Dzisiejszym wpisem z cyklu Tur-tur Projekt chciałabym otworzyć trochę inne niż zwykle tematy. Jak wiecie zazwyczaj publikuję rozmowy z mieszkającymi w Turcji Polakami. Jednak postanowiłam też wzbogacić zakres bohaterów o osoby mieszkające w Polsce, których przecież także jest sporo – i kryją się za nimi ciekawe tureckie historie.
Z Magdą ze szkoły językowej Lisan poznałyśmy się osobiście stosunkowo niedawno, podczas mojego ostatniego zimowego pobytu w Warszawie. Jednak od dawna już polecam jej szkołę językową znajomym zainteresowanym tajnikami tureckiego i śledzę to, co robi. Jak się okazało mamy też wspólnych znajomych; w końcu ten „turecki” światek nie należy do dużych :)
Postanowiłam zaprosić Magdę Yildirim na łamy Tur-tur, by opowiedziała o tym, jak uczy się Polaków tureckiego.
Magda, jesteś dyplomowanym filologiem – turkologiem. Dlaczego wybrałaś akurat język turecki?
Wybór języka tureckiego był dziełem przypadku, lub być może, działem kader, czyli przeznaczenia, w które Turcy tak silnie wierzą. Wszystko zaczęło się jeszcze w liceum. Czułam się zagubiona i zdezorientowana stojąc przez wyborem ścieżki kariery. Dzięki wcześniejszym doświadczeniom edukacyjnym i wielu podróżom zagranicznym wiedziałam, że lubię języki obce, doskonale odnajduję się i rozumiem odmienne kultury. Zaczęłam myśleć o kulturoznawstwie, rozważałam studia filologicznie, marzyłam o pracy w dyplomacji. W wakacje poprzedzające klasę maturalną wybrałam się z koleżanką na pierwszy samodzielny wyjazd. Wybór padł na stosunkowo tanią wówczas Turcję. Tam poznałam przyszłego męża. Nie była to absolutnie miłość od pierwszego wejrzenia, ani wakacyjna romantyczna znajomość. Poruszyła mną jednak tak bardzo, że stała się bodźcem do zainteresowania krajem, dała pomysł na studia. Turkologia na Wydziale Orientalistycznym stanowiła bowiem połączeniem kulturoznawstwa i językoznawstwa, szansą na pracę w przyszłości w dyplomacji.
Pamiętasz jakie wrażenie zrobił na Tobie ten kraj? Dokąd trafiłaś, co Cię najbardziej urzekło?
Los lubi płatać figle, bo miejsce, które później tak bardzo pokochałam, zrobiło na mnie koszmarne pierwsze wrażenie. Wyraźnie pamiętam uderzenie straszliwie wilgotnego, gorącego powietrza w momencie opuszczania terminala lotniska w Antalyi. Był sierpień, temperatura dochodząca do 50 stopni w słońcu. Czekałam z niecierpliwością na wieczór, który miał przynieść spadek temperatury i ulgę w nocy. Nie wiedziałam, że przy tej wilgotności powietrza różnice pomiędzy dniem i nocą są niewielkie. Kolejne wspomnienie pochodzi z autokaru, który wiózł nas do hotelu z lotniska. Przyklejona do szyby widziałam tylko wypaloną ziemię, wyschnięte palmy, kurz i pył. Miałam wrażenie, że wszędzie leżą śmieci, a otoczenie domów jest bardzo zaniedbane, niechlujne. Kolejną rzeczą, która zapadła mi w pamięci, to dziwne, niezrozumiałe dla mnie wówczas zachowanie obsługi w naszym skromnym, ekonomicznym hoteliku. Codziennie, niestrudzenie próbowali się z nami umówić, przy czym potrafili być w swych staraniach… bardzo wytrwali. Krótko mówiąc, myślałam, że są to moje pierwsze i ostatnie wakacje w Turcji, odliczałam dni do powrotu. Kilka negatywnych szczegółów przysłoniło mi wówczas prawdziwe oblicze Turcji.
Rozumiem, czyli jak to mówią „złe dobrego początki”… :)
Z tego co wiem, szkołę językową prowadzicie wspólnie z Twoim mężem. Skąd ten pomysł i dlaczego wybraliście na wspólne życie akurat Polskę, a nie Turcję?
Przez cały okres studiów byłam pewna, że wyjadę na stałe do Turcji. Z takim przekonanie wsiadłam do samolotu do Antalyi 3 dni po obronie pracy magisterskiej. Niestety Riwiera Turecka, na której mąż prowadził swoją firmę, cudzoziemcom oferował właściwie jedynie pracę w branży turystycznej, której, na przekór rodzicom hotelarzom, starałam się uniknąć. Zaczęłam pracę jak tłumacz freelancer. Nie dawało mi to jednak wystarczająco satysfakcji, nie stanowiło stałego, pewnego dochodu. Ponieważ praca męża, typowo dla tego regionu, była sezonowa, zimy spędzaliśmy w Polsce.
Wtedy też postanowiłam rozpocząć pracę jako lektor w jednej ze szkół językowych i to był strzał w dziesiątkę. Do pracy leciałam niczym na skrzydłach.
Rodzice, chcąc mnie zatrzymać w Polsce, namówili na rozpoczęcie doktoratu na Wydziale Orientalistycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Studia doktoranckie i praca jako wykładowcy języka tureckiego na turkologii upewniła mnie, ze powinnam rozwijać się w tym kierunku. Otworzyłam kursy języka tureckiego i małymi krokami, we współpracy z mężem, je doskonaliłam. Z czasem zaczęliśmy współpracować także z innym lektorami. Przed wiele lat mój mąż dzielił życie pomiędzy dwa kraje i dwie firmy. Dopiero po urodzeniu syna postanowił przenieść się do Polski na stałe.
Wspomnij początki szkoły. Turcja nie była jeszcze tak popularna jak teraz; nie było u nas tureckich seriali :) Kim byli pierwsi uczniowie? Trudno było rozkręcić kursy tak „niepopularnego” języka?
Gdy Lisan rozpoczynał działalność rzeczywiście turecki stanowił bardzo niszowy język. W Warszawie na ulicy nie sposób było się natknąć na osobą pochodzenia tureckiego, ani kupić jakiegokolwiek produktu z Turcji. Nie organizowano żadnych wydarzeń kulturalnych dotyczących Turcji. Tureckie seriale, filmy, literatura była w Polsce praktycznie nieznana. Mimo to garstka osób żywo interesowała się Turcją i chciała się uczyć tego języka.
Naszymi słuchaczami zostawały ambitne, otwarte, zorientowane na samorozwój osoby pomiędzy 30 a 40 rokiem życia. Uczyły się czysto hobbistycznie i odnosiły błyskawiczne sukcesy językowe. Bodźce, który popychały ich do wyboru tego języka były bardzo różne – od podróży turystycznych i studenckich po Turcji, przez zainteresowanie muzyką turecką, na polityce bliskowschodniej kończąc.
Brzmi pasjonująco!
Jak jest teraz? Kim są uczniowie, dlaczego uczą się tureckiego? Jakie są oczekiwania Polaków, którzy wybierają się na taki kurs?
Nadal większość słuchaczy Lisan stanowi wspomniana grupa. Rynek jednak wyraźnie się zmienia, bo przybywa w naszych szeregach osób uczących się z innych pobudek. I tak część osób podejmuje naukę języka z powodów zawodowych, część ze względu na małżeństwo z obywatelem/ką Turcji. Przybywa dzieci z polsko-tureckich rodzin, które nie znają lub znajdą w stopniu niewystarczającym język jednego z rodziców. Od około roku wiele osób rozpoczyna przygodę z tureckim właśnie dzięki fascynacji turecką kulturą wywołaną przez popularne obecnie seriale.
Wiem, że Wasza szkoła prężnie się rozwija. Opowiedz o tym trochę.
Lisan zaczynał swoją działalność w 2011 roku z zaledwie kilkoma słuchaczami w jednej, wynajmowanej na godziny sali konferencyjnej. W ciągu 6 lat działalności liczba Słuchaczy wzrosła 50-krotnie, nasze centrum z roku na rok rozbudowuje swoją powierzchnię, a oferta znacznie się powiększyła i zróżnicowała.
Jako jedni z pierwszych na rynku szkół językowych w Polsce wprowadziliśmy kursy grupowe online, w pełni funkcjonalnej wirtualnej klasie, z lektorem i grupą na żywo. W zeszłym roku stworzyliśmy intensywne kursy języka angielskiego i polskiego dla osób tureckojęzycznych pragnących podjąć studia w Polsce. Rozwijamy ofertę szkoleń kulturowych i językowych skierowanych do firm i instytucji. Naszymi klientami są korporacje międzynarodowe i ministerstwa.
Właśnie kończymy pracę nad metodą nauczania języka tureckiego najmłodszych i wkrótce rozpoczniemy kursy dla dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. We współpracy z Lingwistyczną Szkołą Wyższą w Warszawie przeprowadzamy egzaminy i wydajemy certyfikaty językowe.
Dla mnie osobiście podstawowym wyznacznikiem sukcesu nie była i nie jest stale zwiększająca się liczba słuchaczy. Istotnym jest fakt, że Lisan prowadzi kursy na wszystkich poziomach zaawansowania, od A1 do C2. Chociaż wydaje się to standardem, to w przypadku języków niszowych zdecydowana większość szkół jest w stanie zapewnić edukację grupową jedynie na kilku pierwszych poziomach zaawansowania. Celem, który mi przyświecał było stworzenie miejsca, które w kompleksowy, profesjonalny sposób mogłoby przeprowadzić słuchaczy przez cały proces nauki, aż do uzyskania pełnej biegłości językowej.
To bardzo istotne co mówisz. Faktycznie ja sama spotkałam się z tym, że trudno znaleźć grupy nauki tureckiego na wyższych poziomach. Tutaj w Alanyi zresztą także jest z tym problem…
Jaki macie w szkole system nauczania? Więcej ćwiczeń gramatycznych, czy raczej konwersacje?
Staramy się, aby Lisan był miejscem elitarnym, a więc nie nastawionym na ilość, a jakość. Intensywnie szkolimy się w dziedzinie coachingu językowego i neurodydaktyki, czyli nauczania technikami stworzonymi w oparciu o wyniki badań nad funkcjonowaniem ludzkiego mózgu. Opracowaliśmy metodę dualną, którą przez cały czas doskonalimy.
Edukacja w Lisan odchodzi od przestarzałego, pruskiego systemu edukacji opartego na musztrze wojskowej, stanowiącego podstawę system edukacji w Polsce (i niestety wielu miejscach na świecie). Zachwyceni jesteśmy systemem fińskim i ideą nauczyciela, jako coacha językowego, czyli kogoś pomiędzy psychologiem, przewodnikiem a mentorem, osoby dalekiej od egzekwująco – karającej postawy nauczycielskiej znanej nam z realiów szkolnych.
Nasi uczniowie pracują w systemie warsztatowym, w pełni aktywnie. To do nich należy 80% czasu na zajęciach. Lektor jedynie (albo aż) wspiera ich i zachęca do poszukiwania wiedzy. Na zajęciach wykorzystujemy TIK (technologie informacyjno-komunikacyjne), metodę odwróconej klasy. Zaskakujemy i bawimy. Nie chcemy być miejscem służącym jedynie nauce języka, a ogólnemu rozwojowi we wszystkich dziedzinach, okazją do otworzenia się na inną kulturę, cennych spotkań towarzyskich i sposobem na pozbycie się stresu dnia codziennego.
Najwspanialsze w prowadzeniu Lisan jest to, że robimy coś, co absolutnie kochamy, co jest naszą pasją. Dzięki temu miejscu mamy okazję poznać wspaniałych ludzi i zyskać prawdziwych przyjaciół.
Robi wrażenie! Gratuluję osiągnięć i podejścia! Takich pasjonatów jak Wy jest niewielu. Powiedz Magda, gdyby ktoś z Czytelników wahał się czy w ogóle jest sens uczyć się tureckiego, jak byś go przekonała? Jakie są możliwości dla tureckojęzycznych Polaków? Czy ten język ma… „przyszłość?”
Gdybyś zadała mi to pytania 15 lat temu, moja odpowiedź byłaby zupełnie inna. Może zacznijmy od tego, co kryje się za „sensem”. Moim zdaniem uczenie się wszystkiego ma sens – rozwijamy się, poszerzamy horyzonty, ćwiczymy swój mózg, stajemy się, w moim przekonaniu, lepsi. Ile języków znamy, tyle mamy osobowości, w tylu „światach” żyjemy, i to jest w tym najwspanialsze.
Naturalnie dla wielu z nas sens robienia czegoś wyznaczają potencjalne korzyści, przede wszystkim finansowe. Nie uważam absolutnie, aby była to postawa zła, raczej pragmatyczna. Gry rozpoczęłam turkologię, wszyscy moi znajomi pukali się w czoło, gdy dowiadywali się, co studiuję. Jedynym pytaniem było: a co Ty po tym będziesz robić?
Jako kulturoznawca dobrze znam to pytanie… :)
Także wykładowcy z wydziału byli w dużej mierze przekonani, że kształcą… bezrobotnych. Rynek jednak spłatał figla i w niezwykle dynamiczny sposób zaczął się zmieniać. Znajomość tureckiego w ostatnich 5 latach stała się bardzo pożądaną umiejętnością na rynku pracy. Nie tylko małe i średnie przedsiębiorstwa, ale przede wszystkim koncerny międzynarodowe poszukują pracowników z dobrą znajomością tureckiego. Praktycznie jedynym wymogiem jest wtedy, poza językiem, ukończenie dowolnych studiów wyższych i podstawowa znajomość obsługi komputera. Jeszcze w tym tygodniu prowadziliśmy szkolenie kulturowe dla giganta odzieżowego ze Szwecji, który zatrudnił w marcu prawie 30 nowych pracowników władających tym językiem. Turecki staje się karta przetargową, z której warto skorzystać.
Zgadzam się i popieram! Magda, czy namówię Twojego męża na krótką wypowiedź?
Sinan, jak żyje Ci się w Polsce? Co sprawia trudności, a co jest pozytywne i przyjemne?
Sinan [vel Król Herbaty :) ]: Praktycznie przez całe moje życie nie dopuszczałem do siebie myśli, by mógłbym żyć poza Turcją :-) Polska początkowo stanowiła jedynie cel wakacyjnych wyjazdów i okazji do spotkań z rodziną żony. Spędzałem tu wspaniały czas, jednak z przyjemnością wracałem do Turcji. Dopiero powstanie i rozwój Lisan, odkrycie w sobie zamiłowania pedagogicznego sprawiło, że zacząłem patrzeć na Polskę innym okiem. Obecnie moje życie w Polsce, w porównaniu z życiem w Turcji, jest o wiele spokojniejsze i uporządkowane. Mam wrażenie, że Turcy żyją bardziej spontanicznie, zdecydowanie mniej planują. Na początku przyzwyczajenie się do odmiennego podejścia nie było łatwe, jednak po pewnym czasie zaakceptowałem je i polubiłem.
Moim zdaniem Polacy są bardzo sympatycznymi, otwartymi ludźmi. Osobiście nigdy nie spotkałem się z wrogimi czy niegrzecznymi zachowaniem w stosunku do cudzoziemców. Co więcej, stwierdzam, że cudzoziemcom żyje się w Polsce łatwiej i ciekawiej, niż Polakom. Właściwie nie mogę powiedzieć niczego negatywnego. Jedyne, co zauważam, to niższy, w porównaniu do Turcji, poziom obsługi klienta w usługach, a szczególnie w gastronomii. Być może wynika to po prostu z innego podejścia i odmiennych przyzwyczajeń kulinarnych.
Biegle mówisz po polsku? ;)
Cóż, to naprawdę trudny i skomplikowany język. Wymowa, gramatyka i obca Turkom struktura nastręcza wielu trudności. Przyznaję, że to moja pięta achillesowa i prawdopodobnie jedyna rzecz, do której w Polsce nie mogą się przyzwyczaić. ;-)
Magda, powiedz na koniec jak wygląda Wasza codzienność? Wasz dom jest bardziej polski czy turecki, a może „pół na pół”? Parzycie turecki çay, pogryzacie baklavę? ;)
Nasza codzienność jest bardzo multi-kulti. Jeśli chodzi o kulinaria, to owszem, w domu jadamy praktycznie tureckie dania. Raz, że bardzo je lubimy, dwa, że dania przygotowane przeze mnie nie są jadalne :-D Dla dobra swojego i dziecka gotuje mąż, który jest prawdziwym mistrzem kuchni tureckiej.
Turecki çay to jedyna rzecz na świecie, z której mąż nie mógłby zrezygnować. Parzymy więc w domu, natychmiast po przebudzeniu, parzymy w pracy w każdej z sal osobno. Pijemy go cały czas i zarażamy swoim uzależnieniem naszych Słuchaczy.
Poza tym żyjemy prawdopodobnie zupełnie normalnie. Czytamy książki i oglądamy filmy w obu językach. 2,5 letni syn już płynnie mówi i po polsku, i po turecku. Staramy się, przynajmniej symbolicznie, obchodzić tureckie święta, ale mamy także choinkę na Boże Narodzenie, a mąż przebiera się za Mikołaja dla dzieci sąsiadów. Zawsze robi na nich wielkie wrażenie jako ten oryginalny Święty, bo przecież mówi takim dziwnym językiem :-)
6 komentarzy
ale fajny wywiad!!! jakie to szczescie jest spotykac takie ciekawe osoby jak MagdaY.No ja tez jestem szczeciara ze spotkalam ciebie Agatko a to wszystko przez wakacje w Turcji I te semity i absolutnie fenomenalna turecka kuchnie i ten jezyk do niczego niepodobny i przez to taki fascynujacy….
Ciekawy wywiad z ciekawymi ludzmi:) A barek herbaciany super,zwlaszcza ten nowoczesny podwojny „czajnik”:).
Super wywiad i super ludzie! Zgadzam się też, że u nas obsługa w gastronomii jest bardzo niska. Polacy powinni nauczyć się czegoś od Turków.
o dawna marzy mi się kurs tureckiego w Lisanie! Może w końcu się zdecyduję, bo nauka w domu to nie to samo :)
Kilka dni temu kupiłam sobie książkę Magdy: Życie codzienne w Stambule. Jeszcze bardziej chce tam pojechać. W ogóle wyjazd do Stambułu to moje największe marzenie, a teraz jeszcze wstawiasz zdjęcia z tego miasta i już totalnie oszalałam :))))
pozdrawiam!
To oszalejesz jak wrzucę filmik! :)
Świetny, ciekawy wywiad! Gratulacje dla Magdy!
Comments are closed.