W tym roku stuknęło mi 12 lat z Turcją a ja nawet nie uczciłam tego jubileuszu odpowiednią notką!
To chyba oznacza, że zaczynam traktować fakt że mieszkam w Turcji, jako coś normalnego, a nie odstępstwo od mojego życia. Obecnie to raczej wyjazd do Polski jest atrakcją i sensacją, a pobyt w Turcji codziennością – często zresztą nudną, rutynową, zwyczajną… Ot, praca-dom, praca-dom. Muszę przyznać że fakt, że wciąż piszę tego bloga pozwala mi ową rutynę przełamać. Entuzjazm moich Czytelników (czyli Was, drogie koteczki) albo moich bliskich, odwiedzających Turcję, pozwala mi spojrzeć na moje życie z dystansu i zachwycić się na nowo czymś, co dawno już traktuję jako normalne i oczywiste (np. palmy za oknem, nawoływanie z meczetu albo bliskość ciepłego morza).
I dzięki temu wciąż jest o czymś pisać (ba, mam grafomańskie przeczucie, że wciąż najlepsze teksty przede mną, a może nawet druga upragniona książka :))
Wieloletnie obcowanie z turecką kulturą na co dzień wpłynęło i nadal wpływa na to jak postrzegam świat. Agata z roku 2005 i roku 2017 to dwie kompletnie różne osoby i wcale nie mam na myśli wieku, wagi, stylu ubierania (olaboga!) i poziomu wiary w siebie (jeszcze bardziej olaboga!). Życie pomiędzy Turkami w innej kulturze pozwoliło mi rozwinąć moje postrzeganie, otworzyć na inność i zrozumieć, że czasem naprawdę ani oni ani ja nie jesteśmy winni tego, że nie możemy się dogadać, czy że coś budzi nieporozumienia i konflikty.
Podsumowując: im dłużej mieszkam w Turcji tym spokojniej patrzę na tutejsze obyczaje, wszelkie odmienności i „dziwactwa” (z europejskiego punktu widzenia). Kiedyś bardzo się nimi ekscytowałam, denerwowałam, stresowałam, spalając kalorie (tak potrzebne do przetrwania! :))
Dziś myślę sobie: no jesteśmy inni, nic nie poradzimy. Możemy jedynie próbować znaleźć wspólny język. Albo się uda, albo nie.
I zazwyczaj się udaje.
Co wcale nie oznacza, że rozumiemy się w 100 procentach. Najczęściej każda strona zostaje przy swoim. Ale przynajmniej nie próbuje przekonać drugiej strony do jedynie słusznej wersji wydarzeń i akceptuje tą różnicę zdań.
Kiedy więc trafiam na grupy dyskusyjne, blogi, artykuły albo trafiają mi się wymiany zdań z innymi mieszkającymi w Turcji obcokrajowcami lub niektórymi turystami uderza mnie jak bardzo wiele osób jest sfrustrowanych Turkami i Turcją. Strasznie się denerwują, że ci Turcy są tak inni! Niekiedy zaczynam się zastanawiać co ci ludzie nadal w tym kraju robią, skoro tak bardzo drażni ich tutejsza kultura ;)
I gdzieś po drodze w tych moich rozmyślaniach i obserwacjach wyłoniła się lista, jak się okazuje dokładnie dziesięciu (cóż za przypadek!) tureckich nieporozumień. Zauważyłam, że często wokół tych konkretnych zachowań nabudowało się wiele negatywnych skojarzeń, bywa że dla Europejczyka niemal nieakceptowalnych. To takie kontrowersyjne punkty, które budzą sensację, a wcale na dobrą sprawę sensacyjne nie są. Wystarczy je zrozumieć, albo po prostu chcieć uświadomić sobie, że to, że coś jest inne, nie oznacza od razu że nas obraża :)
No, to jedziemy.
Jak zrozumieć Turka – 10 kulturowych nieporozumień
1. Wymóg zakrywania się do meczetu
Może Was to zdziwi, ale dla wielu przyjezdnych wymóg przykrywania ramion, kolan, a u kobiet także głowy po to, by wejść do meczetu, budzi bardzo silny opór. I to dotyczy nie tylko kobiet ale także mężczyzn, którzy czują się w obowiązku chronić swoje panie (nawet zabraniając im do meczetu wejść!).
Komentują to w ten sposób: to mi ubliża. To brak szacunku dla kobiet.
Jeśli czytając te słowa jesteś w szoku, witaj w klubie. Gwarantuję Ci jednak, że takich osób jest sporo.
Zazwyczaj proponuję po prostu takim osobom żeby zmieniły kierunek swoich wakacyjnych podróży. Bo w Turcji tak się przypadkiem składa, że 99% osób wyznaje islam i czy się z tym zgadzamy czy nie, religia ta wymaga skromności w ubiorze. Niektórzy interpretują to nie tylko jako brak dekoltów, odsłoniętych pępków, pośladków, ale także jako zasłonięte włosy. O ile ingerowanie w cudzy strój nie podoba się nikomu, zarówno dziewczynie w mini, jak i zasłoniętej muzułmance, zresztą nikt w Turcji nikomu konkretnego stroju nie narzuca, o tyle wymóg aby przed wejściem do meczetu machnąć chustkę na włosy traktowany jest przez niektórych jako obraza majestatu.
Zapominamy chyba, że nie tylko w islamie wchodząc do świątyń zasłania się włosy. Taka zasada panuje także w synagogach albo cerkwiach. Ba, sama pamiętam, że zdarzało mi się widzieć w naszych katolickich kościołach starsze panie w chusteczkach na głowie!
Czy naprawdę to takie straszne?
W każdym z tych miejsc chodzi o to samo: skupienie, koncentrację na sprawach duchowych zamiast na wyglądzie i fizyczności, których symbolem są m.in. damskie włosy. Niestety nic na to nie poradzimy. Tak świat jest urządzony :) Pozostaje tylko założyć chustkę i zrobić sobie zdjęcie, traktując to jako fajną przygodę, zetknięcie z innością. Szacunku i niezależności na pewno jeden kawałek materiału nam nie odbierze, jeśli mamy ją w sobie :)
2. Nie podawanie ręki kobietom przez niektórych tureckich mężczyzn
A tak, zdarzyło mi się, wiem też, że niektórzy panowie robią to nagminnie. Dotyczy to zazwyczaj przedstawicieli tradycyjnej kultury. Ponieważ jednak w Turcji nowocześni i tradycyjni mężczyźni wyglądają podobnie (ba, niektórych trudno przejrzeć nawet po dłuższej znajomości!), taka sytuacja może budzić zrozumiałe zdziwienie.
Czy ubliża to kobiecie? Ja sama zrozumiałam już, że wynika to ze swoiście pojmowanego szacunku. W tureckiej (i muzułmańskiej) kulturze kobiecie należy się osobne traktowanie i coś w rodzaju ochrony. Tutejsi faceci doskonale znają siebie nawzajem. Wiedzą dobrze, że dla niektórych sam dotyk, muśnięcie, to niezły erotyczny bodziec. A to dopiero byłoby naruszenie kobiecej godności! Najwyraźniej to dlatego utarło się, że kiedy poznają się nowe osoby, często kobietom tylko skinie się delikatnie głową, natomiast mężczyźni podają sobie ręce.
Szczerze? Odkąd poznałam bardziej Turków i turecką mentalność kompletnie mi to nie przeszkadza. Moja strefa osobista zostaje nienaruszona, mam święty spokój :)
3. Obsługiwanie przez kelnera najpierw mężczyzny, potem kobiety
Wydaje mi się, że ma to związek z powyższym punktem. Jak bardzo kłóci się to z europejskim savoir-vivre! Tam to kobiecie ustępuje się miejsca, puszcza ją przodem, wyciąga się dżentelmeńsko dłoń, i podaje dania jako pierwszej.
No właśnie… ktoś to jeszcze robi? :)
Nawet jeśli tak, to ma to ten sam cel: uprzywilejowana pozycja kobiety. W Turcji to uprzywilejowanie po prostu rozumie się inaczej. Nie ma się co obrażać.
Sama zauważyłam, że coraz bardziej się to jednak zmienia. Jeszcze kilka lat temu faktycznie siedząc w jakiejś herbaciarni dostawałam swój çay druga w kolejce, po mężczyźnie. Ba, nawet zwracałam na to uwagę K.P., który dziwił się, że jestem wyczulona na takie rzeczy (ach, ci faceci!). W tej chwili podejrzewam że ta kolejność charakteryzuje wschód Turcji lub małe miejscowości, albo bardziej tradycyjnych… kelnerów :)
A czasami mam do czynienia z takim paradoksem: nakrycie i talerz stawiane są mi w drugiej kolejności, za to wino do testowania – zgodnie z europejskimi zasadami – dostaję pierwsza :)
4. Unikanie wzroku kobiety, a w skrajnych przypadkach – ignorowanie kobiety
Ha, to też będzie ciekawe. Zdarzyło mi się wiele razy, jako że z rodzinnych względów albo w pracy mam do czynienia z osobami nie tylko nowoczesnymi ale też wychowanymi w tradycyjnej, patriarchalnej kulturze. Najpierw strasznie się frustrowałam i stresowałam. Potem zrozumiałam że… wielu mężczyzn po prostu jest onieśmielonych! Trudno się dziwić, skoro wychowano ich pewnym dystansie w stosunku do kobiet. Nie umieją z nimi rozmawiać (choćby o pogodzie), nie wiedzą co zrobić z rękami, i tak dalej… Szczególnie jeszcze gdy nowo poznana białogłowa nie nosi chustki a wyrazisty makijaż, i wygląda na pewną siebie osobę.
Dotyczy to raczej starszego pokolenia, chociaż… Wiele razy rozmawiałam z dziewczynami, które też swoją frustrację w tym temacie mi przekazywały. Nie wiedziały jak się zachować i odbierały taką reakcję mężczyzny jako arogancką i niegrzeczną. Tymczasem… myślę że panowie tak samo się stresowali i nabierali pełnego ulgi oddechu kiedy dziewczyna znikała z pola widzenia :)
Im dłużej jestem w Turcji tym bardziej widzę jednak, że radykalnie się to zmienia i turecka młodzież zapewne śmiałaby się ze mnie czytając te słowa, współczując doświadczeń. Im jest to już kompletnie obce :)
PS. Warto też dodać, że w tureckiej kulturze patrzenie komuś prosto w oczy jest traktowane jako wyzywające i prowokujące, niezależnie od płci. Pamiętajcie o tym ;)
5. Mówienie do wszystkich per „yenge”, „abla” zamiast po imieniu
Natknęłam się dawno temu na anglojęzycznego bloga o Turcji, którego autorkę strasznie to frustrowało. Nie mogła zrozumieć że jej – proste przecież imię – zostaje zamienione na „yenge” (coś w rodzaju szwagierki, mówione do żon i partnerek kolegów), albo „abla” (starsza siostra). Czy to naprawdę takie trudne nauczyć się europejskiego czy amerykańskiego imienia? No ludzie, dajcie spokój.
A jednak.
Scenka z bratankami Króla Pomarańczy:
– Ataka, co robisz? (mówią dzieci, które znają mnie całe swoje życie)
– Proszę powiedzcie do mnie chociaż raz Agata! Powtórzcie za mną: A-ga-ta
– A-ta-ka…
– Skupcie się! Upiekę wam w nagrodę czekoladowe ciasteczka!
– Hurra! Ciasteczka! A-ta-ka…
[walę głową w ścianę. Kurtyna]
Na to do pokoju wchodzi najmłodsza 3-latka i bez problemu mówi do mnie Agata. Nie wiem czy to kwestia motywujących ciasteczek, ale jest to jedyne dziecko w rodzinie K.P., które wymawia moje imię bez problemu.
Inna sprawa, że Turcy uwielbiają się tytułować. Możesz się buntować, oni po prostu tacy są. Język turecki jest do tego stworzony, a tytuły pokazują to, co dla Turków jest najważniejsze: przynależność do wspólnoty. Nie mamy obcej osoby na ulicy, mamy „teyze” (ciocię), „dayi (wuja), nie mamy taksówkarza, tylko „abi” (starszego brata). Świat jest przyjaźniejszy, bardziej oswojony. A jeśli nawet Was to nie przekonuje pomyślcie sobie w ten sposób. „Yenge” to licencja bezpieczeństwa. Oznacza, że jesteśmy „zajęte” (zamężne, w związku), że rozmówca ma do nas neutralny, aseksualny stosunek. W Turcji to się naprawdę przydaje ;)
6. Podnoszenie głosu i krzyczenie bez powodu
Witajcie w śródziemnomorskim klimacie. Gorąca krew krążąca w żyłach, która burzy się z byle powodu i uspokaja po 2 minutach. Jak to mówi brat Króla Pomarańczy, normale weise. Tacy są Turcy, i nic na to nie poradzimy, nawet jeśli mamy wrażenie, że nikt tu nikogo nie szanuje i wszyscy się nienawidzą. To tylko tak wygląda i zapewne tak jest.
Przez 2 minuty :)
7. Kiedy rozmawiają godzinami w swoim języku, a my nic nie rozumiemy
Częsta sytuacja i denerwująca dla nie znających tureckiego osób. Wydaje im się że są dyskryminowani, traktowani jak powietrze. Często, jak miałam okazję się przekonać przyczyna jest… banalna. Czyli brak znajomości angielskiego. Nam, wychowanym w otoczeniu kultury anglosaskiej, muzyki w języku angielskim, filmów amerykańskich, może się to wydawać niewyobrażalne, że ktoś nie zna nawet kilku słów w tym języku. Turcy przez lata żyli w kulturowym zamknięciu, nie mieli potrzeby oglądania angielskich filmów, albo oglądali je z dubbingiem – wszystko mieli po ichniemu :) Stąd niektórzy, szczególnie pokolenie 30+ i starsze, które w pracy nie używa języków obcych, może mieć niesamowitą blokadę przy kontaktach z obcokrajowcami.
8. Żona Turka musi po ślubie zmienić religię
Punkt nieco odbiegający od powyższej listy, ale istotny i psujący niektórym humor – zupełnie niepotrzebnie. Tak, wciąż wiele osób jest o tym święcie przekonana. Ba, nawet jeśli lubią Turcję i Turków, odwiedzają ten kraj, zakładają jako oczywisty fakt, że niemuzułmańska żona muzułmanina po prostu musi po ślubie automatycznie przyjąć religię swojego męża. Nic bardziej błędnego, jeśli ktoś takie info Wam przekazał, niezłą ma wyobraźnię ;)
Religia nie ma związku ze ślubem to raz.
Dwa, w Turcji legalne śluby to tylko te świeckie.
Trzy, kwestia religii pojawia się dopiero w momencie przekazywania religii dziecku takiej pary, zresztą podobnie jak w chrześcijaństwie, i to zupełnie inny temat ;)
9. Tureckie spóźnianie się to brak szacunku
Trochę się z tym zgadzam, a trochę nie :) Turcy mają po prostu inne poczucie czasu. Zresztą chyba podobnie jak ich koledzy z pozostałych krajów śródziemnomorskich. Bycie dokładnie „na minutę” na spotkaniu wiele z nich traktuje jako zbędne stresowanie się i nikomu niepotrzebną drobiazgowość. Podobnie zresztą jak rozliczanie rachunków w kawiarni co do przysłowiowej złotówki. Zawsze w grupie będzie osoba, która zniecierpliwi się mówiąc „no dobrze, zaokrąglijmy rachunek i już!”
Stosunek do spóźniania się widać nawet w sytuacjach które nie są już takie swobodne, jak np. odlot samolotu, autobusu, spotkanie biznesowe, wizyta u lekarza, plan podróży na wakacjach… Pisałam o tym choćby w tekście „Jak się w Turcji do wojska idzie”. Turcy są zdecydowanie gorzej zorganizowani, bardziej powolni, jakby nie skoordynowani. Wielu z nich po prostu nie potrafi inaczej, i to wcale nie dlatego, że im nie zależy. Mam wrażenie, że ich życiowe priorytety są po prostu inne…
A propos priorytetów, sytuacja z dzisiaj:
Król Pomarańczy zrywa się na nogi oznajmując, że idzie do banku pilnie coś załatwić.
Otwiera drzwi biura, po czym w tej samej sekundzie je zamyka i wraca, mówiąc:
– Ale najpierw wypiję jeszcze jedną herbatę.
A następnie zdziwiony patrzy na mnie, tarzającą się ze śmiechu pod biurkiem :)
10. Trzymający się za ręce panowie
To nie to co myślicie. Niech to potwierdzą znawcy Hiszpanii i Włoch. Tam panowie mają to samo. Śródziemnomorska kultura to mniejszy dystans fizyczny, poklepywanie, dotykanie. To my Europejczycy jesteśmy zimni, lubimy przebywać sami, osobno, i nie lubimy w tramwaju kiedy przekracza się naszą niewidzialną strefę osobistego komfortu. Wiem coś o tym, jestem w tej kwestii europejska w 1000%.
W Turcji wszyscy są bliżej siebie, zarówno w tym sensie duchowym jak i fizycznym. Nic nie poradzisz, wspólnota, panicku ;)
Po namyśle dodam jeszcze:
11. Nie rozmawianie podczas posiłku
Obcokrajowcy bywają bardzo zszokowani, kiedy zostają zaproszeni na kolację do tureckiego domu. Mam na myśli dom tradycyjny, z tradycyjną mamą i układem ról. Zaproszenie na kolację to rzecz bardzo normalna i codzienna dla Turków, podczas gdy nasi obcokrajowcy szykują się jak na uroczystość (strój, makijaż). To raz. Dwa… siadamy do stołu i okazuje się, że wszyscy jedzą bardzo szybko i w milczeniu. Biedni Europejczycy łypią po sobie przerażonym wzrokiem, czując się bardzo nieswojo. Próbują rozpocząć jakąś dyskusję, odpowiada im jedynie jakieś mruknięcie, albo szczęk widelców i łyżek. Już, już humory zaczynają się psuć, już już mamy wrażenie, że coś jest grubo nie w porządku, a może, że jesteśmy niemile widziani (w takim razie dlaczego nas zaprosili?) ale… po szybko zjedzonym obiedzie czy kolacji atmosfera zmienia się diametralnie.
Głęboki wdech, zmiana miejsc ze stołu na fotele i kanapy, wniesiona zostanie turecka herbata i coś słodkiego i… nagle języki się rozwiązują, aż trudno je potem związać.
Bo Turcy uważają, że jak się je, to się je. Rozmowy są na potem. Właśnie na porę herbaty. Nie można przecież gadać podczas jedzenia bo źle się trawi… Tak mi kiedyś usiłowano tłumaczyć. Nie zmienia to faktu że zawsze, po prostu zawsze, będę próbowała nawiązać rozmowę podczas posiłku. Europejskie zwyczaje są po prostu w mojej krwi :)
51 komentarzy
We Włoszech wchodząc do kościoła też należy się zakryc. Dziwne to oburzenie, bo jeszcze całkiem niedawno w kk i w Polsce tak było.
No wlasnie!
Bardzo ciekawy wpis. Bardzo podobają mi się te zwyczaje. Pozdrawiam serdecznie.
Dzieki i pozdrawiam! :)
Dziecko kolezanki mowi na mnie Aja :) sylabuje ladnie e-wa, a na koniec w calosci i tak leci Aja :p
Haha :) niezla ewolucja imienia :)
Bardzo przydatne informacje zwłaszcza te zawarte w 2 i 4 punkcie, bo rzeczywiscie można by odnieść wrażenie, że tamtejsi faceci nas po prostu „olewają” a to przejaw szacunku:) Myślałam, że przykrycie ramion i włosów w meczecie to sprawa tak oczywista dla „światłych” Europejczyków, że nie powinna stanowić tematu do dyskusji.
Niestety okazuje się, że nie dla wszystkich. Trafiają mi się czasem komentarze o „szmatach” którymi trzeba się okrywać, skandal ;)
Chyba muszę zaprzestać czytać tekstów o Turcji :( A tak na serio to świetny wpis! Z przyjemnością się czyta,a mnie coraz bardziej przyciąga do Turcji! Niespełnione marzenie :) Co do 2. To typowe męskie zachowanie. W kontekście zachowawczym mężczyźni w ten sposób chcą powiedzieć „Nie jesteś moim wrogiem.” Wobec kobiet nie stosują tego komunikatu= nie wydaje im się naturalne podać rękę kobiecie. Z 9 miałabym problem! Pozdrawiam z Poznańskich stron i życzę weny!
dziękuję! :)
Rewelacja pozdrawiam z zacofanej europejskiej Polski,przez10lat mieszkałam w Italii i włoch i turek mają dużo wspólnego(z obydwoma nacjami miałam do czynienia),ten pierwszy już by pewnie na zawał padł po takim porównaniu.pozdrawiam
hahah, racja ;)
1. Mnie to wciąż irytuje, bo ciągle zapominam o tym zakrywaniu się i tuż przed zwiedzaniem okazuje się, że nie mam czym się zakryć, a tu nie tylko włosy odkryte, ale nogi i ramiona gołe :D Niemniej do wielu meczetów wchodziłam bez zakrywania się, raz nawet w szortach – pan, który pilnował przybytku bez problemu mnie wpuścił.
2. Z tym podawaniem ręki, to w Europie też jest różnie według jakichś tam zasad dobrego wychowania. Ja nawet nie dostrzegam takich niuansów, czy ktoś mi podał rękę czy nie, o ile w ogóle się przywitał :D
3. Nie zauważyłam – wydaje mi się to zmienne. Czasem ja jestem obsługiwana pierwsza, czasem mąż. Ale przyjrzę się :D
4. Jeszcze mi się nie zdarzyło coś takiego. W ogóle pierwszy raz słyszę o kontakcie wzrokowym jako wyzywającym. Zawsze patrzę ludziom w oczy, a że jeszcze prowadzę zajęcia, to czasem wręcz świdruję osoby oczami, żeby wyłapać sens wypowiedzi – jeszcze nie zauważyłam jakiejś dziwnej reakcji na to. Może tak bywa w przypadku konserwatywnych osób?
5. Tylko obce osoby nie mówią do mnie po imieniu. Pewnie dlatego, że po „abla” nie zawsze łapię, że to do mnie :D
6. Na szczęście nie mam takiego wrażenia. Choć kierowcy czasem przekrzykują się jakby się szaleju najedli :D
7. Też nie rozumiem tego użalania się nad nieznajomością angielskiego. Przede wszystkim ten język obcy dla większości Turków nie jest funta kłaków wart. Wizę dostać ciężko, paszport drogi, bilety też… Bardziej się opłaca jechać za granicę z zorganizowaną wycieczką i tłumaczem niż samemu. Praca też jakaś bez tego języka się znajdzie ;) Obcokrajowcy (ale nie turyści oczywiście) i tak powinni się prędzej czy później nauczyć tureckiego, a nie oczekiwać, że dla ich wygody wszyscy np. urzędnicy będą po angielsku mówić, bo to nie jest częścią ich obowiązków.
A tak w ogóle, to bardzo fajny wpis <3
Dziękuję!
Ad 2 w Europie jest konkretna zasada kto kiedy pierwszy komu rękę podaje, w Turcji za to nikt się tym nie przejmuje :D
Ad 4 w nauczaniu to trochę coś innego. Jesteś w pozycji nauczycielki, więc to inna relacja. Spróbuj popatrzeć sobie w oczy mężczyźnie na ulicy, zrozumiesz o co mi chodzi :D
Ahahah, no na ulicy, to rzeczywiście może być różnie :D Ale gdybym się wpatrywała w oczy komuś w Polsce, to też można byłoby to różnie interpretować :D
Bardzo wartościowe informacje.
Jesli chodzi o „normalne” zachowanie, to podejrzewam, że cudzoziemców może szokowac widok Polaków całujacych panie w ręce.
Panowie trzymający się za ręce. To samo zauważyłem w Kuwejcie. Oczywiście wielu Polaków tłumaczyło to sobie w wiadomy sposób.
:) Jasne, najlepsze są te tłumaczenia „naszych” – mnie też turyści w Turcji wielokrotnie o to pytali. Albo nawet nie pytali. Po prostu stwierdzali fakt :)
Bardzo fajny wpis. W ogóle bardzo lubię Twoje wpisy z sekcji „obyczajowe”. Można się dowiedzieć ciekawych rzeczy, których nie ma w przewodnikach. Takich informacji nie mają też żadni „podróżnicy”, bo zwyczajnie spędzili w Turcji zbyt mało czasu. A tu serwujesz takie ciekawostki i porcję wiedzy z pierwszej ręki. Coś dla czytelników ciekawych świata (no oczywiście, że się za takiego uważam) :-)
No oczywiście, a w Polsce się wydawało, że to kobiety się spóźniają… :D
Oj Agata, ale wiesz, że „uprzywilejowana” pozycja kobiety to po prostu druga strona dyskryminacji? I że jest coś takiego dyskryminacja pozytywna?
To oczywiste, że wszystkie zachowania musimy starać się zrozumieć w odniesieniu do całej otoczki kulturowej – starać się nie oceniać. Ale to, że niektórzy nie podają ręki kobiecie czy w sklepie pierwszy obsłużony jest mężczyzna jest krytykowane przez całe rzesze Turków. Mój teść (religijny!) był niezwykle obrażony, kiedy przyszedł do krewnej, u której była w gościach sąsiadka i ta nie podała mu ręki. Segregacja płci i nadawanie erotycznego znaczenia gestom uznawanym za normalne w przestrzeni publicznej (wśród samych Turków) nie jest wcale zakorzenione w tureckiej kulturze i to temat, który prawie zawsze wywołuje burzę wśród Turków… To podawanie ręki jest też trochę manifestacją stylu życia. Więc to nie jest tak, że to obraża tylko Europejczyków – wielu Turków i Turczynek również. To trochę jak pomysł „różowych autobósów/taxi” – ja zawsze będę przeciwna. Możemy okazać szacunek kulturze, ale nie musimy się z nią zgadzać, nie musimy zgadzać się też na wyjaśnienia, że „tak naprawdę to wszystko dla kobiet”.
(nie, nie piszę tym samym „ratunku! Turcy dyskryminują kobiety! ;)). Po prostu warto zdać sobie sprawę, że tak, to seksizm. I tak, wielu Turków zdaje sobie z tego sprawę i widzą w tym problem).
Z „ablą” i „yenge” też mam mieszane uczucia – chyba nie chodzi tu tylko o trudności w wymówieniu imienia, tylko o to, że „yenge” i „abla” pokazują jednocześnie status (yenge = osoba na równi, abla = trochę wyższy status). No i żeby być yenge, musi gdzieś być jakiś abi, dayi, amca czy eniste – czyli te nazwy są też pokazaniem, że w tureckim społeczeństwie zawsze Twój status wyznaczony jest przez Twoją rodzinę czy małą grupę społeczną. Bardzo ważny wyznacznik tureckiego kolektywizmu.
Oj musiałabyś usłyszeć urzędników próbujących wymówić „Małgorzata”… to dopiero hardcore ;)
Ale to niesamowite, jak bardzo Turcja jest zróżnicowana (nie tylko jeśli chodzi o tematy, na które zwróciłam uwagę – wszystkie, które opisałaś!) i jak bardzo się zmienia. Nawet żyjąc tutaj latami ciągle może nas coś zaskoczyć (wkurzyć! ;)) albo zachwycić.
Oj, ale komentarz! :) To po kolei.
Ja wiem, że można to odbierać jako dyskryminację. Może nie jestem tak na to wyczulona, i sama znam wielu Turków którzy przeciwko takim zachowaniom protestują, włącznie z moim własnym, albo nawet moją teściową (modlącą się 5 razy dziennie), która też jest przeciwko wielu utartym schematom. Jednak nie chciałam tego w tym wpisie analizować, bo nie o to mi w tym momencie chodziło. Raczej chodzi o pewne wyjaśnienie, że jeśli coś takiego się zdarzy, nie oznacza, że ktoś cię w jakiś sposób nie szanuje, albo ci uwłacza. Przynajmniej ja tak myślę. Część rodziny K.P. to tradycyjne osoby ze wsi i widzę że one po prostu NIE UMIEJĄ INACZEJ. Nie można ich za to winić, tak zostały wychowane, nie wyobrażają sobie, że może być inaczej. To dobrzy, prości ludzie, którzy robią to, co inni w ich środowisku. Tymczasem oczywiście fajnie, że turecka młodzież tak teraz się mocno rozwija, jest bardzo świadoma, nie boi się być „inna” i myślę że to daje nadzieję na przyszłość :)
Co do abli i yenge mam odwrotnie w tym sensie, że Turcy jako kolektywiści po prostu tak mają. Ta przynależność jest dla nich bardzo ważna i będąc w tureckim świecie chcąc nie chcąc jest się elementem tej układanki. Dlatego też nie chcę tego jako Polka oceniać – ja mam inaczej, moja kultura jest inna, ja wolę imię „Agata”, ale uważam że niepotrzebne jest obrażanie się lub robienie z tego problemu, jak to widzę u niektórych osób ;)
Dzięki za świetny i pouczający komentarz!
Od kiedy niby kobieta może zostać przy swoim nazwisku tam? Bo biorąc ślub w zeszłym roku miałam opcję jedynie wzięcia nazwiska podwójnego, a jeśli chciałabym swoje tylko to musiałabym teraz wytoczyć sprawę w sądzie, która trwa ok.8 miesięcy. To informacje z polskiego konsulatu i tureckiego sądu. Co do dokumentów to u mnie się przyczepili, że na zaświadczeniu o stanie cywilnym nie miałam apostille i przeszłam przez kilkudniową batalię, żeby mi tensię dokument uznali, bo do dokumentów o stanie cywilnym nie trzeba apostille już od lat 80 tylko większość urzędników nadal tam tego nie wie.
z tego co wiem to 7.01.2014 zostało to ogłoszone w dzienniku ustaw, a ja w urzędzie miałam taką propozycję i mogłam skorzystać, rozmawialiśmy o tym z urzędnikiem, żaden problem – jednak wybrałam podwójne nazwisko także nie wiem jak to realnie wygląda. ale mogłam bez problemu panieńskie wpisać w formularzu.
ja do zaświadczenia nie musiałam mieć apostille, bez problemu zaakceptowano notarialnie podbite przysięgłe tłumaczenie tego papieru. co miasto to pewnie inne widzimisię urzędników ;)
Jak sama tego szukałam to nie znalazłam, polski konsulat mi powiedział, że nie ma takiej możliwości. Nawet jak później w Polsce zmieniłam z powrotem swoje nazwisko na panieńskie i pokazalam dokument o zmianie nazwiska w TR to nadal się mnie pytali, ale czemu chce Pani zmienić nazwisko?! Jak tak bardzo chce pani zmienić to trzeba iść do prawnika i wytoczyć sprawę w sądzie. Tylko nie wiem przeciw komu, mężowi, czy państwu :P znajdę tego maila od konsula gdzie mi to wytłumaczył i wkleję.
Tu na szybko artykuł który znalazłam ze źródłem w postaci ustawy: http://www.hurriyet.com.tr/evli-kadinlar-icin-yeni-soyadi-karari-40059619
Ale tam jest napisane to co ja powiedziałam. Można zmienić nazwisko na panieńskie jedynie otwierając sprawę w sądzie. Co trwa ok 8 miesięcy, kosztuje, trzeba być na miejscu bo wzywają co jakiś czas no i trzeba podać odpowiednio wystarczający powód.
Szkoda że pytałaś w konsulacie a nie bezpośrednio w urzędzie w którym miałaś wychodzić za mąż. No chyba że tam powiedzieli że nie..
Pytałam się wszędzie gdzie się dało. W urzędzie do tego zrobili taki myk, że bez mojej zgody wpisali mi tylko nazwisko męża i tak mam w aile cuzdani, więc musiałam potem pisać podanie o zmianę nazwiska ale powiedzieli mi, że nie ma opcji żebym miała tylko swoje panieńskie.
Jak mogli bez Twojej zgody to wpisać?! Przecież ten formularz danych wpisuje się samodzielnie i na dole daje swój podpis… jestem w szoku :-/
Powiem tak. Pytali się mnie o wyznanie, żeby tam to wpisać. To ja mówię dinsiz. A oni na to, siedząc na przeciwko – yok, o hristyan. Katolik. Mówię nie, przecież mówię, że dinsiz! Yok yok, o katolik! I tak z ludźmi, jakimiś innymi interesantami obok konferowali, że jestem katolik i tak mi wpiszą. Dopiero jak tam się nieźle wkurzyłam i uniosłam to powiedzieli ok. Ale sam fakt mowienia o mnie przy mnie w trzeciej osobie i do tego rozmawianie tak z obcymi ludźmi było wystarczająco nieprzyjemne.
U mnie w miejscu wyznania wpisalam kreskę i było bez problemu.
Oni mi w ogóle nie dali do ręki tego samej wypełnić heh. Tacy byli uczynni, że woleli to zrobić sami po swojemu.
To gdzie był Twój mąż? My mieliśmy jedna wspólna kartkę i tam były dane nas obojga. Każde z nas wpisywało swoje a następnie podpisywało.
nam dopiero na końcu dali coś do podpisania. Był gdzieś obok wtedy, ale my tam chodziliśmy prawie przez tydzień codziennie bo nam nie chcieli zaakceptować dokumentów bez tego apostille, więc co akurat robił w tamtym momencie nie pamiętam. Może akurat do toalety poszedł.. żałość ten urząd. Ale nie tylko tam nam robili problemy, przeszliśmy przez wszystkie szczeble i dopiero najwyżej, w valilik po kilku godzinach wykłócania się nam te dokumenty zaakceptowali. Tak czy siak nie zmienia to faktu, że nazwisko kobieta może zostawić sobie swoje ale jedynie przez otworzenie sprawy sądowej, bo według praca cywilnego nadal nie może tego zrobić.
Tu odpowiedzi od naszego konsula w tej kwestii:
„Zgodnie z art. 187 tureckiego Kodeksu Cywilnego, kobieta przyjmuje po ślubie nazwisko męża lub nosi swoje nazwisko połączone z nazwiskiem męża. Tekst artykułu poniżej:
III. Kadının soyadı
Madde 187- Kadın, evlenmekle kocasının soyadını alır; ancak evlendirme memuruna veya daha sonra nüfus idaresine yapacağı yazılı başvuruyla kocasının soyadı önünde önceki soyadını da kullanabilir. Daha önce iki soyadı kullanan kadın, bu haktan sadece bir soyadı için yararlanabilir.”
„Odpowiadając na drugie pytanie informuję, że wszelkie zmiany danych są w Turcji odnotowywane przez miejscowe USC (Nüfus Müdürlüğü). Jeśli zamierza Pani przyjąć obce obywatelstwo zalecam ujednolicenie swoich danych we wszystkich jurysdykcjach. W Turcji może się Pani sądownie ubiegać o zmianę nazwiska po ślubie na panieńskie. Sugeruję kontakt z prawnikiem zajmującym się prawem cywilnym. Było orzeczenie miejscowego Sądu Konstytucyjnego umożliwiające noszenie nazwiska panieńskiego po ślubie, mimo, że zapisy tureckiego kodeksu cywilnego tego nie dopuszczają.” (tu się pytałam o konsekwencje tego, że w Polsce mam tylko swoje nazwisko a w Turcji nadal podwójne)
Dlatego też szukałam do tego informacji i jak nic nie znalazłam to skonsultowałam się z konsulatem i oni potwierdzili, że wg tureckiego.prawa cywilnego nie ma takiej opcji.
jaki jest stosunek społeczeństwa do tak zwanych „starych kawalerów” i „starych panien” w Turcji ? Jesli kobieta czy męzczyzna powiedzmy około 40 letni/a nie założył/a rodziny czy w tym społeczeństwie jest przyjmowane …normalnie ?
pozdrawiam
To pewnie zależy od regionu, środowiska – Turcja jest bardzo zróżnicowana. Niektórzy mają rodzinę która ich ciśnie, ale akurat moja turecka rodzina mimo że jest raczej z tych „tradycyjnych”, kompletnie zostawia temat i tylko czasem ewentualnie dogaduje złośliwości (podobnie jak moja polska ;)) – mam w rodzinie singielkę 38 lat – niektórzy sadzą jej komentarze ale osoby w rodzinie decyzyjne kompletnie się w jej życie nie mieszają. Faceci mają jeszcze łatwiej, bo u nich jest częste, że 40-latek bierze młodą dziewczynę za żonę, więc nikt nikogo nie pogania :)
Bursa to wcale nie takie tradycyjne rejony ;) a dwa, jak to napisałaś to w sumie mnie to nie dziwi ;) Takie rzeczy się dzieją, oj dzieją ;)
Nie znam zbyt dużo gejów w moim mieście, ale wiem że w Turcji są normalnie obecni, chociaż nie za bardzo mogą się ze swoją orientacją pokazywać… prawdziwi tureccy macho różnie reagują ;) ale w dużych miastach np. Stambule nie ma z tym problemu. Ba, nawet u nas w Alanyi jest gejowski klub. Znam też kilka par europejsko-tureckich właśnie gejowskich.
Czytam Twojego bloga Agata i uwielbiam twoje pióro oraz twoje poczucie humoru. Mam przyjaciela Turka… pokazałam mu Twój blog i też się zachwycił. Powiedział, że jesteś świetnym obserwatorem i masz fajne, prawdziwe podejście do Turków. Tak czy inaczej, ja tu zostaję, bo codziennie dostaję sporą dawkę fantastycznych i cennych informacji. Dzięki! Jestem twoją fanką :)
Wielkie dzięki! Bardzo mi miło, rozgość się w moich progach :) Witaj na blogu!
Dziękuję bardzo! Dzisiaj znowu odkryłam cenne informacje dla mnie, cieszę się, że tu jestem:) Pozdrawiam!
Miło mi :) Pozdrawiam!
Bardzo ciekawy post. Sama w Turcji jeszcze nie byłam ale coraz bardziej nabiera na nią ochotę.Z ogromnym zaciekawieniem przeczytałam Twój artykuł. Ciekawie piszesz. Co do kwestii nakrycia głowy przy wchodzeniu do meczetu i oburzeni i komentarzy mogę dodać tylko jak wiele w ludziach jest hipokryzji. Osoby modląc się okazują szacunek swojemu stwórcy i Bogu i stąd nakrycie głowy, odpowiedni strój. Kiedy zwiedza się kościoły we Włoszech normalne jest iż trzeba mieć zakryte ramiona i kolana, nikt nie protestuje a tu taka hipokryzja.
Dzięki za miłe słowa. Co do hipokryzji niestety się zgadzam. Bardzo lubimy dzielić ludzi na „swoich” i „obcych” a przecież w naszych kulturach jest tyle podobieństw!
Trafilam ns blog przypadkowo szukając co ludzie myślą ja temat Turków i muzułmanow. Bardzo podoba mi soe twój blog! Jesrem żona Turka od 5 lar i mamy dwójkę wspaniałych dzieci 2latka corka I 2 miesze synek.
Mam nadzieje ze szybko pojawia sie kolejne wpisy
Pozdrawia
Niebawem :) W międzyczasie zapraszam na youtube. Dzięki za miłe słowa! ;)
Bardzo ciekawy tekst :) Z moim prywatnym Turkiem poznaliśmy się w Wielkiej Brytanii, Ja jestem tu ponad 10 lat a on jeszcze dłużej. Oboje wiec jesteśmy dość „zeuropeizowani” ;) Z mojego punktu widzenia kultury polska i turecka maja wiele podobieństw, a różnice przeważnie wypadają w mojej ocenie na plus. Zwłaszcza ichnia kuchnia i zwyczaje związane z posiłkami przypadły mi do gustu.
Co do zakrywania się w meczecie, jest to oznaka szacunku dla czyjejś kultury i religii, którą chcemy poznać. Jeśli ktoś tego szacunku nie odczuwa, to po co właściwie się w takie miejsca wybiera?
Tytułowanie się nawzajem teyze, abi/abla, kardes wg mnie jest urzekające, pokazuje jak bardzo otwarci i rodzinni są Turkowie, szanują starsze pokolenie. Hierarchia w rodzinie jest dosyć ważna i dlatego odbieram to jako coś pozytywnego- nie jestem obcą panią, ale ciepło witaną szwagierką (nawet jeśli tylko siedzimy obok siebie w autobusie ;) ).
A uprzywilejowanie i szacunek dla kobiet? Owszem, jest, ale w innej formie niż my, Europejki, jesteśmy przyzwyczajone. Nie ma co ukrywać, że społeczeństwo tureckie jest bardzo patriarchalne, bardzo silny jest wciąż podział na zajęcia męskie i damskie, pewne zachowania nie przystoi kobiecie i tak dalej. Widoczne jest zwłaszcza w bardziej tradycyjnych rodzinach i w starszym pokoleniu. Zmiany następują, jednak wolniej niż na zachodzie. Na przykład, moja teściowa przyjechała do nas, gdy urodziłam dziecko, i upierała się pomagać we wszystkim w domu (a raczej robić wszystko za mnie). Dla mnie było to dziwne, że K. został odsunięty od zmywania, gotowania itp (co zazwyczaj robi) a ona, gość w moim domu, zasuwała ze ściereczką. Ale nie dało się przetłumaczyć, przecież to wstyd, żeby mężczyzna zajmował się babskimi zajęciami, gdy w domu są dwie kobiety (jedna tuż po porodzie, druga pod siedemdziesiątkę, ale są i już).
Tak na marginesie, na bloga trafiłam przypadkiem, szukając informacji o regionach Antali i Alanyi oraz o Polakach w Turcji. Zostaję :) Podoba mi się twój styl pisania i otwartość. Na pewno znajdę tu wiele przydatnych informacji, bo choć na razie do Turcji jeździmy tylko na wakacje, w planach mamy przeprowadzkę na stale.
Cieszę się ze tu trafiłam i pozdrawiam cieplutko :)
Może po prostu nie mają kluczy :D
Nie spotkałam się z tym aby to była jakaś reguła, widocznie Ty miałaś takie doświadczenia :)
Witam mam takie nurtujące pytanie jakiś czas temu w serialu widziałam że kobieta podała rękę mężczyźnie przedstawiając się a on złapał się za nos wciągnął powietrze i powiedział swoje imię. O co chodzi z tym gestem
Comments are closed.