Miał być wpis na Facebooka, bo nie chciałam robić afery, a potem pomyślałam sobie: czemu nie? Jest 8 lat, jest afera. Co prawda przy okazji poprzedniej rocznicy zrobiłam już wystarczającą aferę, publikując dość szczegółowy wpis na blogu o moim życiu z tureckim mężczyzną (możecie go sobie przypomnieć tutaj: „I znów damsko męsko”: ). Dziś więc będzie to, co mogłabym dodać po kolejnym roku wspólnego życia.
Jako że na starość robię się (jeszcze bardziej) sentymentalna niż wcześniej, napiszę więc Wam rzeczy, których nauczyłam się w międzykulturowym związku. W moim przypadku – z Turkiem. Niech mu tam będzie ;)
1. Tolerancja. Nauczyć się trudno, ale potem jest już z górki.
Najtrudniejszy był ten początek. Nawyki, przyzwyczajenia, zachowania, poglądy drugiej strony wydawały się śmieszne, albo głupie. Może nie przyznawaliśmy się do tego sobie nawzajem, bo byliśmy w fazie totalnego zakochania.
Ale jednak były momenty zwątpienia, burzliwe dyskusje czy awantury o zupełne drobiazgi. Wtedy wydawało nam się, że już nigdy się nie dogadamy, że to nie ma sensu, że to zbyt trudne. A teraz… się z tego śmiejemy. Okazuje się że każda kłótnia i każdy spór, nawet o sposób przygotowywania herbaty, czy sens wysyłania sobie sms-ów nie poszły na próżno – jakkolwiek to brzmi były inwestycją (choć niekiedy dość wkurzającą) w przyszłość związku. Ba, nie trzeba było rozwiązywać problemu, wystarczyło go sobie wzajemnie „wykrzyczeć”, nazwać. Ta inwestycja opłaca się teraz spokojnym i coraz mniej konfliktowym życiem. Naprawdę muszę przyznać że z wiekiem mniej jest tych kłótni, a jeśli są, to bardziej treściwe i oczyszczające.
2. Szacunek do odmiennej religii.
Łatwo pogłębiać wiedzę o cudzej religii, kiedy pracuje się jako rezydent czy pilot i nie trzeba mieszkać w otoczeniu jej wyznawców. Wszystko jest książkowe i bardzo proste. Gorzej, kiedy trzeba przyswojoną wiedzę lekko zmodyfikować, bo praktyka nie do końca odpowiada teorii… Co strasznie nas wkurza!
Widzę tą tendencję wśród wielu znanych mi osób w międzykulturowych związkach. Jeszcze chwila i zaczną pouczać tureckich muzułmanów, z natury rzeczy dość liberalnych, jak powinien wyglądać wzorcowy islam. Frustrują się na forach internetowych: „Przecież tego się nie robi! Tego się nie je! Włosów nie trzeba zakrywać!”. Tymczasem człowiek jest tylko człowiekiem i każdy ma prawo praktykować swoją religię tak, jak ma tylko ochotę. To on/ona się potem będzie rozliczać z wyższymi instancjami, w które wierzy. Nie nam oceniać, komentować i wymądrzać się, choć kusi :)
3. Stosunki rodzinne.
Przyznam się bez bicia, wchodząc do tureckiej rodziny byłam naładowana stereotypami jak tylko się da. A że matka to coś tam, a że najstarszy brat to coś tam, a że dzieci to jeszcze coś innego. Byłam ostrożna, spłoszona, na wszelki wypadek nie chciałam się integrować, żeby turecka rodzina „nie weszła mi na głowę”.
Ponadto byłam pewna, że nie będą mnie lubić – kolejny stereotyp, że przecież Turczynki nie lubią cudzoziemek, że będę musiała rywalizować z jakimś ich wyobrażeniem partnerki mojego faceta, która powinna być zapewne turecką żoną i matką, gotującą najlepszy pilaw. Okazało się to wyssaną z palca bzdurą, która niepotrzebnie powodowała u mnie stres. Kiedy wyluzowałam okazało się, że jest to rodzina taka, jak każda inna – ze swoimi problemami i radościami, ze swoimi „czarnymi owcami” i „prymusami”, i naprawdę nie jestem tam najbardziej sensacyjnym elementem, tylko po prostu samą sobą.
4. Optymizm, elastyczność i życiowy luz.
No tak. Muszę dodać ten element wyraźnie śródziemnomorski w odmianie tureckiej. Co tu dużo gadać. Dzięki obcowaniu z K.P. oraz jego rodziną nauczyłam się po prostu, jak to mówią, płynąć z prądem. Na początku strasznie mnie denerwowało, kiedy ktoś spóźniał się 15 minut, albo obiecywał coś zrobić i nie robił. Mierzyłam to moją europejską miarką – to przecież brak szacunku do mnie, byłam święcie oburzona.
Potem dopiero dostrzegłam, że to zależy od okoliczności, że bywa bardziej skomplikowane, i że nie ma sensu podnosić sobie ciśnienia. Z czasem sama przejęłam optymistyczne podejście do życia, wiarę w to, że cokolwiek się nie wydarzy „damy radę” i będzie dobrze. Dostrzegłam też te pozytywne strony elastyczności: że można zrobić świetny piknik rodzinny bez planowania, umawiania się tydzień wcześniej i wyplatania koszyczków na chlebek. Może to słońce, nie wiem. W każdym razie działa i jest zaraźliwe :)
5. Wspólnota i umiejętność dzielenia się.
Trochę związane z rodziną, ale bardziej z kulturą, w której przyszło mi żyć. W tym punkcie muszę przyznać że ewidentnie się sturczyłam, i zauważam to bardziej i bardziej z każdym rokiem. Co więcej, bardzo mi się to podoba (oszalałam już doprawdy)!
Na początku niezwykle dużym problemem było dla mnie pożyczenie/danie komuś czegoś, co należy do mnie, nawet jeśli nie było to nic dla mnie ważnego. Ot, europejski egoizm. Albo fakt, że ktoś średnio znajomy przenocuje w moim mieszkaniu i będzie pod prysznicem używał mojego szamponu (ratunku!), a z lodówki wybierał mój dżem (straszne!). Ale to nie tylko o okazjonalnych gości chodzi, bo te sytuacje zdarzają się rzadko (w międzyczasie K.P. trochę się zeuropeizował i teraz jemu takie rzeczy przychodzą z trudem). Raczej o ogólne podejście do życia i do rzeczy. Owszem, mam swoje prywatne skarby, które ograniczyły się po latach po prostu do sprzętu komputerowego i fotograficznego i paru szpargałów, do całej reszty mam dużo swobodniejszy stosunek. Może to zbieg okoliczności, ale dopiero w Turcji po paru latach wspólnego mieszkania z Turkiem uwolniłam się od sztywnego dzielenia przedmiotów na „moje” i „czyjeś”. Bardzo to przyjemne :)
Podsumowując, wszystko to sprowadza się do:
17 komentarzy
Dziękuję ;)
Wszystko zależy jak się na to patrzy. Ja staram się faktycznie skupiać na pozytywach :)
Dzień dobry
Przeczytałam sporo Twoich wpisów (chyba nawet większość) i muszę powiedzieć, że strasznie mi się spodobał Twój blog. Za 2 tygodnie lecimy z rodziną do Turcji właśnie w Twoją okolicę (pierwszy nasz rodzinny wypad zagraniczny) i trochę mamy obawy o bezpieczeństwo. Czy mogłabyś mi podpowiedzieć coś w tym temacie? Rozmarzyłam się już, po przeczytaniu Twoich wpisów i chciałabym już tam być, pozdrawiam Cię:)
Witaj, bezpieczeństwo w Turcji to ostatnio bardzo gorący temat w Polsce, ale w naszym regionie jak i ogólnie tej części Turcji nic się nie zmieniło, nic się złego nie działo i nie dzieje. Turyści wypoczywają, wycieczki się odbywają, normalność :) Jedyny problem to niewielka ilość turystów – sporo z nich po prostu się przestraszyło medialnych doniesień. Tymczasem nic tutaj problemowego nie było, nie ma i mam nadzieję że tak zostanie.
Pozdrawiam z Alanyi, do usłyszenia/zobaczenia! :)
A ja ze swoim chłopakiem jestem o połowę mniej, czyli juz ponad cztery lata, ale niektóre przemyślenia na temat mieszanych związków mam podobne, a niektóre za to sa całkiem inne. Na przykład mnie nigdy nie przeszkadzało i nie przeszkadza (mam nadzieje, ze to sie nie zmieni na przestrzeni lat, albo w wyniku zniszczenia kilku droższych rzeczy) taka „wspolnota” przedmiotów. Są inne rzeczy natomiast, które doprowadzają mnie do dosłownie białej gorączki i mam ochotę rzucić to wszystko w diabły, haha :) No zresztą chyba każda osoba w związku, a szczególnie z obcokrajowcem, może się pochwalić przynajmniej kilkoma ciekawymi anegdotami. Mnie szczególnie dobija odkładanie wielu spraw na ostatnią chwilę. A potem tylko stres narasta, czas goni, a ja narzekam, że przecież od początku mówiłam „zróbmy to wcześniej”! Ahhh, to wschodnie poczucie czasu, potrafi wyprowadzić z równowagi człowieka, który przyzwyczaił się do załatwiania wszystkiego na zaś, a ja wcale nie jestem systematyczna i poukladaną osobą! Nawet nie wyobrażam sobie, co mogą myśleć o tym bardziej pedantuczne duszę ;) Pozdrawiam cieplutko! Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy i zycze kolejnych wspolnych i przede wszystkim szczęśliwych lat :)
Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy!! Piszesz oczywiście o doświadczeniach w związku międzykulturowym, ale mi się wydaje, że przynajmniej tolerancja, szacunek do tego co odmienne i stosunki rodzinne są uniwersalne dla każdego związku. Choć na pewno w związkach z obcokrajowcem dużo trudniejsze do zrozumienia i wypracowania. Ja byłam związana z Turkiem około 3 lat i choć nam nie wyszło, to uważam, że nauczyłam się tych właśnie rzeczy, o których wspominasz powyżej i z powodzeniem przeniosłam je na grunt mojego obecnego związku z Polakiem.
Dzięki za cenną uwagę :) Zgadzam się, że to trochę jest uniwersalne, choć jednak w związku międzykulturowym tej cierpliwości i szacunku potrzeba dużo więcej, bo naprawdę wiele rzeczy i zachowań może się nam wydawać kompletnie kosmicznych :) a potem już się przyzwyczajamy :)
Pozdro Ula!
Jak czytam ostatni punkt to mi się wydaje, że jestem Turczynką częściowo :D Ostatnio nawet koleżance i 3 innym osobom (których nie znałam) zostawiłam klucze do mieszkania, a sama byłam we Włoszech :P Także nie mam z takimi rzeczami w ogóle problemu. A związki międzykulturowe z pewnością uczą bardzo, bardzo dużo. Wszystkiego dobrego z okazji rocznicy swoją drogą!
Dzieki wielkie! :)
Punkt czwarty. Przez 6 lat nauczyłam się odrobinę odpuszczać. odrobinę. Pracuję i żyję w Polsce, wiec jest ciągły dysonans. Pracuję tu pod potwornym wręcz ciśnieniem terminów, planów, w permanentnym stresie, ciagle wszystko muszę mieć zaplanowane. A to przecież nie z Turkiem. W Turcji jakoś się z tą spontanicznością i życiem w bardzo ogólnym planie godzę, ale w Polsce… Wczoraj zapytałam H, czy musi wszystko zostawiać na ostanią chwilę i w związku z tym 3 raz burzyć moje plany- to usłyszałam święte oburzenie ( jego!) i 15 minutowy wykład o wpływie stresu na zdrowie i wygląd człowieka…. To wszystko prawda. Tak chciałabym umiec kiedyś wyluzować….Żeby czas liczył się w miesiącach, a nie minutach…
Witaj droga Agato! Na bieżąco śledzę Twojego bloga, jestem pod ogromnym wrażeniem Twojego poczucia humoru i umiejętności przelewania tego na papier – nic więc dziwnego, że Twój blog został nagrodzony! Jestem bardzo zaintrygowana punktem 1, czy mogłabyś kiedyś rozwinąć nieco ten temat? Kieruję do Ciebie jedno pytanie, w zasadzie jest to prośba o radę. Pod koniec tego roku przyjeżdżam do Turcji, będę goszczona w tureckiej rodzinie (to będzie pierwszy kontakt ze słynną „turecką rodziną”, o której również wspominasz powyżej – i tak, jestem tym przerażona, absolutnie nie wiem czego się spodziewać!!). Chciałabym przywieźć coś z Polski w ramach zadośćuczynienia, podziękowania za gościnę i tu pojawia się moje pytanie… Co można podarować a czego nie wypada nam dać? Pozdrawiam gorąco i z góry dziękuje za każdą radę! :)
Dziękuję za miłe słowa.
Jeśli chodzi o rodzinę to nie przesadzajmy, nie tak są straszni jak ich malują ;) Poza tym w Turcji rodzina to nie jeden schemat i zachowania, obyczaje, w różnych rodzinach są baaardzo różne. Myślę że najlepiej byłoby gdybyś zapytała po prostu tą osobę z rodziny którą już znasz: jacy są, jakie obyczaje u nich są przyjęte (czy kobiety zakrywają włosy i ubierają się raczej konserwatywnie? czy pije się u nich w domu alkohol? itp.), to na pewno wiele Ci powie. Klasyką na pewno jest coś typowo polskiego ale nie ryzykownego, np. album czy obrazek z polskimi krajobrazami, bursztyn lub chusta w polskie wzory dla kobiety, albo słodycze/czekoladki (byleby bez żelatyny wieprzowej). Pijący panowie docenią polską nalewkę ale alkohol to bardzo delikatny temat, więc lepiej się dowiedzieć zawczasu. Na pewno też usłyszysz że „nic nie potrzeba” i masz „nic nie przywozić, ale na pewno drobiazg (a może jakiś wyrób z drewna?) wręczony w ręce pani/pana domu będzie miły. Ja mojej teściowej kiedyś wręczyłam ładny delikatny bieżnik na stół i serwetki kupione w Home&You, upominek niby przyjęto dość chłodno (takie obyczaje w mojej rodzinie tureckiej), a okazało sie, że bieżnik bardzo się spodobał i b.często widzę go na stole ;) Powodzenia!
Wow, zaskoczyłaś mnie szybkością, z którą odpowiedziałaś na mój komentarz! Wracając do tematu rodziny – myślę, że pewne „przerażenie” będzie nieodłącznym elementem pierwszego spotkania, niezależnie czy rodzina będzie turecka, polska czy inna. A obawy mam rażąco podobne do tych, które towarzyszyły Tobie podczas pierwszych kontaktów, i które opisałaś powyżej. Na szczęście goszcząca mnie rodzina rodzina nie należy do tych „konserwatywnych”, praktykują islam na podobnych zasadach jak u nas praktykuje się katolicyzm (bardzo często, nie chciałabym wrzucać wszystkich Polaków-katolików do „jednego wora”). Bardzo cieszę się z rad, które mi dałaś! Będę miała z czego wybierać :) Po powrocie spróbuję zdać krótką relację z pobytu – muszę zaznaczyć, że to pierwszy samodzielny wyjazd. Dreszczyk emocji z tym związany towarzyszy mi nieustannie :) Przesiadkę mam w Stambule (nawiązując do Twojego wcześniejszego wpisu o lotach z przesiadką w Stambule ;)), niestety z racji podróżowania w pojedynkę, nie skuszę się na zwiedzenie miasta! Ale co się odwlecze, to nie uciecze – na pewno nie raz odwiedzę jeszcze Turcję. Pozdrawiam serdecznie Agato!
W takim razie powodzenia i daj znać jak poszło ;)
Witaj Agato, piszę by dać znać jak poszło! Trochę czasu mi to zajęło, niestety mój powrót z Turcji uplasował się w gorącym okresie „sesji” na studiach, więc nadmiar wolnego czasu mi nie doskwierał bym do Ciebie mogła zajrzeć i napisać parę słów! Tuż przed wyjazdem plany się odrobinę zmieniły i goszczona byłam u „młodzieży” (gdzie, o zgrozo, buty ściągało się po wejściu do domu, tak po europejsku!). Przynajmniej rozwiązało to mój dylemat – co należało przywieźć jako „prezent” :) Muszę dodać, że Twój blog i wiele rad uchroniło mnie przed wpadkami, co więcej, śmiało dodam iż to mnie nieco sturczyło ;)) Jedzenie w większej grupie z jednego talerza, korzystanie z chleba jako widelca itp. Bardzo miło było słyszeć, jak to świetnie jestem „obyta” czy słowa zachwytu, gdy na kolacji u rodziny tureckiej jadłam „po turecku”. Twój blog posłużył mi niczym przewodnik, bardzo Ci dziekuję :) Pozdrawiam serdecznie!
Cieszę się bardzo, czyli pierwsze koty za płoty :)
Nie rozumiem tylko jednego. Co ma wspólnego umiejętność dzielenia się z europejskością? :)
Comments are closed.