Prawie cztery lata temu odwiedziłam Syrię przy okazji wymarzonej podróży na wschód Turcji. „Odwiedziłam Syrię” – brzmi, jakbym tylko wpadła przejazdem na chwilę i trochę tak było. Udało mi się zwiedzić jedynie przepiękne miasto Aleppo, pobłądzić w krętych uliczkach starego miasta, i zapuścić w szerokie aleje nowej jego części.
Odkrywanie nowych miejsc podczas podróży zostało niespodziewane przerwane, tudzież ograniczone z powodu zatrucia pokarmowego, jakiego miałam nieszczęście doświadczyć jeszcze w Turcji, w przepięknym mieście Şanlıurfa. Niestety od tego czasu miasto to kojarzy mi się dwuznacznie…
Z bolącym żołądkiem i dokuczliwą biegunką kontynuowałam podróż, choć wiele razy żałowałam, że nie mogę objadać się lokalnymi smakołykami i udawać w „dzikie” rejony dalekie od przyziemnego wynalazku zwanego toaletą. Miało to jednak swoje zalety.
Po przybyciu do Aleppo po kilku dniach zwiedzania zabytków miasta (m.in. imponującej twierdzy i ogromnego historycznego suku) moi towarzysze podróży postanowili pojechać na wieś, zawarli znajomości z Syryjczykami, byli nawet na jakimś lokalnym wieczorze-imprezie. Ja w tym czasie prowadziłam nudne życie rekonwalescentki, przyjmując leki przepisane mi przez syryjskiego lekarza, odżywiając się gotowanymi ziemniakami i jogurtem.
Jednak dzięki temu wszystkiemu spędziłam sporo czasu całkowicie sama, zakochując się w tym mieście i syryjskim klimacie. W żółwim tempie, uwarunkowanym stanem mojego wyniszczonego zatruciem żołądka, spacerowałam, może nawet snułam, po ulicach miasta. Prawie nikt nie zwracał na mnie uwagi, jedynie niektórzy czasem pozowali do zdjęć. Gwar, pokrzykiwania i te specyficzne chrapliwe klaksony taksówek, podpatrywanie najbardziej kreatywnych sposobów parkowania. Odrestaurowane i zaadaptowane na galerie i restauracje piękne budynki sąsiadujące z rozsypującymi się domami pamiętającymi jeszcze francuski protektorat. Kolejki przy kioskach z sokami ze świeżych owoców i budkach z falafelami. Ludzie – tak bajecznie różni, o różnych rysach twarzy, kolorach skóry i fasonach ubrań. Nieodłączne plakaty z podobizną Wiadomo Kogo, które wtedy budziły tylko śmiech.
Najprzyjemniejszych kilka godzin spędziłam na dziedzińcu Meczetu Umajjadów, który spełniał funkcję miejskiego parku, bawiły się tam dzieci, przesiadywali ludzie, w atmosferze spokojnego religijnego szacunku. Siedziałam i ja na rozgrzanej słońcem marmurowej płycie, obserwowałam z ukrycia mężczyzn i kobiety, robiłam zdjęcia podbiegającym do mnie dzieciom, próbowałam wdawać się w pogawędki choć głównie kończyły się one międzykulturowym wymachiwaniem rękami i robieniem min.
I byłam pewna, że muszę, po prostu muszę, jeszcze tam wrócić.
Wróciłam z podróży jak na skrzydłach, czując tą niesamowitą energię, kiedy udaje się zrealizować wymarzony plan – co z tego, że żołądek leczyłam jeszcze z miesiąc – głowę miałam pełną pomysłów, i jedno było pewne, że do Syrii wrócę na dłużej.
A potem wybuchła wojna.
Długo nie dopuszczałam do siebie myśli, że Aleppo, które tak mi się podobało, znikło i pewnie nigdy już nie powróci. Starałam się nie oglądać wiadomości, nie podglądać skali zniszczeń na zdjęciach, może to dziecinne, że oszukiwałam siebie w ten sposób. Ostatnie wydarzenia i napięcia na linii Kobani – Turcja – reszta świata – spowodowały że widoki z Syrii znów we mnie odżyły, zaczęłam czytać, nadrabiać zaległości, a co gorsza, oglądać zdjęcia miejsc, po których chodziłam a które teraz przedstawiają kupę gruzu…
Poniżej kilka fot które wtedy zrobiłam, a które przedstawiają sceny i miejsca których już nie ma. Pod zdjęciami linki do moich relacji z tamtejszej podróży, kiedy wszystko było jeszcze… inne. Gdzie są ludzie z moich zdjęć? Czy jeszcze żyją? Jak rozdzierająco smutna jest świadomość, że to wszystko jest już zamkniętą kartą i że – niestety – nie jest tylko złym snem.
Więcej relacji z tamtej podróży tutaj: klik, klik
relacje z wcześniejszego etapu podróży po Turcji wschodniej: tu, tutaj i tu a także tu i tu
a trochę więcej zdjęć na Picasie: KLIK
5 komentarzy
Świetny post, choć niestety smutny.
Mialam sposobnosc odwiedzenia wielu krajow muzulmanskich i jak patrze na te fotografie to az serce mi peka, ze juz tego nie ma. A bylo tyle usmiechow, tyle zyc i zwyczajnej radosci <3
Niestety serce się kraja :(
<3
Piękne zdjęcia, ja w tym roku wybieram się do Afryki, do Gambii. Ale to dopiero w zimie. czy do Syrii też musiałaś się na coś szczepić?
Comments are closed.