W Waszym ulubionym cyklu językowym prezentuję tureckie słowa zaczynające się na kolejne literki alfabetu. Dobór słów jest randomowy – mój własny, indywidualny, powiedzmy to wprost: przypadkowy. Staram się jednak wybierać pojęcia, które z czymś śmiesznym lub ważnym mi się kojarzą, tak i żebyście Wy, PT Czytelnicy, mieli z tego powodu trochę uciechy moim kosztem a i może czegoś nowego się dowiedzieli. Pozostałe wpisy z serii znajdziecie tutaj.
Dzisiaj będzie dość… dźwiękonaśladowczo. Na pewno w większym stopniu niż przy innych literkach. Pora bowiem na literkę H. Na początek tradycyjnie literowanie. H literujemy podając nazwę miasta Hakkari, dokładnie Hakkâri. Miasto zamieszkałe w dużej mierze przez Kurdów, znajdujące się na najdalszym skrawku południowo wschodniej Turcji, w rejonie o bardzo surowym klimacie (latem gorąco i sucho, w zimie śniegi po pas). Z ciekawostek – miasto partnerskie polskiego Lublina :)
H jak Huy.
Musiałam od tego zacząć, po prostu musiałam. Wymawiamy [tak, nie bójmy się powiedzieć tego głośno]: huj. Tymczasem znaczenie może Was zaskoczyć. Po turecku huy to… charakter, czy raczej cecha charakteru. Może być dobra, czyli iyi huy. Może być kötü huy, czyli zła.
I co mam Wam powiedzieć. Takie jest życie.
Ha, He – czyli co się śmiejesz, chłopcze
Mówiłam, że będzie dźwiękonaśladowczo. Oba „słówka” są obecne każdego dnia w wielu rozmowach tak zwanym potocznym językiem. Więc może nie usłyszycie ich w telewizji, chyba że w jakiejś komedii obyczajowej. „Ha” można użyć jako wyraz zaskoczenia, reakcję na ciekawą historię, którą ktoś nam odpowiada, także przytaknięcie. Z kolei „He” bardziej przypomina takie nasze „Ehe”, „Hm”, jako potwierdzenie, że kogoś słuchamy, najlepiej tak wydłużone: „Heee”. Niby drobiazg, ale czasem bez tych słówek nie mogę się naprawdę obejść ;)
H jak Hay Hay – Tak, już się robi!
Nigdy sama nie używałam tego zwrotu, nad czym ubolewam, bo jest bardzo przyjemny, ale jakoś wryło się w moją głowę przekonanie, że posługuje się nim głównie starsze pokolenie. Wymawiając „haj haj” wcale nie mamy na myśli powitania, o nie! :) Znaczenie tego zdublowanego słówka to po prostu potwierdzenie, akceptacja czegoś. Ja sama spotykam się z tym zwrotem, kiedy idę do malutkiej tureckiej herbaciarni (tej, gdzie są mikroskopijne stoliczki drewniane i równie mikroskopijne taboreciki), i zamawiam u starszego właściciela szklaneczkę czaju. „Hay hay” odpowiada pan i kołysząc się na boki idzie za kontuar. Podobnie w jednej z moich ulubionych tureckich lokant, kiedy po sytym posiłku dajemy się namówić właścicielowi by przyniósł nam jednak kawałek ociekającego słodkim syropem kadayifu. „Hay hay” słyszę jego zadowoloną odpowiedź i za chwilę na stole ląduje jedna porcja z dwoma widelczykami, dla dbających o linię ;)
Aby nauczyć się wymawiać hay hay polecam łaskawej uwadze poniższą piosenkę Nazal Önzel (podrabiającą tutaj, jak się zdaje, Fridę Kahlo), wraz z Tarkanem. Tarkan w bonusie jest rozmnożony do pięciu egzemplarzy, więc niektóre Czytelniczki myślę, że od razu łatwiej przyswoją nowe słówko.
H jak Havalimanı, Hava, albo nawet Havva
Havalimanı sprawiało mi na początku pobytu w Turcji bardzo dużo problemów, a musiałam używać tego wyrazu często, jako że oznacza ono lotnisko, na którym bywałam kilkanaście razy w tygodniu i spędzałam długie godziny. Dokładnie „hava” to powietrze, a „liman” port. Czyli po prostu port lotniczy [czytamy: hawalimany]. Prawdopodobnie naukę utrudniał mi nie sam fakt, że jest to słowo długie, ale i to, że niektórzy Turcy używali zamiennie „havaalanı”, które oznacza także lotnisko, ale dosłownie „obszar powietrzny” (alan to dosłownie przestrzeń, obszar). Te dwa słowa wciąż mi się myliły i tworzyłam jakieś wersje będące ich połączeniem ;)
Dopiero kiedy poznałam odrębne słowo „hava” oznaczające powietrze, ale także pogodę, było mi łatwiej. Potwierdza się stara teoria, że słówka najlepiej rozbijać na części i sprawdzać znaczenie poszczególnych elementów. Wtedy łatwiej wszystko się przyswaja.
Niejakim zaskoczeniem było dla mnie poznanie podobnego brzmieniowo słowa „Havva”, będącego w Turcji odpowiednikiem imienia Ewy, także tej biblijnej. Ba, panie o tym imieniu się w Turcji spotyka. A propos, Adam to po turecku Adem, i takie imię też jest dość popularne (myślę, że dużo bardziej niż turecka Ewa).
H jak Hemen, czyli o względności czasu
Tu nie będzie niespodzianek. Hemen oznacza zaraz, natychmiast. Niestety tylko w warstwie słownej, bo życie w Turcji pokazuje, że po usłyszeniu „hemen”, można spędzić trochę czasu czekając na jego skutki. Są chlubne wyjątki, oczywiście. Na pewno „hemen” jest lepsze niż „bir dakika” (czyli jedna minutka), prawdopodobieństwo, że coś zostanie zrobione/przyniesione/załatwione od razu przy „hemen” jest wyższe. Nie zmienia to jednak faktu, że już wiele razy w życiu usłyszawszy „hemen” spokojnie piłam jeszcze dwie tureckie herbaty, a czasem i więcej… :)
H jak Hadi, no to jedźmy
Hadi, jedno z pierwszych chyba słówek, których nauczyłam się w Turcji by poczuć się jak swojak. Hadi to takie „dalej, no”, ale nie jest słowem niegrzecznym, raczej potocznym. Można go używać wszędzie i faktycznie doczepiane jest do wielu czasowników. „Hadi gidelim” – no to jedźmy. „Hadi inşallah” – miejmy nadzieję. „Hadi görüşürüz” – to do zobaczenia. Albo po prostu „Hadi, hadi” – jeśli chcemy kogoś pogonić, bo zastawił nam samochód. Fajna jest też, choć nadużywana przez wielu obcokrajowców aż do bólu zębów, wersja „Hadi ya”, [wymiawiane: hadi jaaa] jako wyraz zaskoczenia, zdziwienia. Tu oficjalnie chciałabym poprosić wszystkich nadużywających tego słowa yabancı żeby się opanowali bo czasem naprawdę przesadzają ;)
Halı czyli dywan twój codzienny
Nie ma domu tureckiego bez dywanu [czytaj: haly]. I proszę się nie kłócić i nie dyskutować. Gołe podłogi mają tylko albo studenciaki, albo obcokrajowcy. Dywany mają porządni, normalni ludzie. Ba, niektórzy nie wyobrażają sobie kuchni bez dywanu (np. moja teściowa, która z tego powodu uważa nas z K.P. za dziwaków), a co niektórzy dywan lokują nawet w łazience. Ja po latach w Turcji zmieniłam swój anty-dywanowy pogląd o tyle, że w zimie faktycznie rozwijamy nasze dywany w mieszkaniu (w salonie i korytarzu), pozostałe podłogi mamy gołe cały rok, lub leżą na nich tylko małe wykładzinko-dywaniki. Jeśli ktokolwiek chodził po tureckich podłogach w mieszkaniach wie, że to zamiłowanie do dywanów ma prosty powód: podłogi są tutaj często wyłożone kaflami ceramicznymi lub marmurowymi, co daje cudowny efekt chłodzenia latem i… paskudny efekt chłodzenia w zimie. Nie zmienia to faktu, że istnieje milion rodzajów dywanów i wykładzin, i tak możemy położyć sobie na podłodze tzw. dywan letni lub dywan zimowy. Coraz modniejsze są też dywany o ascetycznych, prostych motywach, więc nie jesteśmy zmuszeni na tzw. tureckie wzory przetykane złotą nitką, o czym wspominałam we wpisie o designie mieszkań. Niemniej jednak i tak uchodzimy, jak wspomniałam, za dziwaków :)
H jak Halk, lud pracujący miast i wsi
Halk oznacza lud. Ni mniej, ni więcej. Nie, że społeczeństwo, nie że ludzie. To po prostu lud, lub przymiotnik: ludowy. Wszelkie masy społeczne wyższe i niższe. Słowo to w Turcji jest używane w codziennym, neutralnym sensie, typu „lud Stambułu” (czytaj: mieszkańcy Stambułu). Albo „ludzie gdzieś idą”, „impreza otwarta (dla ludu) – czyli bezpłatna. Są też „plaże ludowe” albo „banki ludowe”. Jak widać Turcy nie mają z tym problemu, u nas to słowo miewa różne skojarzenia, raczej nie używamy tego pojęcia w codziennym języku (czy używamy?).
Hep, Her, dwa małe słówka, dużo znaczeń
Mogę się w tłumaczeniu tych słówek zapętlić, bo nauczyłam się ich niejako intuicyjnie, dla Polaka ich znaczenie jest bardzo zbliżone.
Jednak są bardzo ważne w codziennej komunikacji po turecku, ponieważ z ich udziałem tworzy się wiele istotnych tworów. Hep oznacza całość, wszystko, np. hepsi burada (wszystko jest tutaj), albo ciągłość hep buradayim (wciąż jestem tutaj).
Z kolei her to każdy. Na przykład her şeyı (wszystko), her zaman (zawsze), her gün (codziennie), her ay (co miesiąc).
Hain, hiena perfidna
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o hienach. A jak! Z hienami w Turcji mam wiele do czynienia, pracując w turystycznej branży w Alanyi trudno się dziwić. Hiena jak to hiena, dużo tłumaczyć nie trzeba, śledzi każdy twój ruch, by zdobyć nad tobą przewagę. W turystyce hieny lubią nagminnie wykorzystywać cudze zdjęcia, treści (mało kto traktuje tu poważnie ich kradzież, przejmują się tylko naiwni obcokrajowcy, np. ja), albo pomysły. Zbierają wszystkie informacje o tobie, liczą, ilu turystów miała twoja ostatnia grupa wycieczkowa i za nic w świecie nie przyznają, że mają mniej (tylko więcej). Hieny potrafią nieźle napsuć krwi, i przez ich wredotę ma się ochotę rzucić turystykę i zająć wypasaniem owiec na tureckich halach albo sprzedawaniem simitów przy LC Waikiki.
Hayir – czyli nie, po prostu nie
Hayir [czytaj: hajyr] oznacza nie. Często jest mylone z „yok”, które znaczy „nie ma”, więc jest to jednak różnica. Ja sama początkowo używałam obu słówek zamiennie, dopóki nie pojęłam że jednak to dwie osobne sprawy :) Hayir związane jest z mową ciała. Kiedy myślę „hayir” niemal automatycznie unoszę brwi a mój język uderza w górne podniebienie. Ba, niekiedy wystarczy tylko ten dźwięk języka o podniebienie albo uniesienie głowy z dołu na górę, by stało się jasne, że słyszymy odmowę. O ile my używamy w tym momencie bardziej czegoś typu „eee” i kręcimy głową na boki, o tyle Turcy mają ułamek sekundy i jeden ruch z trzech do wyboru. Prosta sprawa.
Kiedyś mnie to denerwowało, odbierałam to jako niegrzeczny ruch, takie ignorowanie. Teraz widzę, że to po prostu nieodzowny element tureckiego języka ciała. Też niestety nadużywany przez obcokrajowców, którzy wydają te dźwięki z przesadą – są zbyt głośne, a gesty zbyt wylewne. Przetestujcie przed lustrem, powinno to być mimochodem, ledwo zauważalne. Ćwiczcie każdy gest osobno (osobno podnoszenie brwi, osobno podnoszenie głowy, osobno dźwięk języka), aby być w stanie używać ich zamiennie :)
H jak Hindistancevizi, a kokos to, wydawałoby się, międzynarodowe słowo!
Na koniec mam dla Was kokosa. Tylko że w Turcji nie ma tak prosto, bo zamiast dwóch sylab mamy, kurczę „hindistandżewizi”, o rany jego. Czyli dosłownie: orzech z Indii (Indie to Hindistan, a orzech ceviz). Kiedy nie mogłam zapamiętać tego słówka, próbowałam mówić po prostu „kokos”, i oczywiście mało kto wiedział o co mi chodzi, i że szukam np. kokosowych wiórków. Od jakiegoś czasu wiórki to moja codzienność (robię sobie z nich hipsterskie – też na H – wegańskie mleko), słówko to weszło więc do mojego codziennego arsenału.
Czekam kochani na Wasze komcie. Wiem, że pominęłam inne fajne tureckie słówka na H, ale obawiam się, że mogłabym tak pisać bez końca :)
8 komentarzy
Kiedys uzylem tego gestu zaprzeczenia do sprzedawcy ktory chcial mnie zasiagnac do swojego sklepu ( poniewaz mieszkalem 2 lata w Grecji zrobilem to automatycznie ), jakiez bylo moje zdziwienie jak uslyszalem za soba , ze nie mam prawa uzywac tego gestu bo to jest turecki znak odmowy i tylko Turcy moga tak robic.
Ha, ha! Dobre ;) Trafiłeś na jakiegoś nacjonalistę :)
Co do „huja” to naprawde pasuje do polskiego odpowiednika, bo „Ch” to tez cecha charakterum tyle, że konkretna:) Świetny wpis!
Ha ha, dokładnie. Tutaj z Polakami w Turcji często sobie robimy związane z tym słówkiem słowne żarty :) Dzięki! :)
Haha, te dywany są rzeczywiście w każdym pomieszczeniu. Dziwię się, że im nie pleśnieją w łazience czy kuchni :/
Wolę się nie zastanawiać nad tym :) :)
Ja bym dodała np. hamam :)
O, słusznie, zupełnie nie wpadłam na to. Może mnie tylko tłumaczyć jedynie to, że o hamamie pisałam w innych postach i podświadomie nie chciałam się powtarzać :-D
Comments are closed.