/poza zdjęciem, które pochodzi z klimatycznej wyspy Gozo i przedstawia Azure Window, czyli Lazurowe Okno…/
Najpierw sprawy ważne:
1. Stworzyłam blogowy projekt pod hasłem Polacy w Turcji. W skrócie jest to katalog blogów pisanych przez Polaków mieszkających w Turcji, po polsku, na różne tematy. Dotyczy to także stron np. informacyjnych o Turcji prowadzonych przez Polaków. Celem jest integracja blogowego światka w Turcji, ale także pomoc czytelnikom, którzy pewnie o wielu stronach nie wiedzą. Blogowicze zgłaszaja się sami, a ja publikuję namiary do ich blogów. W zamian na zalinkowanym blogu autor informuje o projekcie i podaje link. Więcej informacji tutaj: www.polacywturcji.blogspot.com.
Zapraszam abyście dodali do ulubionych, wciąż pojawiają się nowe blogi. Polećcie też swoim znajomym blogującym, może chcą się zgłosić?
2. Można już na Tur-tur blogu komentować używając konta na Facebooku, Yahoo czy Hotmailu. To pewnie wielu się spodoba (miało być naprawione wieki temu, i już działa :)) Oczywiście po staremu można też wpisywać komentarze przez formularz. Do wyboru: komentujcie, bo bez Waszych komentarzy ten blog nie istnieje!
3. Proponuję w Poznaniu spotkanie tur-turowo blogowe. Powiedzmy tak po Nowym Roku, albo pomiędzy świętami a Nowym Rokiem. Jest ktoś chętny? Tak aby pogadać i napić się piwka/kawki. Zapraszam do wpisywania propozycji dat w komentarzach lub do kontaktu mailowego.
A teraz trochę pisania:
Tak, wiem, ilość wpisów na temat Malty na tym blogu, gdzie przyzwyczailiście się czytać o Turcji, woła o pomstę do nieba. Ba, fakt że stworzyłam osobną kategorię na wpisy o Malcie to już jest prawdziwe przegięcie ;)
Przyznam się bez bicia do tego, czego wielu Czytelników na pewno się domyśla: po ośmiu latach regularnego blogowania o Turcji i mieszkania w Turcji ciężko się zdobyć na jakąś świeżość we wpisach. Tak, wiem, brzmi to bardzo asekuracyjnie :)
Wszystko spowszedniało, stało się moją codziennością a nie czymś, co kręci i wzbudza inspirację. Aby czuć, że otrzymuję nowe bodźce w temacie tego kraju musiałabym organizować regularne wyprawy w miejsca, w których nie byłam, a których w Turcji jest cała masa, ale jakoś nigdy nie ma na to czasu. Po sezonie (od kwietnia do października) jestem już tak wyczerpana, zmęczona i mam tak dość całej Turcji i turystyki (razem i osobno), że jedyne o czym marzę to katapultować się do jakiegoś innego świata, gdzie obowiązuje inna estetyka, inne wartości i gdzie mówi się innym językiem. Wiedzą o tym osoby, które w sezonie piszą do mnie maile, a którym odpisuję po 2-3 miesiącach (o ile w ogóle; potem mi jest po prostu wstyd!), albo z którymi nie mam się czasu spotkać. Dość też mam już obietnic składanych na blogu, że się poprawię, a z których potem i tak nic nie wychodzi.
Myślę mimo wszystko, że pisanie bloga to kwestia uzależnienia, podobnie jak podróżowanie i opisywanie słowami i zdjęciami swoich podróży. Poznałam też dzięki niemu tylu wspaniałych ludzi, że już sama historia spotkań z nimi zasługuje na osobną książkę (he he, bez obaw! Zmienię Wasze imiona :)) Będę więc tu pisać nadal – ale bez obietnic i zarzekania się ;)
Aby zatem w dzisiejszej notce poza tą gadaniną było choć trochę samej Turcji, oto zdjęcie, które pstryknęłam kiedyś „na gorąco” podczas stołowania się u mojej tureckiej przyszywanej rodziny. Miałam je opublikować „później” i tak zapomniałam o sprawie. Choć stołowanie się, to nieodpowiednie słowo. Posiłek bowiem odbywa się, jak to często nadal praktykuje się nawet w miastach, na ziemi (dokładniej: na dywanie i położonej na niej płachcie). Uwaga, nieprzyzwyczajeni: siedząc na podłodze po turecku uważajcie, aby nie ścierpły Wam nogi ;) Będziecie obiektem życzliwych żartów całego tureckiego towarzystwa!
Powyżej tureckie śniadanko.: od lewej świeże simity (obwarzanki) zakupione u sprawdzonego ulicznego sprzedawcy. W Alanyi polecam simity w dwóch miejscach. Pierwsze, w centrum miasta, drugie, w dzielnicy warsztatów samochodowych (Sanayi). Dokładne lokalizacje pewnie kiedyś umieszczę na blogu.
Chrupiące, pachnące, po prostu pyszne. Dalej ogóraski i pomidory, pokrojone w małe kawałki. Na górze mamy börek ze szpinakiem czyli ıspanaklı börek. W małej miseczce obok wiejskie masło. Biała zawartość większej miseczki to jogurt, a obok niego kawałki pysznego koziego sera. Dalej w dole mamy çökelek czyli coś w rodzaju serka wytwarzanego z jogurtu (podobny do serka lor, ale bardziej słony) no i oczywiście przyprawione papryką czerwoną czarne oliwki. I na koniec: oliwa z oliwek. Większość ze znajdujących się na zdjęciu produktów ma pochodzenie „wiejskie”, naturalne. Nawet oliwa. Brakuje oczywiście najważniejszych elementów śniadania, czyli herbaty (jeszcze się parzy) i chleba (najmłodszy mężczyzna w domu został wysłany do piekarni). Chleb jest tutaj oczywiście kluczowy: praktycznie wszystkie smakołyki ze zdjęcia nabiera się kawałkami chleba, smakują wtedy niebiańsko!
Czy zgłodnieliście? Bo ja tak :) Trzeba przyznać, że mnogość składników tureckiego śniadania jest niemal nieskończona. To co widzimy to takie proste, domowe śniadanie zrobione „na szybko”. Może być dużo, dużo bogaciej… Choć i po takim 'skromnym’ śniadaniu szybko nie będziemy głodni. Trzeba przyznać że co jak co, ale tureckiej kultury jedzenia poza Turcją bardzo brakuje. Wszystkich tych smakołyków do zbierania chlebem i hektolitrów herbaty.
A propos, oczywiście tutaj na Malcie mamy przywieziony z Turcji czajniczek do herbaty i minimum raz dziennie robimy rytuał parzenia. Bo o ile można pić herbatę z torebki (tudzież „tytki”) dobrej jakości, o tyle herbata parzona długo w dwupoziomowym czajniku to po prostu inna kategoria…
Widzicie? Słowo „Malta” pojawiło się dzisiaj tylko dwa razy! :)
6 komentarzy
Hej, niby blahy temat- ot,zwykle sniadanko- a jak podane(mam na mysli takze walor pisarski). Dla”ciekawych swiata” i zainteresowanych „innosciami” kazdy wpis na blogu tur-tura mile widziany i zawsze oczekiwany.
Dwie osoby sa już chętne do piwka/kawki turtur-blogowej :) Termin obojętny. Dopasujemy się.
ach to tureckie jedzonko, aż zrobiłam się głodna :) Pomysł ze spotkaniem w Poznaniu świetny Skylar! Jestem chętna, proponuję 28 lub 29 grudnia :)))
Wow, super, cieszę się z odzewu! Poczekamy aż ustali się ekipa i wybierzemy termin :)
A celem tego spotkania jest to co zawsze, czyli „wciśnieńcie” jakieś naiwnej pannie wycieczki….
Ktoś taki jak pani nie powinien pracować w turystyce !
Szanowny Panie Janie, aż żal odpowiadać na taki komentarz, ale niech tam. Te „naiwne panny” które czytają mojego bloga od wielu lat (kiedy własne biuro prowadzę od dopiero dwóch) to nie mój target. Ja swoich potencjalnych klientów szukam m.in na targach turystycznych i w innych normalnych miejscach, a nie na piwie czy kawie z dziewczynami, które chcą posłuchać o tym jak się żyje w Turcji na codzień a nie turystycznie. Ale zapewne Pana i tak nie przekonam, bo sam już komentarz świadczy o tym, że mnie Pan po prostu nie zna i na oczy nie widział.
i pisze się „wciśnięcie”, jeśli już.
Comments are closed.