiał podjechać na peron mojego autobusu, pasażerowie wsiadali i po chwili wysiadali kiedy zorientowali się że zaszła pomyłka). Z kolei po drodze, wyobraźcie sobie, że nasz autobus uderzył lusterkiem w wiatę przystanku (tak! tak!!!). Lusterko uległo wykrzywieniu, a kierowca wychodził dobre kilka razy, aby je właściwie ustawic z powrotem… Przejeżdżając przez kolejną miejscowość nie potrafił z kolei nawrócić na rondzie, musiał się cofnąć…
Z kolei wracając byłam świadkiem jak nasz autobus nie zbierał pasażerów po drodze, a kierowca uśmiechem reagował na machających rozpaczliwie ludzi na przystankach wkładając sobie jednocześnie do uszu słuchawki od mp3. Tym samym przekonałam się jak to wygląda z drugiej strony – faktycznie, „zabawnie”… ;)
Po tych pierwszych paru dniach i paru bolesnych nauczkach uspokajam się i przyzwyczajam do Systemu, do tego że autobus wbrew rozkładowi może nie przyjechać, do tego, że kierowca może nie chcieć pobrać opłaty za bilet (?), do tego, że wielu z nich wygląda jakby pierwszy raz autobus prowadzili (jednak to nie to co pewność siebie tureckiego kierowcy :)) Przyzwyczajam się, że autobusowa firma Arriva gwarantuje wrażenia, co w sumie jest pozytywne, bo bez tego na wyspie byłoby chyba zbyt nudno :) Ledwo rok czy dwa lata temu po Malcie kursowały stare żółte autobusy typu „ogór”, które zostały wymienione na nowsze modele. W sumie szkoda, bo tamte chyba bardziej pasowały do Systemu.
Wniosek jest jeden: dzięki autobusom na Malcie, czujemy się tutaj jak w wielkiej tłocznej metropolii, gdzie naprawdę ciężko jest dojechać z punktu A do B.
Może o to chodziło? :)
Ale dość tego komunikacyjnego wątku. Poniżej zdjęcia z Marsaxloxx, urokliwej rybackiej wioseczki.
Maltańskie łodzie rybackie nazywają się luzzu – możecie je poznać po soczystych kolorach (z przewagą niebieskiego i żółci)
… i oczy, zwane oczami Ozyrysa, które podobnie jak tureckie „oko proroka” chronią od zła!
Ta luzzu prawdopodobnie uciekła z Haremu :)
W Marsaxloxx, jak mam wrażenie w każdej mieścinie na Malcie:
stare budynki i kręte uliczki, które ładnie prezentują się na zdjęciach.