Źródło zdjęcia [source] : http://www.bprbulten.com/
1. Święta, święta, i po świętach. I bardzo dobrze, bo od poniedziałku wreszcie tureckie dzieciaki poszły do szkoły. Po przedłużonych, 3,5-miesięcznych wakacjach! Od wczoraj media przerzucają się jakże uroczymi materiałami z rozpoczęcia roku szkolnego, wypytują dzieciaki jak się żyło, mając tak długą labę. Odpowiedzi chyba się domyślacie: spanie do południa, zbijanie bąków, wrzaski pod blokiem do północy (coś o tym wiem). Większość mikrusów zdążyła już pewnie zapomnieć jak wygląda szkoła i nauczyciele. Z kolei ja zapomniałam już o istnieniu tych śmiesznych dzwonków-melodyjek nawołujących na przerwę, które zazwyczaj słychać w całej okolicy.
2. Skąd tak długie wakacje? Oczywiście wszystkiemu są winne święta, a dokładnie ruchomy kalendarz świąt religijnych. Ponieważ co roku religijne uroczystości przesuwają się o 12 dni „w górę”, postanowiono tym razem zaoszczędzić obywatelom tak zwanego kłopotu, i rozpocząć szkołę później, dopiero po świętach. I tak Święto Ofiarowania oraz wakacje skończyły się tego samego dnia – w minioną niedzielę – co doprowadziło do tego, że cała Turcja rozpoczęła pielgrzymowanie z rozmaitych miast, miasteczek i wiosek do metropolii, generując kilometrowe korki, bitwy o miejsca w autobusach i kompletny brak miejsc w samolotach. Sama nie wierzyłam jaką ten powrót do domu obrał skalę, dopóki nie trafili do mnie do biura turyści, chcący w weekend polecieć z Antalyi do Stambułu. Kierunek obsługuje kilka linii lotniczych, loty są niemalże co godzinę przez całą dobę – i w żadnym nie było ani jednego miejsca! Biedacy musieli wykupić ostatnie miejsca w locie… przez Ankarę ;)
3. Oczywiście niech nasze polskie dzieciaki tym tureckim nie zazdroszczą za bardzo – przesunięcie szkoły oznacza nie tylko późniejsze rozpoczęcie roku, ale oczywiście również – zakończenie (ha, ha!)
4. Z innych ciekawostek szkolnych warto zaznaczyć, że rok ten rozpoczęło w Turcji także 400 tysięcy (!) syryjskich dzieci i młodzieży. Uczą się one w swoim ojczystym arabskim języku, kontynuując system edukacji rozpoczęty w Syrii, i dodatkowo – języka tureckiego.
5. A teraz hit! Ministerstwo Zdrowia i Min. Edukacji Narodowej pod koniec sierpnia uchwaliło zakaz sprzedaży w sklepikach szkolnych słodyczy i fast food’ów. W Polsce? Nie! To znaczy tak! Ale w Turcji też! :) Od teraz także i w Turcji ’kantin’ (czyli wspomniane sklepiki) nie będą mogły sprzedawać m.in.: napojów gazowanych, czekoladek, muffinek (tzw. dankek, bardzo popularnych tutaj jako przekąska), wafelków, cukierków, napoi energetycznych, w zamian proponując np.: świeże owoce i warzywa, suszone owoce, niesolone orzeszki, świeże soki owocowe, mleko, ayran, ser, gotowane jajka. Co prawda wydaje mi się, że Turcja problemu z otyłością i niezdrowym odżywianiem nie ma takiego, jak kraje Europy włącznie z Polską, bo jednak mocno trzyma się tutaj żywienie tradycyjne i kuchnia domowa w wykonaniu niezawodnej mamy/babci/cioci, ale najwyraźniej coś jest na tak zwanej rzeczy, że taki zakaz uchwalono. Oczywiście żeby podobieństw nie było za mało, Turcy również kręcą nosami, że przecież jak tak można, że żyjemy w kraju zakazów i ograniczonej wolności, że biedne dzieci, biedni sklepikarze, i tak dalej. Pod jednym z artykułów w internetowej gazecie bardzo spodobały mi się komentarze w stylu „niech uczniowie umrą z głodu, wtedy będziecie zadowoleni” – coś mi ta Turcja za bardzo zaczyna Polskę przypominać ;)
6. I na koniec ostatni doskonały news z działu „nauka tureckiego” z polskim akcentem. Obejrzałam dzisiaj rano w tureckim serwisie ekonomicznym:
„1.600 kilometrelik eğitim. – 1.600-kilometrowa edukacja.
Londra’da okuyan genç – Młody (w domyśle: człowiek, chłopak) studiujący w Londynie
tasarruf için – aby zaoszczędzić (dosłownie: dla oszczędności)
Polonya’da ev kiraladı” – wynajął mieszkanie w Polsce
Słyszeliście o tym? Okazuje się że szukając mieszkania niedaleko swojej londyńskiej uczelni chłopiec ten o nazwisku Jonathan Davey najtańsze mieszkanie znalazł… w Gdańsku! Co prawda taniej byłoby na Litwie, ale z Gdańska są bezpośrednie połączenia lotnicze. W tureckim tekście podano, że w okolicach szkoły mieszkanie kosztowało tygodniowo 220 funtów, natomiast w Polsce – 35 funtów tygodniowo. Okazuje się, że nie tylko Polacy są pomysłowi ;) [cały tekst po turecku tutaj]
7 komentarzy
W sumie to dobrze by promowac zdrową żywność wsród i tak już doszczętnie nakręconych reklamami dzieciaków. Tylko czy te zdrowe eko-produkty będą w miarę tanie, bo jeśli nie to rodzice musza dać większe kieszonkowe. Oby ceny ich były w miarę przystępne. Widziałam opinie, że dzieciaki mogą w zamian pójść do sklepików pod szkołą by tam kupic sobie to co smaczne lecz niezdrowe. Czy w Turcji rodzice też robią dzieciakom śniadanie do szkoły?
W Turcji nie jest to wszystko aż tak jednoznaczne. Tutaj młodzież mimo wszystko odżywia się jeszcze zdrowo (w porównaniu do Polski) a jedzenie zdrowe jest najtańsze i najzwyklejsze, dostępne na wyciągnięcie ręki. Nie trzeba być od razu super-eko, żeby jeść zdrowo, szczególnie tutaj gdzie kuszą pyszne figi, jabłka, pomarańcze i inne smakołyki z lokalnych upraw przez cały rok! Aż grzechem byłoby jeść ciastka ;)
W Turcji z tego co wiem raczej nie robi się śniadań do szkoły, tylko raczej daje parę groszy na zakupy w sklepiku. Ponadto dzieci mają dłuższą przerwę obiadową (starczy by przejść się do domu na obiad).
A ja uważam, że pomysł dobry, ale gorzej z realizacją… Tureckie dzieci (i rodzice!) zupełnie nie są edukowane z zakresu zdrowego odżywiania. Dla mnie to był szok, że codziennie na przerwie między naszymi zajęciami zamiast kanapek i owoców z plecaków nawet ośmioletnie maluchy wyciągały czekoladowe dankeki, słodkie napoje i chipsy… I często to był ich pierwszy posiłek, bo rano w domu nie jadły przed wyjściem śniadania… No a kiedy Pani Dyrektor zaproponowała, że dla dzieci z okazji Dnia Dziecka chciałaby zorganizować „Dzień Hamburgera” to już całkiem ręce mi opadły…
Ehhhh niestety ;)
Hmmm musze sie nie nie zgodzić co do braku problemu otyłości tureckich dzieci. Juz dawno to zauważyłam na ulicach i wsród znajmych, dzieciaki sa raczej pulchne. Znam nawet 11stolatki, które juz maja zbyt wysoki poziom cholesterolu. Denerwuje mnie tu niewiedza rodziców w tym temacie. Dzieci juz od pierwszych miesięcy jedzą praktycznie to samo co dorośli , tluste , smażone, gazowane, ciężkostrawne czekolada, lody…żaden problem! O każdej porze! Nie dziwo ze dzieci naładowane tym cukrem biegają po podwórku do północy.
Troszke to kwestia wychowania (to bieganie po nocy) ;) Mi sie wydaje ze w kwestii odzywiania Turcja jest mimo wszystko jeszcze w tyle w zlych nawykach w stosunku do Europy. Tutaj wciaz bazary i domowe jedzenie jest w cenie. Inna sprawa to niezdrowe nawyki i np fascynacja coca cola. Oczywiscie otylych nie jest malo ale to wg mnie jeszcze nie ta skala. Zalezy tez oczywiscie od srodowiska. Sama wsrod najblizszego otoczenia widze ze w jednej rodzinie dziecku sie nigdy slodyczy nie odmawia choc juz w innej rodzinie takie zachowania prowokuja dyskusje. To juz cos :)
Byc moze cos sie zmienia w takim razie. Mam troje siostrzencow i te maluchy wiedza ze do picia jest woda, ewentualnie sociek :) a cola tak jak kawa jest dla doroslych; gdy chca ciastko to pytaja, wiec to co zobaczylam tu mnie przerazilo. Juz w ciazy kobiety nie dbaja o to co jedza, fasolka, cebula, cytrusy, zyc nie umierac. Ogolnie rozwija mi sie temat rzeka tu kiedy pomysle o ich braku wiedzy o zdrowiu ogolnym . No sorry, mowie czlowiekowi po studiach, zeby kupil omega 3&6 co pomaga obnizyc zly cholesterol, a na to, ze po co , przeciez po badaniu krwi (ktorego przecietny turek nie potrafi odczytac) nikt nie powiedzial, ze jest za malo jakichs omega. Padlam. Klapki na oczach i bezgraniczna ufnosc lekarzom. Ludzie nawet nie maja termometru w domu, nie mowiac juz o cisniomierzu. Moze nie choruja, cholera ich wie. No juz nie wazne, nie na temat :)))) Wygadalam sie :)
Comments are closed.