/na zdjęciu Alanya w roku 2006. Nie było jeszcze latarnii w porcie :)/
Dużo czasu zajęło mi przyzwyczajenie się do mojego „drugiego domu”, czyli Alanyi. Jako urodzona Poznanianka, miłośniczka dużych, gwarnych miast, wciąż miałam obawy, że będę się tu nudzić, że „nie będzie co robić”. I na początku faktycznie te obawy się spełniały, szczególnie w miesiącach zimowych. Trudno się zresztą dziwić – jeśli przeprowadzacie się z miasta 500-tysięcznego do mieściny pięciokrotnie mniejszej szok gwarantowany, nawet gdyby się przeprowadzać w granicach tego samego kraju. Zresztą podobnie byłoby jak mniemam w drugą stronę.
Alanya jednak w ostatnich latach dość dynamicznie się zmienia i miasto nie przypomina już tej zabitej dechami dziury z roku 2005 czy nawet 2008. Ta refleksja w tym sezonie wciąż chodzi mi po głowie. Postanowiłam więc tu na blogusiu wypunktować te różnice, które są najbardziej widoczne dla mnie – osoby, która przebywa w tym mieście od ponad dekady. Wpis zilustrowałam znalezionymi w internecie zdecydowanie starszymi niż moje doświadczenia zdjęciami Alanyi :)
Jak się zmieniła Alanya?

Kobiety na ulicach
Tytuł brzmi może dziwnie, ale ktokolwiek odwiedził nasze turystyczne miasteczko kilka lat temu, zapewne interesował się faktem, że na ulicach nie było widać kobiet. Nie tyle spacerujących (to swoją drogą), ile przede wszystkim pracujących. W butikach z podróbkami ciuchów i torebek – mężczyźni. W sklepach z pamiątkami – mężczyźni. W knajpkach, kawiarenkach, hotelach, recepcjach – mężczyźni. Można było odnieść wrażenie, że trafiliśmy do kraju facetami płynącego. I owszem, o ile w społeczeństwie tureckim faktycznie panów procentowo jest więcej niż pań, o tyle różnica przecież nie jest aż tak wielka!
W istocie jeszcze kilka lat temu kobietom tureckim nie wypadało pracować „na ulicy”, w handlu, w kontakcie z klientami. Praca tego typu, na dodatek w turystycznej branży, to wiele godzin na nogach, dzień w dzień, fizycznie dość wyczerpująca, a wcale nie tak bajecznie płatna. Turczynki więc, zresztą słusznie, wcale się do takiej pracy nie paliły. Kiedy pracowałam jako rezydentka wciąż turyści pytali mnie właśnie o to: „gdzie są kobiety” – mówiłam wtedy że pracują w biurach, w hotelach na tzw. back office, i innych miejscach, gdzie mają więcej prywatności. A wiele z nich nie pracowało wcale.
Od paru lat ta sytuacja wyraźnie się zmienia. W mieście pojawiły się studentki, zmieniły się ulice. Kobiety są barmankami, kelnerkami, sprzedawczyniami, mają własne sklepy. Prowadzą autobusy miejskie, taksówki, a nawet są parkingowymi. Dotyczy to także kobiet noszących chusty, które kiedyś raczej nie były mile widziane na stanowiskach pracy, można powiedzieć, że dotykało ich coś w rodzaju dyskryminacji. Teraz siły się wyrównały, i właśnie w Alanyi widać to bardzo dobitnie.

Sklepy, knajpki, kawiarnie
Moja pierwsza zima w Alanyi. Koniec stycznia 2009. Puste ulice, wyglądające jak wymarłe. Wiele sklepów zamkniętych na cztery spusty, bo przecież „nie ma sezonu”. Te pozostałe otwierały się na kilka godzin w ciągu dnia. W centrum miasta dwie kawiarnie na przysłowiowy krzyż, można było chodzić do nich na zmianę, aby mieć poczucie, że „coś się dzieje”. W porcie herbaciarnia, gdzie można było przypadkiem spotkać wszystkich znajomych – innego miejsca spotkań po prostu nie było. Większość sklepów to przeznaczone dla turystów magazyny podróbek, prezentujące wszelkiego rodzaju chińszczyznę za wygórowane ceny. Nie lubię się targować, nie bardzo więc miałam gdzie robić zakupy. Miejsca wieczornej rozrywki to dyskoteki w porcie, prezentujące huczące techno – i niewiele ponadto. Oczywiście w zimie też były zamknięte.
Po kilku latach ilość sklepów, knajpek i restauracji przyprawia o zawrót głowy. Pojawiły się tureckie i międzynarodowe sieciówki, obecne od dawna w większych miastach tureckich. Mamy całą plejadę gastronomicznych punktów, co jeden, to bardziej oryginalny w menu czy wystroju. Podobnie z ubraniami, kosmetykami, butami, sklepami elektronicznymi czy z wyposażeniem wnętrz. Nie jesteśmy więc już skazani na siedzenie w czterech ścianach domu, albo na zakupy przez internet, jak wcześniej.
Od 2-3 lat zima w Alanyi to przyjemna egzystencja w małym, a jednak całkiem samowystarczalnym miasteczku. Owszem, nadal można spotkać przypadkiem większość znajomych, ale teraz nie wiemy już w której kawiarni tym razem ich spotkamy :) Turecka młodzież, jak i obcokrajowcy, których żyje u nas dość sporo, prowadzą aktywne życie towarzyskie i zapełniają kawiarniane i restauracyjne stoliki. W zimie jest co robić!

Rowery i sport
Kiedy w 2010 roku jeździłam rowerem po Alanyi budziłam często niezdrową sensację… uwierzycie? Europejka na rowerze! Szaleństwo! Turecka koleżanka dziwiła się „wy Europejczycy tak lubicie te rowery, dlaczego?”. Gwizdali na mnie Turcy, sypały się niewybredne komentarze, a ja czułam się głupio. Bo przecież rower to taki w sumie… banał!
W roku 2016 dwukołowców jest już coraz więcej, i teraz sensację budzi raczej już tylko mój napęd elektryczny w rowerze, ale i tego typu sprzętu pojawia się tu coraz więcej (coraz więcej bowiem ludzi mieszka na okolicznych wzgórzach). Turcy i Turczynki siadają na rowery, i choć jeszcze nie jest to popularność na miarę społecznego pospolitego ruszenia, to widać że podejście do tematu drastycznie się zmieniło. Ba, w niektórych miejscach w mieście pojawiają się nawet rowerowe stojaki, co kiedyś wydawało się niemożliwe.
Choć o ścieżkach rowerowych nadal nie można nawet marzyć, bo są byle jakie, zastawione samochodami, albo urwane w niespodziewanym momencie (a mnie marzyłby się taki pas rowerowy jak obecnie w centrum Poznania), to i tak uznaję, że większe zmiany to już tylko kwestia czasu.
Podobnie jak kwestia sportu. Kluby sportowe obrodziły jak grzyby po deszczu – można uprawiać nowoczesne odmiany aerobiku, pakować na siłowni, ćwiczyć jogę, pilates – i to wcale nie w segregowanych wedle płci grupkach, jak to kiedyś bywało. Ukończono wreszcie budowę olimpijskiego basenu, o czym kiedyś wspominałam, coraz bardziej popularne są też kluby tańca (zwłaszcza salsa, pasująca chyba do tureckiego temperamentu!).

Zwierzęta w tureckich domach
Parę lat temu w Alanyi chcąc przygarnąć do swojego domu zwierzaka można się było spotkać z pełnym politowania spojrzeniem i wymownym puknięciem w czoło. Turcy uważali, że zwierzęta oznaczają pogwałcenie ich higienicznego domostwa, poza tym są synonimem groźnych chorób, szczególnie dla małych dzieci. No i w ogóle: po co?
Teraz ilość moich tureckich znajomych, którzy posiadają w domu koty, psy czy inne zwierzaki, sukcesywnie się zwiększa. Owszem, wielu z nich to partnerzy/partnerki obcokrajowców, można więc powiedzieć, że znaleźli się pod europejskim wpływem, ale widać też dużą zmianę nastawienia w podejściu do czworonogów. Nie jest to zmiana diametralna, i nadal w tureckich hotelach nie można się pojawiać ze zwierzętami, podobnie jak poszukujący mieszkania do wynajęcia posiadacze zwierząt mogą spotkać się z wieloma problemami, ale mimo wszystko widać tutaj postępującą dobrą zmianę ;)

Moda, styl i obyczaje
Pamiętam moje pierwsze wrażenia na początku pobytu w Turcji. Przyglądałam się ludziom w moim wieku będąc zszokowana, jak bardzo się różnimy. Panowie nosili buty w czub, spodnie w kant, i koszule – nawet latem. Kobiety też były dość konserwatywnie i niezbyt modnie – z mojej perspektywy – poubierane, zresztą patrz punkt 1 – nie znałam ich wtedy sporo.
Po paru latach moda na ulicach nie różni się bardzo od tej, którą znam z Polski. Owszem, Alanya posiada ten specyficzny małomiasteczkowy charakter, ale mimo wszystko z racji różnorodności, która w kurorcie jest czymś normalnym, można tu spotkać świetnie i nowocześnie ubranych ludzi, zaraz obok równie modnie ubranej kobiety w chuście. Etniczne wzory, dekolty, buty na obcasach i odsłaniające połowę pośladka dżinsowe szorty przeplatają się ze zgrzebnymi długimi spódnicami i chustami z jedwabiu. I w obu przypadkach mówię o Turczynkach! Podobnie u panów: modne w Polsce brody „na drwala” tutaj raczej przypominają osmańskie i sułtańskie klimaty, i są równie wypielęgnowane i dopasowane do reszty stroju – modnych oprawek okularów, wąskich spodni i koszulek z najmodniejszymi motywami. Konserwatywni chłopcy nadal mają swoje spodnie w kant, ale coraz bardziej pozostają one domeną panów w sile wieku. Młodzież ze smartfonami w ręce zarówno w ubiorze jak i zachowaniu coraz mniej różni się od młodzieży, która spaceruje po ulicach europejskich miast. I żeby była jasność – nie jest to jakieś europeizowanie „na siłę”, tylko wynikające z wewnętrznej potrzeby… ale o tym w ostatnim punkcie.

Turcy się bogacą…
Mam taką teorię już od kilku dobrych lat, że Turcja przypomina Polskę – ale ze dwie dekady temu. Kiedy na coś się w Turcji denerwuję przypominam sobie dokładnie ten sam problem wówczas w Polsce, i od razu robię się bardziej wyrozumiała :)
Mimo, że mówi się o Turcji wiele, głównie złego, o czym nie zamierzam tutaj dyskutować (w końcu to nie blog polityczny), nie sposób zaprzeczyć, że coraz większej ilości Turków dobrze się powodzi. Szczególnie tym, którzy nie pracują sezonowo w turystyce (ha, ha, taki autoironiczny przytyk). Powstaje coś w rodzaju klasy średniej, która wcześniej w Turcji nie istniała (była albo laicka elita, albo religijny plebs). Regularne dochody, przysługujące urlopy, delikatnie, wolno bo wolno, ale jednak obniżające się koszty (i tak drogich) kredytów powodują, że Turcy z wcześniejszej walki o byt przeszli na konsumowanie, i to w wielu przypadkach dość rozpasane. To stąd ta aktualna moda, smartfony, pełne kawiarnie, jakieś społeczne, artystyczne czy nawet ekologiczne inicjatywy – ludzi zaczyna po prostu na to stać! Sama widzę to w zmieniających się jak w kalejdoskopie klientach, którzy odwiedzają moje biuro w celu zakupu biletu lotniczego czy rezerwacji hoteli. Podróżowanie samolotem po Turcji to już codzienność – staniało i stać na nie już praktycznie każdego. Za to nowością są podróże zagraniczne, i to w odległe strony: Turcy latają na wakacje do Tajlandii, odwiedzają rodzinę w USA czy Kanadzie, jeżdżą na „city break” do Rzymu, Paryża, Londynu czy Mediolanu. Owszem, wciąż wielu nie ma paszportów, albo szans na uzyskanie wizy do Europy, ale wzrasta liczba tych, dla których nie jest to już żaden problem! Co więcej – zwiększa się liczba osób żyjących i podróżujących na kocią łapę, a i „starszyzna” rodziny robi się bardziej tolerancyjna i wyrozumiała. Widzę to choćby w moim najbliższym otoczeniu…
I niestety trzeba przyznać, że ta konsumpcja bywa bardzo przesadzona, bez umiaru, co generuje potem określone zachowania. Krążą już świeże miejskie legendy o Turkach, którzy odwiedzają Alanyę i nie potrafią umiejętnie korzystać z all inclusive i dobrodziejstw czterech czy pięciu gwiazdek (określiłam to bardzo delikatnie). Cóż… bardzo mi to przypomina Polaków jakiś czas temu, więc nic nie mówię i jestem po prostu cierpliwa :)
I jeszcze dopowiem:
- kiermasz, który co roku odbywa się z okazji Bożego Narodzenia w Alanyi kiedyś budził sensację i nawet dziwne komentarze ze strony Turków („chcą nas chrystianizować”) – teraz wpisał się w klimat miasta, wszyscy go wyczekują i dobrze się bawią
- miasto jest czystsze i bardziej zadbane
- w wielu miejscach pojawia się zieleń, fontanny, zadbane alejki i skwerki
- a nawet zorganizowane przez urząd miasta miejsca specjalnie do dokarmiania psów lub kotów (i toalety dla zwierzaków!) oraz „kocie domki”
- stare osmańskie domki są restaurowane i promowane jako miejsca godne odwiedzenia, tworzone są tam restauracje, hoteliki, itp.
- w porcie pojawiła się latarnia morska (wcześniej jej nie było, uwierzycie?) i przywracane do życia są małe herbaciarnie przy brzegu
Wiem, że może wygląda to wszystko na jakiś dziwny i podejrzany optymizm (w końcu dla nas, Polaków, optymizm często jest dziwny i podejrzany), ale wpis ten jest odzwierciedleniem moich tegorocznych refleksji. Pojawiły się bowiem pomysły, aby może się gdzieś wyprowadzić, aby szukać szczęścia w innym państwie, mieście… ale kiedy widzę jak nasze małe miasteczko się rozwija, to chyba zaczynam się tu czuć jeszcze lepiej. Chociaż, oczywiście, Poznań, w którym w tym momencie przebywam na kilkudniowym, bardzo wyjątkowym wypadzie (o czym napiszę niebawem), zawsze będzie miał pierwsze miejsce w moim sercu :)