Marcowa pogoda w Polsce pojawiająca się w przysłowiach, w Turcji ma podobne skojarzenia. „Mart ayı, dert ayı” mówi tutejsze przysłowie: Miesiąc marzec to miesiąc kłopotów. Bo wiosenna aura również w Turcji jest „jak w garncu”. Miesza się ciepłe z zimnym, jednego dnia słońce wręcz pali (jak w zeszłym tygodniu, w słońcu było spokojnie ponad 30 stopni), drugiego dnia albo nawet kilka godzin później ulewa, burza z piorunami i przenikliwe zimno. Drugie przysłowie także odnośnie zimna ma sens: „Mart kapıdan baktırır, kazma kürek yaktırır” dosłownie: Marzec zagląda już przez drzwi, pali się szuflę i łopatę. Ponoć oznacza to, że mimo że grzeje słońce nadal jest zimno, a do pieca, aby się ogrzać, nie zostało już wiele do wrzucenia; przychodzi więc pora nawet na drewniane kije od wspomnianych narzędzi ;)
Cały ubiegły tydzień miałam zapracowany, a kolejny znów taki się szykuje – tak tak, stare dobre czasy kiedy życie dzieliło się na sezon (oznaczający pracę) i nie-sezon (oznaczający lenistwo tudzież obijanie się) musi chyba odejść w niepamięć. W sumie nie narzekam, życie podzielone na sezon i nie-sezon wbrew temu, co się wydaje większości, wcale nie było takie fajne. I to pod wieloma względami, począwszy od tego, że zawsze w nie-sezonie następował ten bolesny moment, kiedy kasa zarobiona w sezonie kończyła się i człekowi rzedła mina…
Ale do rzeczy: zauważyłam że w Alanyi coraz częściej ten podział staje się nieobowiązujący, coraz więcej ludzi pracuje cały rok, coraz więcej hoteli, sklepów i restauracji działa cały rok. Trzeba przyznać, że jest to całkiem miłe, bo i charakter miasta się zmienia, jest ciekawiej. Alanya już nie wymiera z początkiem grudnia czy listopada.
Korzystając z pięknej, choć typowo marcowej pogody (słońce i 19 stopni i po chwili gwałtowny 15-minutowy deszcz, po 25 minutach znów słońce i 19 stopni) wybraliśmy się na mały spacerek podczas którego pstryknęłam kilka fotek. Spacerek jak spacerek, fotki jak fotki; zapewniam, że wtorkowy wpis na bloga w ramach projektu tur-tur będzie zdecydowanie ciekawszy :)