Dziś o Turcji będzie niżej, a teraz o Polsce, bo przecież w Polsce jestem, koleżanki i koledzy, w Polsce! Co prawda czasu na celebrację za bardzo nie ma, z drugiej strony mimo tego braku czasu staram się nasycić jak mogę piękną złotą jesienią. Jeżdżę miejskimi rowerami załatwiając sprawy, odwiedzam znajomych i dreptam po moich wydeptanych ścieżkach. Możecie sobie narzekać, że obudziliście się w nowej Polsce, że buro, szaro i nudno. A przede wszystkim – zimno. Nie bronię Wam. Ale nigdy nie próbujcie używać takich tekstów w obecności emigrantki, która odwiedza ojczyznę po kilkumiesięcznym (minimum) pobycie za granicą. Emigrantki na takim etapie jak ja – której już minęła ta bezkrytyczna fascynacja byciem na obczyźnie, cały ten szał, i która docenia miejsce, z którego się wywodzi i wciąż pieruńsko za nim tęskni (choć lubi tę swoją emigrację także przecież). Głupio i emerycko to zabrzmi, ale napiszę, niech mi: przeżyjcie to samo, to pogadamy. Z drugiej strony wiem, że jestem szczęściarą, bo dla mnie najważniejszym jednak elementem pobytu w Polsce i największym magnesem są ludzie. Zarówno rodzina, jak i przyjaciele czy znajomi. Zdaję sobie sprawę, że będąc za granicą większą część roku łatwo zaniedbać takie polskie kontakty, dlatego tym bardziej staram się przy każdym pobycie z tymi najbliższymi spotkać, a i o tych dalszych nie zapominać, a będąc w Turcji pielęgnować znajomości przez internet.
***
Wczoraj byłam z rodzinką na koncercie Zbigniewa Wodeckiego występującą z zespołem Mitch&Mitch. Jeśli znacie, to wszystko wiecie, jeśli nie znacie, szczerze polecam ich wspólny projekt (zaaranżowana na nowo płyta Wodeckiego odkryta po 39 latach), który śledzę od samego początku. Genialny koncert, świetna pozytywna energia, na bateriach naładowanych tą muzyką będę jechać pewnie do przyszłego weekendu :) Ponadto sama idea – łączenia muzyki dwóch pokoleń w kreatywny sposób – wspaniała. Dawno nie widziałam tak wielkiego przekroju ludzi na jednym koncercie. Od babć i dziadków w kapeluszach i beretach, poprzez tzw. „dorosłych”, aż po alternatywną młodzież. Wiele z nich zresztą przyszło razem. My byliśmy na przykład z naszą Mamą – bawiliśmy się świetnie.
***
A dziś Wszystkich Świętych, jutro Zaduszki. Święta wyjątkowe i bardzo polskie. Zawsze mam kłopot jak je wytłumaczyć Turkom, o ile jeszcze wieloma zdaniami opiszę ideę, o tyle z przetłumaczeniem nazwy jest poważny problem ;)
W tureckiej kulturze nie ma tradycji chodzenia na groby zmarłych w takim sensie jak u nas. Nawet jeśli, to nie ma osobnego święta, nie przystraja się grobów w tak bogaty sposób i nie pali lampek. Groby są raczej proste, nagrobki to przede wszystkim płyta pionowa oznaczona imieniem, nazwiskiem, datami urodzenia i śmierci i hasłem „Ruhuna Fatiha” (czyli prośba o modlitwę za duszę zmarłego). Pozioma płyta to raczej najczęściej ziemia, w której posadzone są rośliny czy kwiaty w mniej lub bardziej uporządkowany sposób. Oczywiście na cmentarzach, szczególnie w Stambule można zobaczyć piękne, zdobione nagrobki (niektóre z turbanami symbolizującymi wysoką pozycję zmarłego w osmańskim imperium), ale wiele z nich pochodzi z dawnych czasów.
Zastanowiło mnie kiedyś, że wiele cmentarzy zlokalizowanych jest na wzgórzach, z pięknymi widokami na miasto, czasem w całkiem bliskim sąsiedztwie herbaciarni.. (najpiękniejszy przykład to pewnie Pierre Loti w Stambule – na pierwszym zdjęciu we wpisie i poniżej). Myślę – choć mogę się mylić – że przyczyna jest prozaiczna. Miasta zazwyczaj budowały się w dolinach (nad wodą), a więc cmentarze lokowano poza miastem. Z czasem poszerzające się granice miast „wchłaniały” teren cmentarzy. Wydaje mi się więc, że moja wcześniejsza teoria o fundowaniu zmarłym pięknego widoku po śmierci musi upaść ;)
Wracając do odwiedzin na cmentarzach w Turcji, zazwyczaj odwiedza się groby zmarłych przy okazji świąt, chodzi o te najważniejsze, czyli Ramazan Bayramı i Kurban Bayramı. W pierwszym dniu świętowania zaczyna się od porannego namazu (modlitwy) w meczecie, a potem całą rodziną udaje się na cmentarz. Oczywiście nie jest to reguła i wiele osób przyznaje, że wiele lat nie było na grobach swoich przodków. Inna sprawa, że Turcy są narodem nieustannie migrującym – także w granicach swojego kraju, i wielu z nich nie ma po prostu fizycznie możliwości odwiedzenia cmentarzy rodzinnych.
Ciekawy z kolei wydał mi się inny zwyczaj: pary młode po ślubie udają się na grób bliskich zapewne prosić o błogosławieństwo na nową drogę życia. Ba, często na facebooku obserwuję tureckich znajomych, którzy odwiedziny na grobach traktują jako jeden z obowiązkowych punktów ślubnej sesji fotograficznej! Co kraj, to obyczaj ;)
Na koniec, jakby kogoś z Was nurtowało, co z mieszkającymi w Turcji chrześcijanami albo/i obcokrajowcami? Oczywiście istnieje w Turcji bardzo dużo cmentarzy innych wyznań w miastach/miejscowościach, gdzie żyło sporo przedstawicieli innej wiary – w Stambule, Izmirze, Antakyi. Nie mówiąc już o tym, że w Polonezköy (Adampolu) mieści się polski cmentarz katolicki (poczytacie o nim tutaj) Z kolei w Alanyi (jak i pewnie w innych miastach, gdzie obecnie mieszka dużo obcokrajowców) powstał taki cmentarz niedawno. Mniej więcej rok temu pochowany został na nim pierwszy Polak (turysta, który zmarł będąc w Turcji na wakacjach, nie posiadający żadnych bliskich). Dzisiaj przedstawiciele naszej alanijskiej Polonii wraz z dziećmi odwiedzili ten cmentarz ulokowany – a jakże – na pogórzu gór Taurus z widokiem na morze i całą Alanyę….
***
A na koniec wiadomości wyborcze: w Turcji powtórzone wybory parlamentarne zakończyły się dzisiaj miażdżącą przewagą AKP, czyli mamy kontynuację rządów jednej partii. Oczywiście tak jak zapowiadałam w poprzedniej notce, z wynikami nie trzeba będzie czekać do jutra, wszystko już jasne, rozrysowane i pewne. Taka organizacja. Komentować samych wyników nie będę, bo wiadomo, jest jak i u nas. Kto chce, płacze i biadoli, kto chce cieszy się – znam i takich i takich, i to całkiem sporo i takich i takich, więc w żadne fałszowane wybory nie wierzę (bo oczywiście jak to Turcy, już tworzą teorie spiskowe). Wyniki możecie sobie przeanalizować na przykład tutaj: http://secim.ntv.com.tr/ Aż korci, by za to skomentować frekwencję, która wyniosła [bębny, werbel]: 87% !!!! I to jest, proszę Państwa, turecka norma. Tam nie ma że boli, każdy idzie, bo wie że powinien. Wiem, bo zwykle po wyborach pytam, rozmawiam z Turkami czy w rodzinie KP, czy w pracy i chyba nigdy nie spotkałam kogoś, kto nie głosował. Nawet jak nie ma na kogo (ten argument też przecież pada, bo Turcja to kraj jak każdy inny), nawet jak się jest w pracy (to się na wybory idzie i do pracy wraca), nawet jak się jest w wieku podeszłym (to synek bierze mamę do auta i zawozi), nawet jak się nie umie pisać i czytać (to po to są loga partii na listach do głosowania). A teraz to i tak jest proszę Państwa lepiej, bo kiedyś „za komuny” każdemu głosującemu barwiło się atramentem najmniejszy palec jednej dłoni, aby było wiadomo że obywatel swój obowiązek wypełnił… Pamiętam jeszcze, jak koleżanki Turczynki mi te pofarbowane paluchy z dumą pokazywały. Potem rządy objęła straszna partia AKP i ten niecny proceder zniosła. A i tak jest 87% :)
Miłego tygodnia, kochani. Oby do piątku :)
A tu już po polsku… dzisiejsze zdjęcie z poznańskiego cmentarza na Junikowie:
1 comment
Nie wiem jak w Turcji – tam jest inny klimat. ale w Polsce na wsiach cmentarze też były/są lokowane na wzniesieniach. Uzasadnienie jest do bólu prozaiczne – gdyby były w niecce, w czasie ulewnego deszczu nagrobki stałyby w wodzie a to… nie jest dobre…
Comments are closed.