Pamiętacie, kiedyś popełniłam tekst, a właściwie wyliczankę „Jak rozpoznać, że jesteś w Turcji za długo” ? Oczywiście okazało się, że nawet od razu po jego opublikowaniu do głowy mi (i Czytelnikom) przyszły jeszcze kolejne objawy tej choroby, nie wymienione na liście. Ale, tak to bywa z objawami :)
W nawiązaniu do tego tekstu chciałam dzisiaj zaproponować Wam coś dokładnie odwrotnego. Jest bowiem, jak się okazuje, także taka choroba (czy może nazwijmy ją zaburzeniem, co by się nikt nie obraził), pod tytułem „Jestem w Turcji za krótko”. Jednak zazwyczaj osoba dotknięta tym problemem nie zdaje sobie z tego sprawy. Wprost przeciwnie, chodzi z głową w chmurach, rozdaje „Merhaby” na lewo i prawo, kocha cały turecki świat a… cały turecki świat kocha ją (lub jego).
A potem – wcześniej lub później (zazwyczaj później) – okazuje się, że lądujemy twardo na czterech literach bo… byliśmy po prostu w Turcji za krótko!
Żeby nie było, ja sama chorowałam na tą chorobę przez dłuższy czas, więc doskonale wiem, o czym mowa. Potem na szczęście wyzdrowiałam, choć proces zdrowienia nie należy do przyjemnych, jednakże jest on niezbędny do normalnego funkcjonowania w Turcji. Owszem, można żyć w bańce latami, ale wcześniej czy później nastąpi zetknięcie z rzeczywistością. Nie oznacza to, że przestanie się wtedy kochać Turcję, o nie. Tylko… hmmm… nazwijmy to miłością nieco bardziej dojrzałą.
Mam też wciąż – z racji pisania tego oto blogusia – kontakt z osobami, które tym zaburzeniem są dotknięte. Są przy tym jednocześnie tak urocze i porażające szczęściem, że aż trudno wybudzać je ze snu. Trudno mi jednak odpowiadać na pytania zadawane przez osoby cierpiące na problem „Jestem w Turcji za krótko”, bo… nic do nich nie trafia. No po prostu nic.
I jeśli drogi Czytelniku/Czytelniczko uważasz, że to o Tobie, to nie przejmuj się. Nie jesteś sam/a.
Na całe szczęście.
A jeśli masz jeszcze wątpliwości, oto lista objawów:*
[su_highlight]*[przypominam, że tradycyjnie do lektury poniższej listy potrzebna jest umiejętność zwana „autoironią”. Jeśli nie wiesz co to jest, zamknij niniejszą stronę, albo sprawdź w Google, dziękuję][/su_highlight]:
Jesteś w Turcji za krótko, jeśli :
- Uważasz, że znalazłeś/łaś swoje miejsce na ziemi, a Twoje życie „przed Turcją” w ogóle nie było prawdziwym życiem, tylko jakąś marną namiastką.
- Chcesz przeprowadzić się tu natychmiast, otworzyć swój biznes i żyć w rytmie „slow” w śródziemnomorskim klimacie, bez polskiej gonitwy i stresu.
- Co drugie zdanie wplatasz „Hadi canim” albo „Hadi ya„, a przy przeczeniu bez przerwy używasz cmokania językiem o podniebienie. [wersja hard: i myślisz, że to czyni Cię „swojakiem”].
- Uważasz, że Turcy nigdy się nie spieszą i niczym nie stresują.
- Jeśli umawiasz się z kimś na 12.00, oczekujesz, że będzie o 12.00, no najpóźniej o 12:09.
- Masz mnóstwo przyjaciół, którzy stale kręcą się w okolicy i zawsze Ci pomogą: znajdą mieszkanie na wynajem, pójdą z Tobą kupić skórzaną kurtkę albo wyrobić pozwolenie na pobyt.
- Będąc kobietą stanu wolnego, jesteś przekonana, że wszyscy Twoi tureccy znajomi z którymi chadzasz na piwo czy herbatę, darzą Cię całkowicie bezinteresownym uczuciem.
- Właściwie powyższy punkt dotyczy również kobiet zamężnych… z obcokrajowcami.
- Wiesz, że nie musisz znać tureckiego ani oglądać krajowej telewizji, żeby wyrobić sobie zdanie na temat sytuacji i polityki w Turcji. Ba, to zdanie już masz wyrobione dzięki twoim tureckim znajomym, którzy wszystko Ci wyjaśnili.
- W ogóle: politykujesz, prowokujesz dyskusje, pytasz Turków o to co sądzą o prezydencie, partii rządzącej, Atatürku, i dzielisz się swoimi opiniami, tak jakby to kogokolwiek interesowało.
- Uważasz, że Polska jest niczym przy Turcji. To tu się naprawdę żyje!
- Planujesz znaleźć fajną pracę, jak tylko wyrobisz sobie pozwolenie na pobyt.
- Jesteś pewien/pewna, że z Twoimi kwalifikacjami i językami obcymi pracodawcy będą się zabijać o Twoją kandydaturę.
- A nawet jeśli nie, zawsze możesz na początek pójść pracować w barze lub sklepie, albo nawet sprzątać ludziom domy, prawda?
- Nadal uważasz, że w Turcji pracuje się 8 godzin dziennie.
- Jesteś święcie przekonany/a, że na wszystkie sprawy i ustalenia musi być spisana umowa [wersja hard: Której obie strony się trzymają].
- Nie zapinasz pasów w aucie, bo „nikt inny tego nie robi” [tak wiem, że ten punkt był także na pierwszej liście… nie potrafię sobie z tym poradzić].
- Wierzysz bezkrytycznie we wszystko, co mówią Ci inni.
- Dotyczy to także policjantów, urzędników skarbówki, celników i innych funkcjonariuszy państwowych. Zakładasz, że muszą wiedzieć o czym mówią i dziwisz się, jeśli informacje u nich uzyskane są sprzeczne.
- Nigdy przed wyjazdem do Polski nie potrafisz się powstrzymać i kupujesz mnóstwo drobiazgów. Wszystko wydaje Ci się fajniejsze, ładniejsze i lepszej jakości.
- Boisz się pójść do tureckiego lekarza.
- Zamawiasz turecką herbatę wszędzie i zawsze, nawet przed posiłkiem, bo przecież to turecki napój narodowy, a jej odmówienie to obraza dla gospodarza.
- Targujesz się w każdym sklepie, bo przecież targowanie się dla Turków jest świętością.
- Jeśli Turek mówi Ci, że zadzwoni jutro w jakiejś sprawie, oczekujesz, że jutro zadzwoni.
- Jesteś przekonany/a, że Twoi znajomi świetnie mówią po angielsku/niemiecku/rosyjsku (niepotrzebne skreślić), skoro śmieją się z Twoich żartów.
- Uważasz, że ta lista w ogóle nie jest śmieszna, raczej głupia.
20 komentarzy
„Będąc kobietą stanu wolnego, jesteś przekonana, że wszyscy Twoi tureccy znajomi z którymi chadzasz na piwo czy herbatę, darzą Cię całkowicie bezinteresownym uczuciem” – to bardzo w moim stylu, do tej pory czasami tak mi się wydaje :))
Też tak kiedyś myślałam :) Zazwyczaj można ich przetestować dając im znać, że z kimś zaczęłaś się spotykać. Wtedy znikają w mgnieniu oka :D
Wprawdzie nie mieszkam w Turcji a w Egipcie, ale właśnie podczas lektury sobie „cmoknęłam”, tj punkt 3 opisuje. Pech chciał, że akurat mąż obok rozmawiał z klientem i myślał, że go w błąd wprowadza, bo cmokam :D
Ha, ha, ha :D
Hahaha świeeetny tekst! Ale się obśmiałam. Ale cieszę się, że nie mam tych objawów, mieszkanie w Stambule bardzo dobrze i szybko leczy…
Jeszcze warto dodać allahallah do wyrażeń (nawet moi krewno zaczęli tego używać, bo ciągle słyszą w serialu lol).
O, Allah allah to słuszna uwaga. Mi bardziej się rzuciło w uszy to „Hadi canim”, tutaj w Alanyi co drugi yabanci tak mówi :D
Dzięki!
hmm, wynika z tego, że chyba bywam w Turcji za krótko, ale nie jest to ślepa miłość:) Poza punktem 4 i 20 które częściowo się zgadzają reszty jestem bardzo świadoma, aż chyba za bardzo. Na tureckie poczucie czasu wzięłam już dawno temu poprawkę.Co do zakupu drobiazgów przed powrotem do Polski to mam swoje ulubione rzeczy, które zawsze przywożę. Co A jak to z miłością bywa,również do Turcji, czasem trzeba pobujać trochę w obłokach, by potem doświadczyć cierpienia na własnej skórze, otrzepać się i znów wierzyć, że świat jest piękny a ludzie dobrzy. (P.S. Nie zapeszając, póki co wygląda na to, że najbliższe pół roku spędzę w TR, nie wiem jeszcze gdzie i od kiedy, ale już się cieszę. Zobaczymy jak zmieni się moje myślenie po tym pobycie. Trzymaj kciuki by jednak się udało, bo czekam na podpisanie umowy póki co)
W takim razie trzymam! Powodzenia! A co do listy…. najwazniejsze to byc swiadomym :)
Agatko ciekawe konkluzje ;) Ty lubisz wprowadzać dobry humor! Ja w zasadzie mam za sobą 10 lat życia w UK i mnóstwo podróży także typowo polsko jest mi ciężko na to spojrzeć ;) Ale z tymi mężczyznami coś jest, ale jak im się powie, że jesteś z kimś to uciekają ;) Ściskam, Daria xxx
Ha, ha, skądś to znam :)
Bardzo ciekawe spostrzeżenia. Myślę, że kategorie „za krótko”, ” za długo” to nie kategorie czasu , ale ilości doświadczeń. Im szybciej zacznie się realizować : związek, zakup mieszkania, otwarcie biznesu – tym szybciej wyleczymy się z tej choroby. W przeciwnym razie można nigdy się nie wyleczyć….
Dokladnie masz racje, bardziej chodzi o liczbe i roznorodnosc doswiadczen…
Też uważam, że ten podział na „za krótko” i „za długo” jest powiązany z ilością doświadczeń. U mnie występowało zdecydowanie więcej objawów z listy „sturczenia”, choć kilka punktów z listy powyżej też by pasowało (targowanie, kupowanie drobiazgów przed każdym wyjazdem do Polski, idealizowanie tureckiego życia). Czy to oznacza, że byłam w Turcji wystarczająco? Czy udało mi się przejść przez kolejne etapy życia tzw. „expata” (ale nie lubię tego słowa!) – od trochę ślepej początkowo fascynacji do brutalnej nieraz rzeczywistości, kiedy nie było już tak łatwo, prosto i przyjemnie? Wydaje mi się tak. To 4 lata przeróżnych doświadczeń. To też już 4 lata od kiedy wróciłam do Polski. I choć jestem zadowolona z tej decyzji i szczęśliwa, to ostatnio znów z uporem maniaka oglądam tureckie seriale, słucham tureckiej muzyki, piję çay na potęgę, a kawa smakuje mi tylko zrobiona po turecku; i sprawdzam znaczenie nowych tureckich słówek, i wzdycham widząc zdjęcia znad Bosforu… Moim zdaniem, kto raz zakochał się w Turcji, jest już na zawsze na tę miłość skazany…
:) kto wie, może tak właśnie jest.
inna sprawa, że po 4 latach bez Turcji zatarły się już te wspomnienia negatywne, rzeczy trudniejsze czy kłopotliwe, i patrzy się na ten kraj z powrotem przez bardziej różowe okulary. Ja tak mam z Polską z kolei :)
Pamiętam, jak na początku mieszkania w Bułgarii myślałam, że nigdy nie zaufam tu lekarzowi, a do stomatologa chodziłam tylko w Polsce :D
No czyli ta zasada sprawdza sie takze w innych krajach powiadasz? :)
Jak najbardziej :)
Tak jak z innymi rzeczami sobie poradzilam i zdecydowanie jestem już poza początkową fazą zauroczenia nowym krajem, tak do dentysty wciaz chodze w Polsce a nie w Anglii :D Zdecydowanie sprawdza się też w innych krajach!
Takie patrzenie przez różowe okulary często się zdarza na początku przygody z emigracją. Zupełnie jak przy zakochaniu, na początku jest bosko, idealnie i bez wad :-)
Dokładnie tak. Jednak niektórzy uparcie w tej wizji zakochania pozostają i nie dociera do nich nic :-D
Comments are closed.