1. Naprawdę lubię Turcję, a czasem nawet kocham. Uwielbiam tych śmiesznych, życzliwych ludzi, lubię to, że są pomocni, uśmiechnięci, pozytywnie patrzą na życie. Lubię sposób, w jaki upływa czas, który z nimi spędzam, bo wiedzą jak się bawić. Rozkoszuję się turecką kuchnią, w której wciąż odkrywam coś nowego, podoba mi się turecka muzyka, fascynuje podejście tureckie do estetyki albo czasem niezrozumiałe poczucie humoru. Lubię nawet to, że są w siebie tak zapatrzeni, że nie zawsze i nie każdego interesują inne kraje, tylko własny czubek nosa albo to, że są święcie przekonani, że znają perfekcyjnie języki obce mimo że robią błędy w najprostszych zdaniach (jak ja). Nawet to jest w pewien sposób urocze, podobnie jak ta nieuleczalna miłość do Atatürka i naklejanie sobie jego autografu na zderzak. Podoba mi się Turcja sama w sobie jako obszar wielokulturowego dziedzictwa i tradycji, wpływów i smaczków, to, że można jeździć po niej tygodniami czy miesiącami i wciąż odkrywać nowe miejsca, tradycje, potrawy i obyczaje. Uwielbiam też Alanyę za czyste powietrze, piękną pogodę (jest połowa listopada i nadal chodzę bez skarpetek!), połączenie morza i gór, i ten niefrasobliwy, wakacyjno-turystyczno-międzynarodowy klimat.
2. Ale jednego nie zdzierżę. Zrozumiałam to paradoksalnie dopiero teraz, po ostatnim pobycie w Polsce, że mam już jedną prostą odpowiedź na często padające pytanie „Co przeszkadza ci w Turcji”? Nie przeszkadza mi obca kultura, nie przeszkadza mi tureckie gadulstwo i skłonność do przesady, przyzwyczaiłam się do spóźnialstwa i wiecznego „damy radę” (nawet jak wiemy, że nie damy). Wiele rzeczy mi nie przeszkadza, resztę zaakceptowałam, a na pozostałych po prostu mi nie zależy. Poza jedną sprawą, którą jest RUCH DROGOWY. Zaskoczeni? Zdziwieni? Ja jestem zszokowana, że zrozumiałam to dopiero teraz!
Mam ochotę wyprowadzić się z Turcji prawie codziennie, i nigdy, przenigdy tu nie wracać, kiedy widzę tutejszy ruch na ulicach. Oczywiście po kilku minutach lub sekundach to uczucie mija, ale w danym momencie jest wystarczająco silne, by był z tego problem.
Widzę wszystko jeszcze wyraźniej, odkąd aktywnie poruszam się po mieście rowerem. Tak tak – w Turcji używam roweru jako środka lokomocji, zamiast dolmuszy czy samochodu i generalnie uważam rower za ideał komunikacji miejskiej. Niestety w Turcji wygląda to bardziej na poświęcenie niż przyjemność a rowerzysta to po prostu w oczach wielu nieszkodliwy idiota.
Zawalone samochodami przejścia dla pieszych.
Parkowanie na pasach (tak!! tak!!)
Za mało ścieżek rowerowych, a istniejące kończą się w niespodziewanym miejscu po paruset metrach.
Wysokie krawężniki bez podjazdów dla rowerów (ale i przecież wózków!).
Kierowcy samochodów poganiają rowerzystów lub pieszych na pasach poprzez wysyłanie „długich” świateł lub klakson.
Lampy, śmietniki, i inne „drobne elementy architektury” na środku wąskiego chodnika.
Parkowanie na chodniku.
Zdziwiony wzrok kiedy czekam na czerwonym zamiast przechodzić przez jezdnię.
Szybka jazda auta/motoru pod prąd.
Nie zwalnianie przed przejściami lub na skrzyżowaniach.
Nie istnieje coś takiego jak pierwszeństwo. Uwierzcie – nie istnieje. Zostawcie autobusy miejskie. Bywa, że i karetka ma problem…
Nie zapinamy pasów – bo po co.
Jeździmy po piwku lub dwóch – bo nic się nie stanie.
Uważamy się za królów szos – wszyscy naraz, jednocześnie.
Ścigamy się na wąskiej ulicy pośród budynków, dwa cholerne samce alfa.
Trąbimy na ostrożniej jadące kobiety.
Zajeżdżamy drogę.
Nie dajemy sygnałów.
Jeździmy bez świateł w nocy.
Nie przepuszczamy pieszych na przejściach, bo przecież „nam się spieszy!” (zapewne pieszemu nie).
Mówiąc krótko jeździmy tak, jakby cała ulica, ba – całe miasto – należało do nas i jakbyśmy zarówno my, jak i inni uczestnicy drogowego ruchu, byli nieśmiertelni.
Wciąż nie mogę się nadziwić, że ludzie mogą być tak ekstremalnie egoistyczni, krótkowzroczni, i po prostu głupi. I że nie mają kompletnie szacunku do drugiej osoby.
W momencie, kiedy chodzę pieszo po mieście albo jeżdżę rowerem naprawdę nienawidzę Turcji i Turków. Niestety albo stety – potem mi przechodzi. Wręcz niekiedy uważam, że to nawet zabawne, i robię zdjęcia beznadziejnie zaparkowanym samochodom. Czasami nawet sobie chwalę tą nieprzewidywalność drogowego ruchu, bo nauczyłam się jeżdżąc autem czy rowerem mieć, jak to się mawia, oczy dookoła głowy, to nabyta cenna umiejętność, podobnie jak lawirowanie na wąskich chodnikach. A potem znów ktoś zajeżdża mi drogę, wysyłam mu stek polskich bluzgów (a co!) i na chwilę udaje mi się rozładować ;)
3. A propos, niedawno usłyszałam taką turecką piosenkę, której refren koniecznie muszę Wam dziś zacytować:
„Hadi beni duy,
bu ne biçim huy”
(czyt. Hadi beni duj, bu ne biczim huj, w wolnym tłumaczeniu: No dalej usłysz mnie, co to za zachowanie)
4. Poza tym w Turcji właśnie odbywa się mecz przyjaźni pomiędzy Turcją a Grecją, dziś zaprzysiężono też nowy rząd (jedna posłanka wypowiedziała zdanie po kurdyjsku, a poseł po arabsku, i teraz Turcy komentują to w wiadomościach), a po zakończeniu szczytu państw G20, który odbywał się wczoraj i w niedzielę w hotelu w Belek nieopodal Antalyi (w otoczeniu pól golfowych) przez internet przetoczyło się zdjęcie przedstawiające prezydentów Obamę i Erdoğana w takiej oto pozie:
Oczywiście później okazało się, że to tylko przypadkowy kadr i Erdoğan wcale nie tarmosił policzka Obamy ale co się Turcy naśmiali, to ich. A w górach nad Morzem Czarnym spadł śnieg.
5. Acha, no i dzisiaj obchodzę też pół-okrągłe urodziny, niniejszym rozpoczynam więc świętowanie, pełne fajerwerków i niespodzianek, ale o tym inşallah c.d.n. :)
9 komentarzy
też przeżyłam szok po przyjeździe do Turcji jak Pan wiozący nas do hotelu rzadko kiedy zatrzymywał się na czerwonym świetle, a później był kolejny jak nie mogliśmy przejść na pasach :)
z tymi pasami to tragedia jakaś! można czekać w nieskończoność ;)
tym bardziej że w krajach typu Grecja, wyspy Kanaryjskie jeszcze człowiek nie pomyśli, że chce przejść na pasach a samochody już stoją. Myślałam że w Turcji jest podobnie hehe ;)
O moj boze oby kiedys tak tu bylo chocby w polowie!! :)
Mój Husek twierdzi, ze przez ulicę trzeba przebiegać i wciela to w życie, a ja za każdym razem ” przebiegając” za nim żegnam się z z życiem. W związku z tą filozofią nawet nie zbliżamy się do pasów, tylko ” przebiegamy” gdziekolwiek. Mam nadzieję, ze nie przyjdzie mu to do głowy w Polsce .
Z okazji urodzin- Sto lat!,pomyslnosci i spelnienia marzen!
Mówi Pani o śmiesznych, życzliwych ludziach… Ja w Alanyi miałem pecha, bo przez 2 tygodnie spotykałem raczej nieuśmiechniętych, nieżyczliwych – kelnerów, sprzedających, taksówkarzy, których jedynym celem było oszukać mnie, wcisnąć mi jakiś chłam i jak najwięcej zarobić. Niestety ja już nie odwiedzę Turcji.
Smutne to co Pan pisze. Z drugiej strony jestem ciekawa dlaczego odwiedzil Pan ten blog… moze jest jakas nadzieja? :) Nie chce tlumaczyc Turkow bo maja swoje za uszami. Ale czy nie jest tak ze w wielu kurortach szczegolnie dalej od Europy turystyka psuje ludzi – i czy to Malta (wiem bo bylam) czy Turcja czy Egipt czy jakas turystyczna miejscowosc w innym kraju – mozna trafic na oszustow i naciagavzy. Niestety i w Polsce sa tacy ludzie. Ja zachecalabym zeby kiedys jeszcze sie przelamac i zobaczyc nie tylko turystyczna Turcje ale ta prawdziwa. Odwiedzic mala rodzinna restauracje albo hotelik. Pojechac nieco dalej niz trasa wycieczki. I nie kupowac bron Boze tych pamiatek z bazarow tylko te cudownosci w sklepach w ktorych zakupy robia Turcy! Moj blog jak i inne tureckie blogi moze bedzie w poszukiwaniu tych miejsc pomocny. Pozdrawiam :)
Mnie też aż przykro, ze Pan tak piszę, i aż wierzyć się nie chce, ze tylko takich Pan spotkał. Kocham Turcję po prostu, zwłaszcza slonce ( no może poza ścisłym latem) i kuchnię, ale i ludzi, wszystko jedno gdzie- bardzo życzliwych, chętnych d pomocy, nieobojętnych. Kiedyś w Błekitnym Meczecie w Stambule rozczuliłam się nad sobą, łzy mi pociekły, a dwie starsze Turczynki pocieszały mnie jedna przez drugą, przytulały, mówiły, ze będzie dobrze, zaopiekowały się mną za do wyjścia i zaprosiły na herbatę. Innym razem miałam wypadek, obcy Turek zawiózł mnie do szpitala i zostawił tam swój numer telefonu, po zabiegu odebrał i zawiózł do hotelu, nie wziął ani grosza. Ile zwykłej pomocy i serdeczności spotkało mnie w tym kraju, to chyba nigdzie więcej. Było i trochę oszustów, zgadzam się z Panią Agatą, ze region turystyczny przyciąga takich bezwzględnych naciągaczy, ale przecież ci normalni i serdeczni także tam są. Także życzę Panu, aby miał Pan szansę poznać Turków od tej dobrej strony, bo to naprawdę wspaniali ludzie.
Comments are closed.