/Na zdj. zestaw garnków dla prawdziwej pani domu :))/
Jak sygnalizowałam w poprzedniej notce, jesteśmy już wprowadzeni i rozłożeni. Mieszkanie, które wynajęliśmy należy do Alanijczyka w szarawarach, podobnie jak i cały budynek. Oto jeden z paradoksów Alanyi, w której wieśniacy, właściciele średnio atrakcyjnych rolniczo gruntów stali się niemalże z dnia na dzień milionerami, zagospodarowując je na potrzeby budowlane. Mnie osobiście wynajem od Turka uspokoił – po trzech latach spędzonych w mieszkaniu należącym do Anglika, który nie dość że wynajmuje je nielegalnie (nie odprowadza podatku; bardzo popularna praktyka wśród obcokrajowców w Alanyi) to jeszcze nie zamierzał nam wcale oddać wpłaconego depozytu.
Oczywiście, jak to u nas, wprowadzanie nie obyło się bez przygód. Budynek jako że nowy i właściwie oficjalnie oddany do użytku mieszkańców 1 marca, na początku a to nie miał prądu, a to nie miał wody (teraz nie ma już „tylko” ciepłej, bo akurat mamy chmury i energię słoneczną na dachu). Nie działała winda, dokładnie wtedy, kiedy przywieziono nam meble i trzeba je było wnosić po schodach na drugie piętro. Na szczęście zajmują się tym krzepcy chłopcy z meblowego, ale jednak żal mi było na nich patrzeć ;) Chociaż – dobrze że tylko na drugie: na klatce schodowej mijali nas inni krzepcy chłopcy z innego meblowego, wnoszący meble na piętro piąte…
Ponieważ jak dotąd wraz z Królem Pomarańczy (kiedy się jeszcze nie znaliśmy również) prowadziliśmy żywot koczowniczy, co 2-3 lata przenosząc się w inne miejsce (czasami częściej) i mieszkając w umeblowanych mieszkaniach, okazało się że własnych rzeczy nie mamy zbyt wiele. Ot ciuchy, kosmetyki, karton książek, jedna patelnia i żelazko z deską do prasowania. Gdybyśmy natomiast mieli więcej tobołów, szczególnie mebli, można by skorzystać z usług firm przeprowadzkowych, które przenoszą delikwentów niemalże od drzwi do drzwi. Używają do tego bardzo mądrego wynalazku czyli zewnętrznej windy. Nazywa się ona nakliyat asansörü. Poniżej zdjęcie, które zrobiłam z naszego balkonu windzie, która wprowadzała meble sąsiadom z góry:
Myk myk! – i omijając niekiedy wąskie i kręte korytarze oraz oszczędzając własne plecy – wszystko znajdzie się zaraz na górze.
Wybierając meble i inne sprzęty domowe miałam okazję przeżyć kolejną odsłonę jakże dobrze znanego i lubianego szoku kulturowego. Wszem i wobec wiadomo, że Turcy posiadają zupełnie inny gust estetyczny niż Europejczycy. Chociaż może ten podział powinien biec inaczej: zamiłowanie do żywych kolorów, krzykliwych elementów dekoracyjnych i podkreślania na każdym kroku tak zwanego luksusu kojarzy mi się także z Włochami, Hiszpanią albo taką Ameryką Południową. Niech mnie ktoś poprawi, jeśli się mylę, ale nawet ich dziewczyny ubierają i stroją się w podobny sposób do takich powiedzmy Brazylijek. My, chłodni Europejczycy/Polacy, z tym zamiłowaniem do stonowanego i neutralnego zarówno ubioru jak i wystroju domu, na pewno meblując się w jednym z tych krajów przeżyjemy lekki estetyczny szok.
Oczywiście wiedziałam, że K.P. w takich kwestiach jest bardziej europejski niż azjatycko-południowy, więc czułam się pewnie mając go po tej samej stronie barykady. Chodzenie po sklepach meblowych, których w Alanyi niestety nie ma zbyt wiele, było zatem dla nas obojga niezapomnianym przeżyciem estetycznym a nadmiar wzorów, kolorów i fantazyjnych rozwiązań mógł przyprawić o zawrót głowy. Na szczęście jednak udało się nam znaleźć jedno miejsce, w którym dokonaliśmy niemalże wszystkich meblowych zakupów, a które reprezentuje dość klasyczny a jednocześnie elegancki styl.
Tutaj warto wspomnieć o tureckim nazewnictwie pokoi i pomieszczeń, które było dla mnie absolutną nowością po tylu latach mieszkania w Turcji! Zetknęłam się z tym w sklepach meblowych a później przeglądając wręczone nam katalogi.
Okazało się bowiem, że mamy:
– mutfak – kuchnię. To oczywiste, że jest osobna, a nie amerykańska. Wynajmując mieszkanie (nawet puste) mamy już zabudowane szafki, zlew, szuflady i miejsca przeznaczone na konkretne sprzęty. Z kolei standardem w wyposażeniu jest zmywarka i zabudowany w szafie piekarnik. Patrz: zdjęcie poniżej (kuchnia w jednym z pustych mieszkań, które oglądaliśmy):
– salon – jako pomieszczenie do przyjmowania gości – i tylko po to! Tutaj nadają się ekskluzywne meble i wystrój „na pokaz”. Raczej nie powinno być tu telewizora ani stołu do jedzenia, tylko ewentualnie ława pomiędzy kanapami i stołeczki do postawienia szklaneczek herbaty przy każdym gościu z osobna.
– oturma odası – pokój „do siedzenia” (czyżby coś w rodzaju naszej dawnej „bawialni”?). Na początku nie rozumiałam czym się on różni od salonu, ale teraz już wiem. To tutaj spędzamy swój wolny czas, oglądamy telewizję, pokładamy się na kanapach w wygodnych spodniach dresowych i bawimy z dziećmi. Dlatego też wystrój tego pokoju może być dużo tańszy, bo będzie mocno używany i nie musimy go komukolwiek pokazywać.
– yemek odası – jadalnia. Solidny stół z krzesłami. Nie jest przewidziana stylizacja pod tradycyjne rodziny, gdzie je się na podłodze :) W stylizacjach meblowych często pojawia się w jadalni telewizor, co głęboko mnie oburzyło :) Do Turcji nie dotarła jeszcze moda na nieoglądanie telewizji i łącza do kabla tv mamy także w sypialni i kuchni.
– yatak odası – sypialnia. Tutaj raczej klasycznie, mamy zestaw łóżko, szafa odzieżowa i damska toaletka z lustrem, nazywana w tureckim znajomo „şifonier„. Oczywiście jeśli meblujemy się na bogato, możemy też zrobić sobie:
– giyinme odası – przebieralnię… z osobną szafą na ciuchy, miejscem na walizki, lustrem i deską do prasowania.
A jeśli ma się fantazję Skylar i jeden wolny pokój, nazywany przez niektórych cocuk odası (pokój dziecięcy), możemy przemianować go na:
– yoga odası – pokój do ćwiczenia jogi :) A propos, kiedy przyszedł do nas zaprzyjaźniony perdecı, czyli „pan od zasłon” i oglądał rozkład pokoi oraz zdejmował miarę zupełnie się nie zdziwił na to określenie, choć joga w Turcji do popularnych rozrywek raczej nie należy (no, chyba że w kosmopolitycznym Stambule). Z tego wnioskuję, że alanijski esnaf (rzemieślnicy) wiele już widział i jest przyzwyczajony do dziwactw yabancı, których tak wiele się tu przenosi. I tak pusty pokój został pokojem do jogi, teraz nie mam już wymówek.. :) !
Na koniec, aby być konsekwentnym warto wspomnieć jeszcze o:
– koridor – korytarz
– lavabo – toaleta (alla turca – „na Małysza” albo alla franca – „po naszemu”)
– banyo – łazienka. Często z toaletą alla franca i kabiną prysznicową. Wanna bywa rzadziej, bo jak kiedyś wspominałam w tym kręgu kulturowym uważa się, że stojąca woda przyciąga demony. Chociaż oglądając katalogi i stylizacje łazienkowe zauważyłam, że demony demonami, ale chętnie pojawiają się w łazienkach tzw. jakuzi… Wygrało zamiłowanie do luksusu.
– balkon – nieodzowny element i prawdziwe clue tureckiego mieszkania. W tradycyjnych rodzinach na balkonie latem się śpi, a przez cały rok używa go jako podręcznego składziku na baniaki z oliwą z oliwek, marynowanymi oliwkami, i innymi dobrodziejstwami. W nowoczesnych rodzinach na balkonach się lansujemy, zasiadając na wiklinowej kanapie lub szezlongu z Mudo.
Jak widzicie aby faktycznie wykorzystać te wszystkie piękne nazwy pomieszczeń, trzeba by mieszkać co najmniej w jakiejś residans albo przynajmniej w dublexie! U nas obyło się z wykorzystaniem jakiejś połowy wspomnianych pomieszczeń.
Poczyniwszy niezbędne zamówienia i zakupy, przyjąwszy wszystkich krzepkich chłopców ze sklepu meblowego nastała pora na wspomnianego pana od zasłon. Czego nie wiedziałam, a co w sumie logiczne, poza zasłonami (właściwie kotarami) które instaluje się dla wyglądu, i firankami, dochodzi jeszcze güneşlik (w dowolnym tłumaczeniu Skylar: słonecznik), czyli białe lub kremowe zasłonki mające chronić nas od ostrego słońca. Uwierzcie mi, przydają się nawet teraz, w marcu!
Oczywiście wizyta w zakładzie naszego pana od perde była kolejnym etapem szoku poznawczo estetycznego. Początkowo do sypialni zasugerował nam coś w tym stylu:
Ale szybko ten pomysł został mu wybity z głowy. Abstrahując od walorów estetycznych takiego rozwiązania (czy też ich braku) jest jeszcze moja alergia, która zaprotestowałaby po paru dniach mieszkania w takim „pałacu”.
Teraz z kolei mamy zasłony i firanki tak proste (jak na tureckie standardy), że pewna znajoma już pytała:
– Dlaczego nie macie żadnych wzorków?
– Bo lubimy takie, proste.
– Ale dlaczego?
– …
Podobna zabawa była z wybieraniem pościeli – ciekawych zachęcam aby podejść kiedyś do sklepu tekstylnego (sporo jest w okolicach piątkowego bazaru w Alanyi) i pooglądać sobie tą tęczową radość…
Przy okazji polecam w przyszłości mającym meblować się yabancı jedno przydatne słówko: SADE (wymawiać jak się pisze: sade). Znaczy to „proste” albo „gładkie” (w sensie bez wzorów). Kiedy turecki esnaf z Alanyi słyszy to słowo, markotnieje – nie będzie mógł poszaleć z falbankami i koronką. Ale co zrobić – klient nasz pan…
Jesteśmy już więc przeprowadzeni i urządzeni. Został już także wezwany pan od gazu, który przyniósł tüp (butlę) i podłączył ją do kuchenki. Odbyłam już swoje pierwsze gotowanie, a wchodzący do domu goście zdejmują buty przed progiem – co jest najlepszym wyznacznikiem tego, że mieszkanie jest już urządzone. Oczywiście jeszcze nie całkiem, bo cała ta mieszkaniowa zabawa spłukała nas finansowo dość boleśnie, i wciąż na przykład nasz zestaw sztućców obejmuje dwa widelce, dwa noże i dwie łyżeczki…
Jak to się jednak mówi, przenieśliśmy się ze statusu bekar (wolny, singiel, niczym nie zobowiązany), do statusu evli (udomowiony, ale także: zamężna, żonaty) – a to już zupełnie inna para kaloszy!
10 komentarzy
Dekoracja firankowo-zasłonkowa, sugerowana do sypialni, powaliła mnie na kolana! W życiu bym pod czymś takim nie usnęła… Mieszkania Wam gratuluję i trochę zazdroszczę, że jest w Alanyi :)
Dziękujemy, choć to nie własne mieszkanie, ale i tak to już coś :))
A co do dekoracji… ehhhh :)
Dziękujemy, choć to nie własne mieszkanie, ale i tak już coś :))
A co do dekoracji… ehhhh :)
Skylar, czy Twój Turek ma może więcej mieszkań (o podobnym do Twojego standardzie) do wynajęcia? Lub może znajomy znajomego tego Turka ma podobne mieszkanie? Przez ostatnie dwa lata już pięciokrotnie się przeprowadzaliśmy i szukamy jakiejś spokojnej przystani na dłużej. Obecnie szukamy dość pilnie, a sezon się zbliża, więc każda mała wiadomość jest dla nas cenna. Pozdrawiam serdecznie :)
Uwielbiam te tureckie zasłony i królewskie łoża w wersji MAXI KICZ :D
Swietny wpis! Proszę o więcej wpisów tego rodzaju. Interesują mnie roznice, jak się tam zyje. A jacy sa sasiedzi? Mam koleżankę ktroa mieszkala przez jakiś czas w wschodniej części Turcji i okropnie narzekała na ich wcibstwo, komentarze i narzucanie stylu zycia :D
Haaa, skoro tak to musimy się też w takim razie zabrać za życie tzw. codzienne mieszkaniowe i obalanie stereotypów ;)
Szkoda, że Indonezyjczycy też nie wierzą, że stojąca woda demony przenosi ;) Tu podstawą każdej łazienki jest bak mandi, czyli zbiornik na wodę (albo po prostu wiadro)- służy do brania „prysznica”, jak i spłukiwania kibelka, bo toalety tu rzadko mają spłuczki.. Gnieżdżą się w tym dziadostwie komary, już po dwóch dniach niezmieniania wody widać pełzające larwy na dnie. Co do sklepów z wyposażeniem wnętrz mam podobne odczucia.. Króluje plastik i meble z tandetnej sklejki, z „wyszukaną” okleiną (popularne są kluby piłkarskie i kreskówki- ostatnio najmodniejsza jest rosyjska „Misha and the bear” :D). Jak firanki to tak samo, „na bogato”. Jest w mieście jeden sklep z importowanymi rzeczami, ale ceny prostych rzeczy przyprawiają o zawrót głowy.
My w czerwcu urzadzalismy mieszkanie i z meblami jakoś daliśmy radę ale perde to z Polski przywiozlam, za połowę ceny no i w moim stylu, na te tureckie falbany patrzeć nie mogę
Łączę się w bólu :)
Comments are closed.