Joga jest moją pasją od paru dobrych lat. Nie będzie przesadą jeśli powiem, że zmieniła moje życie. Od dawna przygotowywałam się do tego wpisu. Wielu z Was widząc czasem moje wpisy na Instagramie albo zdjęcia w pozycjach jogi pytają mnie kiedy zaczynałam, jakie są moje rady. Jak zacząć praktykować jogę?
A przecież nie jestem jakimś jogowym mistrzem. Przeciwnie! Nazywam się czasem „misiem Jogi”:) Wielu pozycji nie potrafię. Są dla mnie za trudne. Ćwiczę jogę czasem tylko 10 minut dziennie, czasem wcale. Jednak mimo to joga jest elementem mojej rutyny, tak jak śniadanie czy przerwa na kawkę kiedy dziecko śpi :)
Postanowiłam moją historię i refleksje na temat jogi opisać na blogu. Mimo, że nie ma on większego związku z Turcją, to jednak mam nadzieję, że niektórych z Was zainspiruję i zachęcę do uprawiania jogi, która wpłynęła na moje życie i zwiększyła jego jakość – także w Turcji.
Moja jogowa historia
Pierwszy raz z jogą miałam do czynienia kilkanaście lat temu. Skądś (już nie pamiętam skąd) dowiedziałam się, że joga może mieć duży wpływ na złagodzenie migrenowych bólów głowy, na które cierpiałam 2-3 razy w tygodniu. Miałam dość łykania leków przeciwmigrenowych, bo te powodowały, że pojawiała się tzw. „migrena z odbicia” czyli swoistego rodzaju uzależnienie. Miałam też dość siedzenia w poczekalni na ostrym dyżurze, czekając na zastrzyk, gdy nie mogłam już ustać z bólu. Migreny były coraz częstsze i nie dawały mi szansy cieszyć się życiem. Dzień bez migreny był wielką radością.
Czy joga jest dla każdego? Sport versus duchowość
Postanowiłam spróbować, chociaż miałam do jogi dość sceptyczny stosunek.
Kojarzyłam ją z dziwną, medytacyjną muzyką, z dźwiękami typu „ommm”, i instruktorami w dredach. Totalnie nie mój styl. Dość długo szukałam i pytałam zanim znalazłam szkołę jogi w Poznaniu, która wydała mi się OK.
Prowadził ją Mateusz Stańczak, który poza jogą zajmuje się profesjonalnie fizjoterapią. To mnie zachęciło i faktycznie – nie było ani tybetańskich gongów, ani hinduskich rytmów, ani „nawiedzonych” tekstów. Za to dużo wiedzy o ciele, informacji skąd jaka pozycja jogi się bierze, i na co pomaga. Coś dla mnie, bo szukałam nowej formy aktywności, swego rodzaju sportu, który wpłynie na moje zdrowie, a nie duchowości ;)
Oczywiście rozumiem, że ktoś poszukujący rozwoju duchowego też może odnaleźć go w jodze. To jest właśnie wspaniałe, że każdy może znaleźć to czego szuka.
Szkoła okazała się strzałem w dziesiątkę. Już po kilku pierwszych kilku zajęciach czułam się lepiej. Po kolejnych kilku zaczęłam robić się elastyczniejsza, bardziej gibka. Wy, znając mnie z filmów czy instagrama pewnie macie inne zdanie ;) ale jestem wysoka, mam „solidną” budowę ciała i zawsze wydawało mi się, że nie pasuję do tego typu aktywności. Uważałam, że jestem „za ciężka”, zbyt „pokraczna”.
Obecni na zajęciach jogi uczniowie szybko – nieświadomie – zmienili istniejący w mojej głowie stereotyp!
Po prostu zobaczyłam jak różne osoby ćwiczą jogę. Młode i starsze. Studenci i ludzie, którzy mogliby być ich rodzicami. Szczupaki, którzy skłony i stania na głowie wykonają bez problemu. Ale też takie jak ja typy, którzy są sztywni, nieporozciągani, i dla których stanie na głowie to niewykonalne zadanie…
Nie każdy jogin musi stać na głowie
No właśnie, bo ja mimo kilkunastoletniej praktyki jogi nigdy nie stanęłam na głowie! Wydawało mi się kiedyś, że to taki kamień milowy dla jogina. Że swój poziom w jodze definiujesz poprzez wykonanie danej ilości trudnych pozycji, tzw. asan. Im więcej ćwiczyłam i słuchałam mądrych ludzi, tym bardziej docierało do mnie, że w jodze jednak nie liczy się, kto „zrobi więcej”. W jodze walczysz tylko z samym sobą… wróć! W jodze nawet słowo „walka” i podejście typu „mocniej, bardziej, więcej”, kompletnie się nie sprawdza.
Ba, przez takie „ciśnięcie” w jodze możemy się nawet nabawić kontuzji! Im więcej „ciśniesz”, tym bardziej się spinasz. Im bardziej „gonisz” do poziomu koleżanek, które ćwiczą na matach obok, tym bardziej zapominasz o sobie.
W jodze ujęło mnie to, że progres widać powoli, krok po kroczku. Najpierw nie możesz przy skłonie dosięgnąć rękami kolan, a po paru miesiącach potrafisz postawić całe dłonie na ziemi. Coś się zmieniło, niby niezauważalnie, ale jakoś „lepiej się czujesz”. Gdzieś po drodze znika ból pleców.
Praktyka jogi w domu
Wróćmy jednak do mojej jogowej historii.
Po paru miesiącach jechałam na kolejny sezon pracy do Turcji. Wiedząc, że pojadę, uczyłam się „na zapas”, aby jak najwięcej być w stanie robić samej, w domu.
Nie było to jednak łatwe, zdążyłam się już przyzwyczaić do obecności instruktora. Nie miałam „zapisanych w głowie” asan, denerwowało mnie ciągłe zerkanie na kartkę. Wtedy YouTube był w powijakach, nie można tam było znaleźć zbyt wielu darmowych zajęć po polsku, a w angielskim nie czułam się jeszcze zbyt komfortowo.
Miałam więc w praktyce jogi kilkumiesięczne przerwy. Czasami nawet mnie to nudziło, wracałam do ukochanego kiedyś pływania, miałam etap fascynacji bieganiem. Jednak kiedy tylko wracałam do Polski na zimę, w czasach kiedy pracowałam jako rezydentka, pierwsze co robiłam to biegłam do szkoły jogi wykupić karnet na kilka-kilkanaście zajęć. Zawsze po nich czułam się lepiej. Spałam lepiej, miałam lepsze trawienie, i faktycznie ból głowy tymczasowo mijał albo po prostu odzywał się rzadziej.
Którejś zimy miałam farta. Zgłosiła się do mnie koleżanka, Agata Ludwiczak, która właśnie przygotowywała się do egzaminu na instruktora jogi. Musiała odbyć indywidualną praktykę. Zaproponowała mi bycie jej „materiałem treningowym”. Opracowała plan ćwiczeń uwzględniający moje problemy zdrowotne: uraz kolana, bóle głowy. Dużo się od niej nauczyłam. Prostowała mnie, wyrównywała kolana, poprawiała szyję, abym jej nie spinała. Zachęciło mnie to do tego aby ćwiczyć więcej i bardziej regularnie, nawet w domu. Zwracać większą uwagę na detale, niż na poznawanie kolejnych pozycji jogi. Coraz więcej asan zostawało mi w głowie. Na kartkę zerkałam rzadziej.
Na kolejny wyjazd do Turcji, kiedy planowałam już zostać na stałe, kupiłam porządną matę do jogi. To była właściwie moja jedyna inwestycja w ten sport, poza zakupionym już wcześniej kompletem odzieży do jogi. Czy tylko mnie ta odzież tak pociąga? :) Zazdroszczę instruktorom że mają tak wspaniałe legginsy i bluzki… ;)
Na pewno posiadając ładne ciuchy ćwiczy się jakoś tak przyjemniej, ale uczciwie muszę dodać, że jogę ćwiczyć można w dowolnych ubraniach, byle nie były zbyt luźne, majtające, przeszkadzające, najlepiej przy ciele, i z lekkich, przewiewnych tkanin.
Wspomnianej maty używam do dziś ;)
Powrót do jogi na dobre
Kilka lat temu po długiej przerwie po raz kolejny postanowiłam wrócić do jogi.
Ze względu na duży stres przy rozwijaniu naszej firmy, czas spędzany przy komputerze, zarywane noce – wszelkiego rodzaju dolegliwości zdrowotne zaczęły do mnie wracać. Robiłam badania na migrenę: EEG, rezonans, prześwietlenie kręgów szyjnych, hormony – wszystko wydawało się być w porządku. Brałam leki – wiadomo.
Znalazłam w internecie dzisiaj już bardzo popularną joginkę z USA – Adriene. Zapisałam się na jej darmowy plan „30 dni z jogą”. Z pewną taką nieśmiałością ;) rozpoczęłam codzienne ćwiczenia.
Nie boję się powiedzieć, że był to bardzo ważny etap w mojej jogowej pasji. 30 dni codziennego ćwiczenia udowodniło mi jak dużo może się zmienić w tak krótkim czasie. Znów: rewelacyjnie spałam, dobrze się czułam, migreny były rzadsze. Jakoś automatycznie zaczęłam być dla siebie lepsza:
- starałam się lepiej odżywiać,
- pilnowałam stresu, by nie było go zbyt dużo albo by aby reagować na niego lepiej
- dbałam o przerwy podczas pracy przy komputerze
- i co najważniejsze – nie „cisnęłam”, nie spinałam się podczas ćwiczeń. A to przełożyło się na mniejszą „spinę” w codziennym życiu.
Joga w Turcji
Czy Turcy ćwiczą jogę?
Zależy kogo zapytać. Dla niektórych to zagadkowy sport. Nie bardzo wiedzą jak to wygląda, wyobrażają sobie jako coś nieprawdopodobnie trudnego.
Inni z kolei regularnie uprawiają jogę, powstają wciąż nowe szkoły – im większe miasto, tym więcej. Jogę kojarzy się bardziej jako damską dyscyplinę, chociaż w tureckich metropoliach jest sporo ćwiczących mężczyzn. Coraz więcej tureckich instruktorów ma swoje konta na Youtube czy Instagramie z ćwiczeniami czy poradami.
Kilkukrotnie uczestniczyłam w warsztatach jogi w Turcji. Nie do końca odpowiadał mi „natchniony” klimat, ale tak jak pisałam wyżej – style są różne. W Turcji nie trafiłam na osoby które byłyby tak fajne i konkretne jak mój pierwszy instruktor Mateusz. Może się to zmieniło, nie wiem – bo w Turcji jogę ćwiczę w domu.
„Mamaa! Joga!!!”
Pewnego dnia… okazało się że jestem w ciąży. Z racji pracy trwała kolejna jogowa przerwa w moim życiu. Zmotywowana moim szczególnym stanem i trochę przestraszona tym, że będę rodzić jako 38-latka, postanowiłam wrócić do jogi. W ciąży czułam się doskonale. Nie wiem czy miały na to wpływ łagodne ćwiczenia, czy po prostu tak mi „się udało”. Ta dobra passa trwała niemal całych 9 miesięcy, choć pod koniec, z wielkim brzuchem, przerzuciłam się z jogi na pływanie, które kiedyś trenowałam i które bardzo mi pomagało.
Z wiadomych względów po porodzie ostatnią rzeczą o której bym myślałam było ćwiczenie. Byłam niewyspana, miałam burze hormonalne i często chodziłam głodna ;)
Dodatkowo wróciły stresy w pracy… którą wykonywałam z dzieckiem przy piersi.
Marzyłam kiedy będę czuła się na siłach by wrócić do aktywności.
Kiedy mój syn skończył pół roku powolutku wracałam do ćwiczeń. Tyle ile się dało. Nawet kilka-kilkanaście minut w ciągu dnia. Raz było lepiej, raz gorzej. Ale wiedziałam ile mogę zyskać ćwicząc, więc starałam się, naprawdę starałam ;)
Mój syn skończył niedawno dwa lata. Jest pełnym życia energicznym dzieckiem, które przyzwyczaiło się do porannych ćwiczeń jogi. Im jest starszy, tym bardziej sam chce w nich uczestniczyć!
Nierzadko pomiędzy czytaniem książeczek a zabawą klockami nagle sam z siebie woła „Mamaaa! Joga!!!” – dla niego moje ćwiczenia to już element porannej rutyny :) Oczywiście joga z dzieckiem w tym wieku to trochę utopia. Nie będę tu czarować i nigdy nie udało mi się zrobić żadnej „baby jogi” pokazywanej na Youtube. Nasze ćwiczenia bardziej wyglądają tak, że ja próbuję wykonać jakąś asanę, a on wchodzi na mnie, pode mnie, zaczepia mnie, próbuje ściągnąć mi spodnie, zagląda pod bluzkę, i śmieje się tak, że i ja nie potrafię zachować powagi… Albo zmienia mi piosenki (mam ulubioną playlistę jogową z piosenkami Jamiroquai).
A mimo to… nawet tych 10-15 minut dziennie bardzo mi pomaga.
Zresztą zobaczcie jak na niedawne drugie urodziny mojego syna ćwiczyliśmy razem jogę:
A zatem… jak joga zmieniła moje życie?
- Po każdym porannym ćwiczeniu mam świetny humor na resztę dnia. Więcej mi się chce, mam więcej energii
- Migren prawie już nie mam – chociaż wracają, kiedy piję zbyt mało wody albo zbyt rzadko się ruszam
- Kiedyś miałam dość duże problemy z puchnięciem nóg – 3-godzinny lot samolotem to była katorga, opuchlizna schodziła 2 dni. Od czasu regularnych ćwiczeń (czyli kilka lat) puchnięcie nie wróciło. Wystarczy nawet, żebym parę dni przed lotem ćwiczyła jogę codziennie – to taka forma przygotowań do podróży :)
- Nie bolą mnie plecy (albo bolą mniej) po kilku godzinach pracy przy komputerze
- Kiedyś przeczytałam, że ćwiczenie asan równoważnych (np. Pozycji Drzewa) poprawia samoocenę i pewność siebie – i jestem tego żywym przykładem ;)
- Zmieniła mi się sylwetka – zrobiłam się bardziej giętka, jestem silniejsza (co przydawało się, jak syn jeszcze nie chodził), mam widoczne mięśnie ramion i nóg, a nogi były moim kompleksem przez całe życie
- Zredukowałam (wraz z dietą) ilość celluitu :)
- Jestem bardziej świadoma ciała, co bardzo pomogło mi m.in. wrócić do formy po porodzie
-
Dzięki jodze zaczęłam się lepiej odżywiać, lepiej oddychać, a to całkowicie zmieniło moje życie. Joga była takim „wyzwalaczem” zmian, który pociągnął za sobą dbałość o siebie
- Od niedawna ćwiczę też tzw. jogę twarzy – no co, chwilę przed 40-tką warto już o tym pomyśleć ;) – i za każdym razem czuję się jak po masażu
- Nadal nie umiem stać na głowie, nie umiem wykonać efektownej Pozycji Kruka ale… wcale mi to nie przeszkadza. Joga to naprawdę nie zawody!
- Ćwiczenie jogi podczas kwarantanny pozwala mi zachowywać przyzwoity poziom psychiczny. Mam w sobie więcej nadziei i optymizmu…
Same zalety! ;)
I na koniec kilka porad jak zacząć ćwiczyć jogę:
- Na początek warto skorzystać ze szkoły czy warsztatów jogi. Takie zajęcia dają dużo więcej niż Youtube. Instruktor może zwrócić uwagę na rzeczy, które warto skorygować. Samemu się tego nie widzi, a wtedy możemy nabawić się kontuzji. Kiedy nabierzemy pewności w ruchach, poznamy kilka „sztuczek” jak daną pozycję wykonać dobrze, jak oddychać, wtedy można ewentualnie przejść do Youtube
- Jeśli nie masz możliwości iść do szkoły, wtedy można poszukać szkoły wirtualnej czy instruktora online na Youtube
- Jak wybrać szkołę jogi:
Szukajcie aż znajdziecie ;) Szukaj po opiniach o szkołach, po stylu który do Ciebie przemawia (z muzyką lub bez, z instruktorem z wiedzą medyczną czy z kimś stawiającym nacisk na rozwój duchowy). Próbuj do skutku. Szkoła czy kurs muszą Ci „podejść”. Musisz czuć się tam dobrze. Każdy to „dobrze” rozumie inaczej, ale to warunek konieczny - Zaopatrz się w porządną matę do jogi. Można na początek używać koca, ale często ślizga się po podłodze
- Joga to coś innego niż medytacja! Medytacja to dla mnie właśnie „oczyszczanie ducha”, i trudno mi medytować (jeszcze nie umiem!), a joga dbałość o ciało i ducha w trochę inny sposób.
- Możesz dla motywacji kupić sobie fajne jogowe ciuchy, ale zwykłe legginsy, lub luźne spodnie i do tego wygodna bluzka nie krępująca ruchów wystarczą. Najlepiej związać włosy, zdjąć biżuterię, zegarek, żeby nic nie przeszkadzało
- Joga = bose stopy – tylko i wyłącznie
- Nawadniaj się w trakcie treningu i po nim
- Nie ćwicz bezpośrednio po jedzeniu
- Z kim ćwiczyć online? Ja korzystałam i nadal korzystam z kanału Yoga with Adriene, a kiedyś zaglądałam także na kanał Travisa Eliota (jego odcinek z jin jogą jest genialny!).
Znów: Szukaj tego, co Ci się spodoba. To może trochę potrwać, warto być cierpliwym. - Sprawdź także jogę palców, jogę twarzy – efekty są super (mniej napięć rąk, ramion czy karku, jeśli pracujesz przy komputerze itp.)
- Pamiętaj że nie chodzi tu o „daj z siebie wszystko” – robisz tylko tyle ile możesz bez problemu i bez bólu – ta granica „bez problemu i bez bólu” będzie się przesuwać sama. Nie porównuj się z nikim – to nie o to chodzi.
- Jogę można ćwiczyć niemal w każdym „stanie” – nawet po kontuzji, z dolegliwościami zdrowotnymi, nawet w ciąży, nawet podczas miesiączki itp. – oczywiście należy wtedy unikać pewnych asan. Najlepiej poradzić się wtedy instruktora.
- Warto pamiętać że lepsze efekty daje 10 minut codziennie niż 1 godzina raz w tygodniu. Jestem tego idealnym przykładem!