Niestety czas nie pozwala mi na regularne i bardziej obfite pisanie. Ledwo przyjechałam (co też nie było procesem łatwym i krótkim: 3 loty, 2 dni, 1 nocleg – relacja wkrótce w specjalnej tematycznej notce), a już trzeba było znów jechać – do Warszawy na egzamin z języka angielskiego dla pilotów wycieczek. Dzięki sprzyjającym okolicznościom i małym prezencie od losu udało mi się ten egzamin zdać :) Nie należał do trudnych, ale ja posługuję się od pewnego czasu dużo częściej kulawym tureckim niż kulawym angielskim… o wiele szybciej do głowy przychodziły słówka z tureckiego…
Na szczęście zdałam – kolejny krok do przodu ;)
Obecnie skupiam się nad pielęgnacją więzów rodzinnych i przyjacielskich. Sezon już niedługo, znów nie będzie mnie w Polsce, trzeba więc korzystać, nacieszyć się swojską atmosferą na zapas… żeby potem nie tęsknić aż tak bardzo.
Za ponad tydzień kolejny wyjazd, z którego będę zdawać pasjonujące relacje zarówno tekstowe jak i fotograficzne.
Pytanie: Gdzie Skylar może jechać w zimie do pracy, jeśli nie do Turcji?
Odpowiedź: Oczywiście do Maroka.
Tym razem mam wielką ochotę zobaczyć dużo więcej niż zwykle (nie jest to proste, rezydentem będąc na ogół siedzę w jednym mieście, z małymi wypadami na określone wycieczki, większości Maroka nie widziałam jeszcze). A żeby była do tego jeszcze większa motywacja, zamierzam uzbroić się na ten wyjazd w nowy aparat. Stary się zacina, no i mój apetyt fotograficzny robi się coraz większy…
Ale o tym w odpowiednim czasie.
Na razie – wracam do swoich zajęć „w realu”, obiecując po weekendzie pozostałe fotki z Alanyi i okolic, a także poradnik podróżniczy dla turkomaniaków.
2 komentarze
afferin :))
no jak niby miałabyś nie zdać, jaki tam prezent od losu. gratulacje!
He he witamy w Polsce :))) Fajnie że jesteś i czekam na dalesze opisy :)
Comments are closed.