Nie za bardzo mam nastrój do pisania, bo zajmuję się wciąż odpisywaniem na maile i odpowiadaniem na telefony dotyczące „bezpieczeństwa w Turcji”. Na marginesie, ma tu miejsce sytuacja dość absurdalna i powtarza się za każdym razem, kiedy w Turcji „coś” się dzieje. Jeśli mówię że jest spokojnie, bezpiecznie, życie toczy się normalnie, i że miejsca zaognione znajdują się tysiąc kilometrów stąd – to źle. Bo przecież patrzę przez różowe okulary, jestem naiwną optymistką, albo i gorzej – kalkuluję ewentualne straty swojego biznesu. Z kolei jeśli mówiłabym że jest niebezpiecznie, i że z niepokojem patrzę w każdy kolejny dzień – to też źle, tylko tym razem już dla mnie, bo sama ani tak nie myślę, ani tego nie czuję, i takiej sytuacji, jako jedna z milionów mieszkających w Turcji osób, w tej chwili nie zauważam. Nie potrafię uderzać w paniczny, przesadzony ton i potwierdzać nierzetelne treści, które publikują polskie media – sytuacja jest dużo bardziej złożona i wielowątkowa niż to się przedstawia, zresztą w ogóle Turcja taka jest i taka była od zawsze. Nie ma tu czarno-białych spraw, odpowiedzi: tak i nie.
Po kilkunastu pierwszych takich zapytaniach związanych z zaktualizowanym komunikatem MSZ napisałam na blogowym Facebooku mój komentarz do tematu, który z czasem nabrał nieco bardziej oficjalnej formy i można go przeczytać na stronie mojego biura: KLIK Ponadto wpis o bezpieczeństwie w Turcji, który popełniłam jakiś czas temu, mimo, że nie do końca związany z obecną sytuacją, nadal w mojej opinii ma rację bytu: TUTAJ
A teraz wróćmy już do ad remu, czyli innych tematów, które miałam dziś poruszyć.
1. Wczoraj, dnia 29 lipca roku Pańskiego 2015, spadł w Alanyi deszcz. I to była ulewa, burza, coś wspaniałego! Rzęsisty deszcz, pioruny, moknący turyści. To są newsy! To są sensacje! To są przyjemności! Ochronieni daszkiem balkonu w biurze oglądaliśmy te przecudne sceny, mając nadzieję że po tym jakże nietypowym w szczycie lata deszczu ochłodzi się nieco. Gdzież tam! Ulewa skończyła się po 10 minutach, powietrze nadal gorące, wilgotne, nie przynoszące żadnej ulgi. Po paru godzinach wracając do domu nie widziałam już ani jednej kałuży – wszystko wyschło.
2. Rozpoczęła się już oficjalna sprzedaż dodruku naszej książki. Hurra! Klikać i zamawiać można tutaj: http://polprzewodnik.shoplo.com/
3. Ostatnio dziwne rzeczy się dzieją. Więcej Skylar wypowiada się i działa w tak zwanym życiu poza blogiem (okazuje się, że istnieje życie poza blogiem!) niż na blogu. Czas. A raczej jego brak. Zarobienie po pachy. Gorąco. Praca. Marudni, sfochowani, rozszczeniowi turyści (mniej ich niż tych normalnych, ale niestety bardziej zapadają w pamięć), którym trzeba stawiać czoła. A mimo to kiedy ktoś zaprosi mnie do rozmowy czy wspólnego projektu nie potrafię odmówić i udzielam się z przyjemnością. Może to próżność? ;)
I tak:
4. Zapraszam do lektury mojego tekstu o czytelnictwie w Turcji, który napisałam w ramach niezwykle ciekawej akcji „Czytanie za granicą” na blogu tramwajnr4.pl. Artykuł możecie przeczytać tutaj
5. Niedawno ukazała się też rozmowa ze mną na blogu Viennese Breakfast z cyklu „Na językach” – o języku tureckim okiem amatorki, i moich potyczkach z nauką. Lektura znajduje się tutaj.
6. Jeszcze trochę wcześniej brałam udział w projekcie „herbacianym” klubu Polki na Świecie, i miałam zaszczyt pisać o tureckiej kulturze kawowo-herbacianej. Tekst dostępny tutaj.
7. A jakby tego było mało (!) całkiem niedawno pewna alanijska gazeta anglojęzyczna, „Hello Alanya„, przeprowadziła ze mną rozmowę w ramach publikowanego cyklu o ulubionych w Alanyi miejscach (dowolnych, także komercyjnych) mieszkających tu obcokrajowców. Jeśli będę miała wersję pdf lub online, na pewno Wam udostępnię. Spytacie do jakich miejsc zaprowadziłam dziennikarkę gazety? Ha!
Po pierwsze: na olimpijski basen w Alanyi, że niby taki ze mnie sportowiec (zaśmiała się z goryczą, bowiem na basenie była ostatnio wiosną)
Po drugie: do parku miejskiego w centrum miasta, gdzie znajduje się domek dla kotów (kedi evi), bo uwielbiam tamtejszy spokój w sercu miasta
Po trzecie: do sklepu Şekerciler, gdzie namiętnie robię zakupy przed wyjazdem do Polski, kupuję pyszną chałwę, oliwki, orzeszki i lokum
Po czwarte: do kawiarni-cukierni Sütçu İmam w centrum Alanyi, gdzie chodzę na kawę po turecku i lody z koziego mleka
Po piąte: na promenadę prowadzącą z Alanyi do Oba, którą uwielbiam jeździć rowerem (bo nie grozi mi wtedy rozjechanie przez samochód)
Po szóste: do mojego miejsca pracy, bo spędzam tu większą część mojego tureckiego życia…
I to na razie ode mnie tyle. Wracam do topienia się w upale…