Obecny tygodniowy pobyt w Turcji nie przewidywał jakichś specjalnych atrakcji, ale jak się okazuje, życie potrafi sprawiać niespodzianki. Jedną z moich niespodzianek stał się bilet na towarzyski mecz Fenerbahçe – Alanyaspor, który odbył się minionej niedzieli. Dodatkową atrakcją był fakt, że po raz pierwszy mogłam z bliska zobaczyć Alanya Oba Stadyumu (w dzielnicy Oba, w której przemieszkałam ostatnie trzy lata!). Od razu zapaliła się we mnie (uśpiona ostatnimi czasy) iskra tur-turowego reportera, która szybko zadrżała, kiedy przypomniałam sobie, że mój idealny obiektyw fotograficzny na taki mecz został w domu w Poznaniu. No cóż, ironia losu. Kiedy tylko taszczę ze sobą w podróż trzy obiektywy nie dzieje się nic, a kiedy zabieram tylko jeden najlżejszy dla spokoju sumienia… mimo wszystko kilka zdjęć udało się zrobić.
Stadion Oba Alanya został otwarty w 2011 roku, i dysponuje nim lokalny drugoligowy klub Alanyaspor. Ma pojemność 15 tysięcy miejsc, więc trzeba przyznać: robi wrażenie. Do tego zaplecze obejmuje m.in. obiekt noclegowy, otwarty kort tenisowy, boisko do siatkówki i koszykówki, dwa pomocnicze boiska treningowe, a także rejon vip i prasowy. Stadion został zaakceptowany przez UEFA i TFF – Turecką Federację Futbolową jako odpowiadający standardom meczy pierwszo- i drugoligowych oraz rozgrywek pucharu Super Ligi. Wiele drużyn pilkarskich z Europy przyjeżdża w zimie do Alanyi i okolic na obozy treningowe – ten stadion jest jeszcze większym wabikiem (plus pokażne przecież zaplecze hotelowe i świetna pogoda).
Brzmi dobrze, ale przy całej tej wyliczance chyba o czymś zapomniano…
Ale po kolei.
Jak starzy Czytelnicy wiedzą, należę ogólnie fanek piłki nożnej, w Polsce kibicuję oczywiście Lechowi Poznań, a w Turcji jestem fanką stambulskiego Fenerbahçe. Zostałam, mówiąc krótko, przekabacona przez mojego życiowego partnera zwanego Królem Pomarańczy, który jest prawdziwym „fanatikiem” tej drużyny. Takie rozwiązanie jest na pewno praktyczniejsze niż kibicowanie innej frakcji – zawsze można liczyć na prezent od chłopca w postaci gadżetu FB, biletu na mecz, już nie mówiąc o tym że jest z kim iść! Gdybym kibicowała takiemu Galatasaray, a nie daj Boże Beşiktaşowi, życie byłoby trudniejsze. W całkiem sporej rodzinie K.P. wirus Fenerbahce nie jest zbyt silny. Dogadać w tym temacie możemy się jedynie z 10-letnim bratankiem K.P., który jest fanatikiem do potęgi – został przez stryjka zindoktrynowany już w kołysce.
I w takim składzie (nie liczy się ilość, a jakość!) wybraliśmy się na mecz.
Aby podkręcić atmosferę dopowiem, że w niedzielny wieczór (mecz miał się odbyć o 20.00) było w Alanyi dość chłodno: mniej niż 10 stopni! Z racji że stadion znajduje się w górach (tak, tak!) nad alanijską obwodnicą, temperatura była jeszcze bardziej odczuwalna niż w przytulnej zatoce nad morzem.
Po drodze zaopatrzyliśmy się jeszcze w gadżety klubowe odpowiednie na tą pogodę – ciepłe czapki i rękawice. Moja czapusia jest na zdjęciu poniżej:
Jakiś kilometr od stadionu zatrzymała nas jandarma, każąc zaparkować, bo wyżej „nie ma miejsca”. Trochę nas to zdziwiło, ale na rozkaz władzy w dalszą drogę udaliśmy się piechotą. Było to dość ciekawe doświadczenie: ciemno, zimno, brak pobocza, i… mijające nas auta, które jakimś cudem zostały wpuszczone! Miejsca wzdłuż drogi było sporo, ale nie chciało nam się już zawracać. Im bliżej stadionu, tym częściej pojawiały się naprędce stawiane bazarowe stanowiska z gadżetami Fenerbahce (gadżetów Alanyispor jak na lekarstwo) i „koniki” sprzedające bilety na mecz (ale co ciekawe, w tej samej cenie).
Kiedy w końcu dotarliśmy na stadion, byliśmy pod wrażeniem – częściowo kryty, elegancko wykończony, do połowy zajęte miejsca, naturalna murawa – całkiem nieźle!
Spodobała mi się bardzo rodzinna atmosfera na meczu. Wiem, że to turecka klasyka od jakiegoś czasu, ale pierwszy raz zobaczyłam „na żywo”: dużo par na „meczowych randkach”, małżeństw z dziećmi (nawet malutkimi), grupy przyjaciół – w tym dużo dziewczyn! Niektóre kobiety noszące chustki miały je dobrane oczywiście pod kolor drużyny, inne dziewczyny miały fantazyjne kibicowskie czapki, nie mówiąc o koszulkach i flagach. Kobiety w Turcji są pełnoprawnymi kibickami futbolu – u nas w Polsce kochająca piłkę dziewczyna nadal budzi mniejszą lub większą sensację.
Usadowiliśmy się przy wesołej grupie profesjonalnych fanatików, którzy przez cały mecz kibicowali Fenerbahce słowem, piosenką, krzykiem, waleniem w bęben – i zrobili świetną atmosferę. Kiedy po (jedynym…) golu FB zapalili racę, od razu ruszyli ku nim panowie żandarmi siedzący w tym celu nieopodal – i doprowadzili towarzystwo do porządku. Między samymi kibicami też było przyjemnie: jakieś dobrotliwe przeklinania, komentarze, docinki – uczestniczył w nich nawet nasz 10-latek (ach, te młode silne płuca!)
Niestety przy całej przyjemności oglądania meczu na żywo i pisania o nim, nie mogę z reporterskiej rzetelności pominąć wyniku. Ręka boli pisać, oczy bolą patrzeć, ale przegraliśmy z Alanyaspor 1:2. Jest to informacja tragiczna i wołająca o pomstę do nieba. Piłkarze Feneru przyjechali do Alanyi z obozu treningowego w Antalyi – choć nie grali w pierwszym składzie, jest to jednak drużyna o ustalonym od lat przestiżu i poziomie… natomiast Alanyaspor znajduje się w drugiej lidze – owszem w czołówce, ale jednak w drugiej lidze! A niestety była dużo lepsza od Feneru… Ale już, już nie będę o tym pisać dłużej, żeby nie bolało mnie serce :) Na szczęście był to tylko mecz towarzyski.
Po opuszczeniu stadionu okazało się, że zaczął się właśnie gigantyczny korek. Motory, auta, busy – wszystko zciśnięte zderzak w zderzak ruszyło w wielkim wyścigu „kto pierwszy do Alanyi”. Pomiędzy nimi piesi, manewrujący niepewnie. I nieustraszeni handlarze wszystkim, wśród których nadal w przewadze byli sprzedawcy gadżetów FB.
Trzeba przyznać, że droga (a raczej jej brak) jest wielkim minusem całej zabawy. Chociaż jest w tym jakieś egzotyczne piękno: nowoczesny stadion pośrodku 'niczego’ z widokiem na góry i Alanyę :)
Po meczu spodobało mi się bardzo, że wpuszczono małe dzieciaki, aby poczuły się trochę jak Wielcy Piłkarze :)
Więcej starszych notek o futbolu możecie znaleźć w nowej kategorii: Sport
2 komentarze
Fajny pomysł z tymi dzieciakami ;) u nas mozna tylko pomarzyc ;(
A ja kibicuję Besiktasowi;) i Lechowi:)
Comments are closed.