Dzisiaj poszłam na łatwiznę, bo zamiast pisania nagrałam dla Was znów odcinek bloga w formie głosowej. Podobnie jak w zeszłym tygodniu wracam do tematu nauki tureckiego. Nie jestem co prawda ekspertką w temacie języka, nie jestem też językoznawcą, ale uznaję, że doświadczenie, jakie dało mi uczenie się tureckiego w trybie ciągłym już od ponad dekady, mogę wykorzystać i trochę się powymądrzać na blogusiu. Jestem też ekspertką w temacie błędów – i tych językowych, i tych w nauce. Dużo ich popełniałam i nadal to robię.
Nic tylko nagrać o tym odcinek, ech, kocham życie blogerki :)
Jestem ciekawa Waszych opinii – proszę o komentarze zarówno na temat treści które przekazałam w nagraniu, jak i ogólnie tego jak Wam się moja gadanina podoba.
Tym razem starałam się mówić bardziej do rzeczy, iść według ustalonego planu i nie skakać po tematach jak z kwiatka na kwiatek. A propos, tematy kwiatkowe ograniczyłam do minimum :) Mam nadzieję, że dostrzeżecie progres.
Po tym odcinku robię sobie podcastową przerwę. Blogową też, ale o tym za chwilę.
Pod koniec przyszłego tygodnia wylatuję do Polski na Święta Wielkanocne. Tym razem czysto prywatnie, nie planuję żadnych spotkań blogowych, żadnych wystąpień, żadnych ważnych spraw, poza tymi naprawdę istotnymi (jak złożenie PITu za 2016 rok, ha, ha). Chciałabym spędzić ten czas z rodziną i przyjaciółmi i nacieszyć się nim na maksa. No i naładować baterie przed sezonem turystycznym. Zamawiajcie proszę wspaniałą pogodę w Poznaniu :)
W zeszłym roku wyłączyłam się z internetu na czas Świąt i bardzo to sobie chwaliłam. Dla kogoś, kto wszystkie zawodowe zajęcia, jak i te prywatne pasje realizuje dzięki internetowi, takie odłączenie na jakiś czas uznaję za niezbędny detoks podobnie jak regularne badania wzroku dla kierowców :)
To jest po prostu niezbędne, żeby móc działać po powrocie ze zdwojoną energią i by nie zapomnieć, że gdyby internet znikł kiedyś jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, to mamy do kogo i czego wracać :)
Tym razem chcę rozciągnąć ten czas offline na cały 10-dniowy pobyt w Polsce, i wchodzić do sieci tylko wtedy, kiedy naprawdę muszę. Dlatego też przed moim wyjazdem przygotuję Wam dwa zadania, co byście się nie nudzili pod moją nieobecność :)
Ale o tym wszystkim we wtorkowym wpisie.
A teraz posłuchaj odcinka (29 minut):
Podcast #3 Błędy, które popełniamy w nauce tureckiego (i każdego innego języka)
Poprzednie odcinki znajdziesz na moim profilu na Soundcloud tutaj.
Jeśli masz w telefonie program do podcastów, możesz zasubskrybować mój kanał i otrzymywać automatycznie nowe odcinki (a potem odsłuchiwać je online, lub pobierać na telefon jako plik mp3). Mój adres do wyszukania: http://feeds.feedburner.com/turturblog
5 komentarzy
Agata,to jest podcast o mnie, dosłownie! Cały! Mieszkałam w Turcji prawie 4 lata. Nauczyłam się tureckiego dokładnie w ten sam sposób w jaki Ty się bo nauczyłaś. Ja też po latach zrobiłam sobie test w Instytucie Yunus Emre i dowiedziałam się,że mój turecki jest na poziomie B2/C1. Z moim wówczas partnerem,teraz mężem też prawie od początku zamieszkalismy razem i w jakiś dziwny sposób przeszliśmy z angielskiego na turecki. Żeby było śmieszniej to ja mówię tureckim trochę jak z Muğli (mieszkałam w Marmaris), trochę jak z Aydın (skąd pochodzi rodzina męża) :) Co prawda nikt mi tego nie powiedział (jeszcze!),ale sama to czasem słyszę. A co do słówka, które przez lata używałam publicznie nie zdając sobie sprawy z tego, że się ośmieszam, to było to „sümük” :D Wyobraź sobie,kiedy będąc na próbie 30-osobowego chóru mówię do dyrygenta, który prosi mnie o przećwiczenie solo: hocam,ben biraz hastayım, sumuğum var :D Pozdrawiam Cię ciepło ze słonecznej Warszawy. Tutku ( znana Ci pewnie ze starego bloga)
No a ja się zastanawiałam gdzie Ty jesteś i co porabiasz :)
Mnie ten B2 trochę wkurzył, ale też to tylko test wyboru, który robiłam pijąc kapadockie wino :) Myślę, że gdybym podeszła do tematu bardziej na serio, to może miałabym lepszy wynik – ale i tak niski jak na tyle lat w Turcji :)
Witamy w klubie tureckich samouków ;)
Podcast bardzo ciekawy i prawdziwy w naszym podejściu do języka obcego. Dla mnie akurat akcent sprawia najwięcej problemów. Nie mam nawet pojęcia, z jakim akcentem mówię….. Mimo, że mój turecki jest zaif , jakoś nie boję się go używać, podczas kiedy ogromną blokadę mam w Londynie z angielskim. Ciągle „włącza” mi się turecki. Do tego stopnia, ze poszłam na kurs angielskiego, żeby wrócić do tego języka, no i teraz mylą mi się obydwa… Pani Agato, a gdzie znaleźć taki test tureckiego? Bardzo jestem ciekawa jak ten mój turecki obiektywnie wygląda?
Na stronie Lisana, lisan.eu :)
dziękuję bardzo.
Comments are closed.