Oto i jest – wczoraj do naszych drzwi zapukał sąsiad roznoszący aşure (czyt. aszure). Zresztą to nie tylko sąsiad – pełni on na naszym osiedlu rolę dozorcy, ale także tu mieszka, wraz z rodziną. Dokoła pełno obcokrajowców, Turcy pojawiają się tu czasowo, oni są więc pewnie jedynymi w okolicy, którzy kultywują takie religijne tradycje.
Przyniósł nam apetycznie pachnącą i wyglądającą miseczkę, na którą rzuciliśmy się od razu.
Rok temu zostałam zaskoczona będąc sama w domu, wtedy aşure przyniosła jego żona a ja nie byłam do końca świadoma o co w tym wszystkim chodzi. W tym roku pierwsze aşure jadłam w zeszłym tygodniu, zrobione podczas domowej „nasiadówki” u rodziny Króla Pomarańczy – wtedy właśnie, 24 listopada, wypadł ten dzień. „Dzień aşure” czyli po prostu… dziesiąty dzień miesiąca muhharrem i jednocześnie dziesiąty dzień nowego roku według islamskiego kalendarza. A propos, według niego od kilkunastu dni mamy rok 1433 i żadnej mowy o końcu świata :)))
Pierwszy miesiąc roku islamskiego jest ponoć miesiącem składania sobie życzeń zdrowia, obfitości (trochę jak nasz styczeń) – i właściwie deser o którym dzisiaj piszę trochę to symbolizuje. Wygląda jak bardziej płynna wersja waniliowego budyniu – jest to gotowana pszenica, kasza (typu bulgur i nie tylko), wraz z fasolką, ziarnami ciecierzycy – z pysznymi dodatkami typu: migdały, rodzynki, ziarna owoca granatu i inne wspaniałości. Na wierzch koniecznie cynamon – i najlepiej jeść aşure takie lekko ciepłe.
Wszystkie te „ziarenka” są zapewne symbolem mnogości, obfitości. Wystarczy sobie przypomnieć nasze wigilijne potrawy i ich wymowę (np. makiełki)! Dodatkowo deser kaloryczny przecież – krzepi i umila życie podczas „chłodnych” zimowych miesięcy (przez chwilę udawajmy, że w Alanyi wcale nie ma 20 stopni a ludzie nadal nie kąpią się w morzu).
Przepisy mówią, że składniki można dowolnie modyfikować, zależnie od naszego gustu, ważne jednak, aby było ich minimum 7. Przyczyna jest jeszcze jedna – deserek powstał jako symboliczne upamiętnienie „zawinięcia” Arki Noego na górę Ararat (stąd niektórzy nazywają go Puddingiem Noego). Ponoć aby to uczcić kobiety przygotowały właśnie taką potrawę ze składników znajdujących się na pokładzie. Dania miało starczyć dla wszystkich. Przekształciło się to w całkiem przyjemny przyznacie zwyczaj dzielenia się i częstowania aşure nawet obcych ludzi (albo znanych jedynie z widzenia, jak np. sąsiedzi mijani w bloku). W internecie doczytałam, co istotne, że nie ma tu znaczenia wyznanie czy pochodzenie obdarowywanych – wszystkich traktuje się równo i jednakowo częstuje.
Oczywiście aşure można spróbować także w inne pory roku. Spotkałam się z tym deserem w jakichś knajpkach czy kawiarniach, choć nie miałam okazji go jeść. Wydaje mi się jednak, że najlepiej smakuje jesienią czy zimą :)
Wczoraj pięć minut przed nadejściem pana dozorcy z ciepłym aşure przeczytałam wpis na ten temat na blogu Turczynki i przez chwilę pomyślałam, że nikt już mnie nie odwiedzi, tym bardziej że od 24 listopada minęło już trochę czasu. Jednak się udało :) Co mnie jeszcze zastanawia, to komentarze i opinie, jakoby ten deser był „glutowaty” i niesmaczny, albo zbyt słodki. W porównaniu do wielu tureckich słodyczy, które mnie wręcz ilością słodkich dodatków „zalepiają” ten deser wydaje się być dość rozsądny i naturalny. Wydaje mi się, że umiejętności osoby, która go robiła mają tu wielkie znaczenie (i brak „polepszaczy” typu mąka, itp.). Jadłam jak dotąd aşure 3 razy i wszystkie trzy były bajeczne. Serdecznie polecam, spróbujcie, jeśli tylko będziecie mieli okazję :)
Tutaj dla ciekawych pełna historia potrawy i opis zwyczajów, a także przepis! /po angielsku/
2 komentarze
Znam i lubię bardzo :) Składników i przypraw powinno być jak najwięcej, od cieciorki i pszenicy, po ziarenka granatu (właśnie taką troszkę owocową wersję dostałam w tym roku i bardzo mi smakowała) :)
Mieszkam w Turcji od 5 miesiecy i jakie bylo moje zdziwienie kiedy znana mi tylko z widzenia sasiadka zapukala do drzwi i przyniosla ciepkutkie asure…. a potem kolejna i kolejna :) niestety ja nie podjelam sie zrobienia tego pysznego deseru…moze w przyszlym roku :)
Nowa odslona bloga bardzo mi sie podoba. Pozdrawiam Skylar.
Comments are closed.