Po bardzo intensywnym miesiącu spędzonym w Polsce wróciłam do Turcji.
Pierwsza myśl na lotnisku w Berlinie: Ale dobrze jest wracać! Uśmiechnięci ludzie na odprawie lotniskowej (wszyscy Turcy). Skorzy do rozmowy, żartowania, komplementowania mojego tureckiego (stary tekst: „Mówisz po turecku lepiej niż ja! Ha, ha, ha”). Ludzie, dla których nie ma niemożliwego, zawsze „da się”.
Druga myśl po wylądowaniu w Stambule: Jakie piękne, wiosenne, czyste powietrze. Dziwicie się zapewne: „Jakie czyste powietrze w takiej metropolii”? No cóż zgadzam się, a jednak wiosna robi swoje. Przejrzystość powoduje to, że widoczność jest jak żyletka. Aż się chce robić zdjęcia, spacerować, albo po prostu wygrzewać jak kot w słońcu.
Trzecia myśl w trakcie szybkiego, kilkugodzinnego wypadu po Stambule – bo przecież każdy powód jest dobry żeby wykorzystać czas podczas przesiadki na odwiedziny w Mieście Miast: Ile ludzi! Wydawało mi się że będzie jakoś „inaczej” w tak zwanej „obecnej sytuacji”, ale nie – jest jak najbardziej po staremu. Turcy żyją swoim życiem, turyści też. W niektórych miejscach trzeba było się przedzierać przez tłumy zwiedzających. Cieszę się, że zobaczyłam to na własne oczy, bo będąc w Polsce miałam do czynienia tylko z medialnymi doniesieniami które nastrajały mnie raczej pesymistycznie…
Czwarta myśl już w Alanyi, kiedy dotarłam do domu i rozpakowałam walizki: Jak dobrze być wreszcie w tym moim „drugim kraju”! Przekrzykująca się jeden przez drugiego turecka rodzinka (reprezentująca dokładnie to, co przez lata wyobrażałam sobie jako „włoską rodzinę”), pyszne oliwki, domowe jedzenie, niezrównany çay. Słońce jak żarówa palące za oknami (od wczoraj 30 stopni), na niebie ani chmurki, plaże pełne turystów. Pierwsze dni sezonu letniego spędzone w biurze – kilka telefonów, kilka rezerwacji. Zaczyna mi wręcz być aż wstyd, że mogłam zwątpić w moją Turcję i Turków. Myślałam że tu jakaś przysłowiowa „kaplica”. Puste ulice, puste hotele, smętni odważni turyści przemykający pod budynkami. Nie mogłam się bardziej pomylić. Owszem, nie będzie łatwo w tym roku – ale będzie dobrze, niezależnie od wszystkiego. Tego jestem pewna.
I tak – wiem, że pewnie to kwestia słońca. W jego świetle wszystko wydaje się lepsze, prostsze, bardziej optymistyczne.
Zupełnie mi to nie przeszkadza :)
PS. W czwartek na blogu pojawi się filmik z mojego pobytu w Stambule, tym razem zmontowany z pomocą starego kumpla. Póki co zapraszam Was na jego mrożący krew w żyłach zwiastun, który powali Was na kolana… TUTAJ ;)
5 komentarzy
Ja też chętnie i z przysłowiowym bananem na twarzy wracam z odwiedzin w Polsce. Lubię tam przebywać ale strasznie się męczę, wszechobecny pesymizm, ludzie z kulturą na bakier, nawet do autobusu trzeba się wepchać bo nie można sekundy poczekać, żeby wejść jak człowiek hehe
Mi tylko tego twojego słoneczka w tym moim jukeju brakuje.
Połamania piór w zapisywaniu rezerwacji w tym roku ;)
Pozdrawiam x
Dziekuje! ;)
I wysylam slonca tureckiego spora dawke!
doleciało :) dzięki
Twój blog jest kopalnią wiedzy dla turystów :)
Za tydz. wybieram się do Alanyi i bardzo chciałbym pójść do hammanu. Czy mozesz jakiś polecić? Ile kosztuje wizyta? Wolałabym wybrać się tam na własną rękę , a nie przez biuro. No i czy masz jakieś wskazówki odnośnie takich miejsc? Z góry dziękuję! :)
Witaj, większość hamamów współpracuje z biurami – jak nie z jednym, to drugim ;) w Alanyi nie ma typowych hamamów dla tzw. lokalsów, raczej wszystko jest przemieszane, taki charakter miasta. Ceny są podobne przez biuro jak i bez, tutaj większej różnicy nie ma, a z biurem ma się transport z hotelu za darmo. Ja współpracuję jako firma z bardzo fajnym Hamamem, wszystkie informacje odnośnie zabiegów i co zabrać są tutaj: http://www.alanyaonline.pl/pl/laznia-turecka-hamam
Comments are closed.