Dzisiaj na kolejny blogowy wpis z cyklu Tureckie rozmowy. Zapraszam do niego osoby, które opowiadają ciekawe historie o Turcji lub o turecko-polskich powiązaniach. Wszystkie rozmowy z cyklu znajdziecie tutaj.
Naszym gościem jest Magdalena Kumelska-Koniecko, która spędziła trzy miesiące w Turcji w celach naukowych. O ile Turcja wśród studentów jest bardzo popularnym kierunkiem, o tyle dużo mniej mówi się o innego rodzaju projektach dla osób, które magisterkę mają już dawno za sobą. Pomyślałam więc, że warto zaprosić ją na bloga żeby opowiedziała o swojej “tureckiej” przygodzie uniwersyteckiej.
Witaj na blogu Magda. Powiedz nam, kim jesteś i czym się zajmujesz?
Dr Magdalena Kumelska-Koniecko: Mam na imię Magdalena, ale wolę jak mówi się do mnie Magda, noszę podwójne nazwisko – Kumelska-Koniecko, ponieważ zawsze wiedziałam, że jak wyjdę za mąż, to nie zrezygnuję ze swojej tożsamości, a nazwisko jest dla mnie jej składową. W 2012 roku obroniłam (z wyróżnieniem ;) doktorat na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim, z którym jestem zawodowo związana do dnia dzisiejszego. Z zawodu jestem doktorem nauk humanistycznych a specjalizuję się w amerykanistyce; napisałam kilkanaście artykułów naukowych oraz monografię autorską, z której jestem cholernie dumna, bo to kawał przyzwoitej pracy badawczej.
Turcję przed zajęciem się nią naukowo, znałam turystycznie – byłam lata temu w Oludeniz, Marmaris, Pamukkale itp.
Mój ostatni pobyt o którym będziemy dzisiaj mówić odbył się od września do grudnia 2019 i był stricte naukowo-badawczy (choć udało mi się także pozwiedzać). Dedykowany był zebraniu materiału badawczego na potrzeby habilitacji, jak również służył udoskonaleniu umiejętności dydaktycznych – prowadziłam zajęcia z Międzynarodowych Stosunków Politycznych oraz częściowo z Bezpieczeństwa Ekologicznego dla studentów kierunku stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Uludağ w Bursie. Staż trwał 3 miesiące i była to wspaniała przygoda. Szczerze powiem, że Turcja a przede wszystkim ludzie, których tam poznałam skradli moje serce.
Czyli wcześniej byłaś w Turcji turystycznie z biurem podróży?
W Turcji po raz pierwszy byłam w wakacje 2002 roku, organizowane przez biuro podróży. Mieszkaliśmy w Ölüdeniz w niedużym hotelu „Katre” (ciekawe czy jeszcze istnieje? ;) z przepięknym ogrodem. Wyjazd był typowo turystyczny, ale nie spędziliśmy dwóch tygodni na plaży, tylko organizowaliśmy sobie wycieczki, głównie za pośrednictwem biura, ale też sami. Udało nam się odwiedzić – Hierapolis, Pamukkale, Kayaköy (zwane ponoć miastem duchów), Fethiye, Marmaris, Tlos, i wąwóz Saklıkent, który zrobił na mnie największe wrażenie. Wówczas zachwyciło mnie tureckie jedzenie, które stało się silnym konkurentem włoskiego. Wtedy po raz pierwszy spróbowałam czym jest naprawdę papryczka chili, tego się nie zapomina ;)
Czy tamten pobyt i fascynacja Turcją miały wpływ na Twoje wybory naukowe? ;)
Nie, ten wyjazd nie miał żadnego przełożenia na mój kierunek badawczy. Najbardziej do naukowego odkrywania Turcji przyczynili się moi tureccy studenci z Programu Erasmus oraz profesor Ferhat Pirinççi, który był w moim Instytucie w roli visiting professor. Oczywiście oni rozbudzili moją ciekawość badawczą, ale muszę podkreślić, że w polskich badaniach naukowych ten kierunek jest słabo rozwinięty i mam nadzieję tę niszę wypełnić.
Powiedz nam zatem jak doszło do Twojego wyjazdu do Turcji na staż badawczy? W jaki sposób takie wyjazdy się organizuje? Czy Twoja uczelnia współpracuje z uniwersytetem Uludağ?
Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie od dłuższego czasu współpracuje z Uniwersytetem Uludağ w ramach Programu Erasmus zarówno przy wymianie studentów jak i nauczycieli akademickich. Mój pobyt na Uniwersytecie Uludağ, dokładnie w Departamencie Stosunków Międzynarodowych, był natomiast realizowany w ramach „Programu Rozwojowego Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie” Zadanie 16. „Realizacja programów stażowych dla pracowników naukowo – dydaktycznych UWM w Olsztynie”. Miał on charakter naukowo-badawczy, co oznacza, że zarówno prowadziłam zajęcia dydaktyczne, jak również realizowałam badanie w zakresie specyfiki relacji amerykańsko-tureckich od 2003 do 2018 roku.
To bardzo ciekawe. W jakim języku prowadziłaś zajęcia? Jak reagowali na Ciebie studenci?
Zajęcia prowadziłam w języku angielskim, jest to o tyle możliwe, że część zajęć dydaktycznych na kierunku stosunki międzynarodowe ma w programie kształcenia przedmioty właśnie w tym języku.
Studenci byli początkowo zaskoczeni moją obecnością, dziwili się, że chciałam przyjechać właśnie do Turcji i zajmować się nią badawczo, później ich zdziwienie przerodziło się w pewnego rodzaju wdzięczność, że jestem w ich kraju i mogę go poznawać empirycznie, a nie poprzez medialny (ich zdaniem często spłaszczony) przekaz. Byli niezwykle ciekawi moich odczuć odnośnie Turcji. Mam wrażenie, że tureccy studenci są dużo bardziej zainteresowani otaczającym ich światem, może to kwestia położenia geopolitycznego, a może oni studiują tak naprawdę.
Pozostając przy językach… świat uniwersytecki jak słusznie mówisz jest często anglojęzyczny ale… czy może nauczyłaś się tureckiego chociaż trochę podczas pobytu? ;)
Tak, podłapałam trochę tureckiego, głównie dzięki osobom które tam poznałam, zaczynając od tego jak zamówić kawę, poprzez “chciałabym tu wysiąść” (uwielbiałam podróże minibusami), a na przekleństwach skończywszy ;).
Jak wyglądał Twój staż w praktyce? Co sprawiało ci problem w nauczaniu, a co było łatwe? Jak odbierasz tureckich studentów – czym się różnią od polskich?
Zajęcia dydaktyczna prowadziłam dwa razy w tygodniu dla trzech grup ćwiczeniowych. Będąc całkowicie szczera nie miałam większych problemów w ich prowadzeniu, ponieważ zauważyłam, że polscy i tureccy akademicy posługują się podobną metodyką i używamy analogicznych narzędzi. Oczywiście, początkowo miałam tremę, zupełnie jakbym wchodziła na salę wykładową po raz pierwszy w życiu, ale odbiór był na tyle pozytywny, że szybko o niej zapomniałam i po prostu uczyłam, tylko w innym języku.
Wydaje mi się, że podstawową różnicą, tak bardzo widoczną, niemal namacalną, między polskim a tureckim studentem/ką jest ich ogromny szacunek do nauczyciela. Ta turecka hierarchiczność w relacjach jest tym co w Polsce zdaje się zanikać, co uważam za szkodliwe. Byłam czasem wzruszona, gdy po zajęciach ktoś podchodził, dopytywał o różne konteksty danego tematu, a później dziękował za przeprowadzone ćwiczenia, za moją obecność. Z przykrością stwierdzam, że w Polsce rzadko spotykam się z tego typu sytuacjami, o ile w ogóle.
Twoja praca doktorska dotyczyła polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych. Wspominałaś w naszej rozmowie przed wywiadem, że w habilitacji zajmujesz się relacjami USA i Turcji. Możesz w paru słowach powiedzieć coś o nich? Wiem, że to niełatwe, ale jestem pewna, że wielu Czytelników bloga jest tym zainteresowanych.
Moja rozprawa doktorska poświęcona była globalnym implikacjom polityki zagranicznej George W. Busha. Był to wyjątkowy okres w historii Stanów Zjednoczonych, bowiem po raz pierwszy od wojny w Wietnamie, która nadal ciąży nad amerykańskim społeczeństwem (vide syndrom Wietnamu), USA zaangażowało się w dwie wojny – Afganistan, Irak – walcząc z międzynarodowym terroryzmem, który nie posiada granic, wyraźnej struktury, i jest niezwykle trudny do wyeliminowania. Bliski Wschód był kluczowym obszarem w strategii bezpieczeństwa Busha, która przyczyniła się do zmiany układu sił w regionie i wykreowania nowych-starych zagrożeń, możemy śmiało powiedzieć, że tzw. Państwo Islamskie (Daesh) jest skutkiem amerykańskiej gry na Bliskim Wschodzie.
Aktualnie pracuję nad monografią, która będzie częścią mojego dorobku habilitacyjnego, a dotyczyć ona będzie właśnie relacji amerykańsko-tureckich kształtujących się po ataku Stanów Zjednoczonych na Irak w marcu 2003 roku. Nie wiem który kontekst omówić, te relacje są wielopoziomowe, czy chcesz żebym bardziej odwołała się do współczesnych kontrowersji?
Domyślam się, że to bardzo złożone. Czy miałabyś ochotę podzielić się z Czytelnikami choćby drobnym fragmentem Twojej wiedzy dotyczącej Turcji i jej stosunków z USA?
Turcja przez cały okres zimnej wojny była wiernym sojusznikiem Zachodu w jego konfrontacji z komunistycznym Wschodem. Gdy dezintegracji uległ system dwubiegunowy, Turcja w tych nowych warunkach geopolitycznych musiała ponownie określić swoje interesy, cele oraz dobrać odpowiednie narzędzia. Jej zdecydowanie bardziej asertywne zachowanie na arenie międzynarodowej nie zawsze było spójne z interesami USA na Bliskim Wschodzie i to powodowało (nadal powoduje) rozdźwięk np. zakup uzbrojenia od Federacji Rosyjskiej.
W Turcji też dostrzegalne jest obecnie rozczarowanie sojuszem z USA, które lawirują między Ankarą a Kurdami, wspierają YPG (Kurdyjska milicja) co dla Turcji jest nie do przyjęcia, wspierają Izrael kosztem Palestyny, której sprawa jest dla Ankary szczególnie wrażliwa. Co więcej, Waszyngton atakując Irak w 2003 roku dokonał jego destabilizacji, przyczynił się pośrednio do powstania Daesh (tzw. Państwo Islamskie), co negatywnie odbiło się na tureckim bezpieczeństwie. To wszystko wywołuje między państwami napięcie, ale też niejako odpycha Turcję od Zachodu i to nie jest dla nas – cywilizacji zachodniej – dobra wiadomość.
Wróćmy do Twojego pobytu w Bursie. Jak wyglądało Twoje codzienne życie? Miałaś swoje rutyny, zwyczaje? Podziel się z nami wspomnieniami.
Przez okres stażu mieszkałam w małej miejscowości Görükle, położonej w bezpośrednim sąsiedztwie Uniwersytetu Uludağ, która swoją drogę ma ciekawą historię z uwagi na greckie osadnictwo w okresie Imperium Osmańskiego i późniejszą przymusową relokację, po zakończeniu I wojny światowej. Miałam do swojej dyspozycji mieszkanie znajdujące się w budynku, w którym większość wynajmujących to studenci. Görükle miało dla mnie klimat wakacyjnej miejscowości, gdzie przy głównej ulicy, oczywiście imienia Atatürka, koncentruje się całe życie mieszkańców.
Od razu bardzo polubiłam lokalność tam panującą. Miałam tam swoje miejsca: sklep Onur, w którym zawsze kupowałam produkty u mojej “koleżanki”, wymieniając drobne uprzejmości w tzw. turecko-angielskim; kawiarnię, gdzie po pewnym czasie wiedzieli, że ta Polka zawsze życzy sobie białą kawę, nie w plastikowym kubku; kebab, w którym Özgün uczył mnie pojedynczych tureckich słówek i wiedział, że dla mnie to pół porcji i nieostre; wtorkowy rynek, który zawsze zaskakiwał mnie ferią barw; pub gdzie przychodziłem na duży Efez posłuchać Mutlu Atalaya. Polubiłam Görükle, choć nie mogłam zaakceptować wszechobecnej bezdomności zwierząt, desperacko szukających kontaktu z człowiekiem i pochwały palenia papierosów, co dla osoby niepalącej było utrapieniem.
Mój pobyt w zasadzie koncentrował się wokół aktywności akademickiej, we wtorki i środy prowadziłam lub współprowadziłam zajęcia dydaktyczne. Przemycałam na nie moje obserwacje dotyczące sytuacji w Turcji m.in. w kontekście edukacji ekologicznej czy bezdomności zwierząt, których ilości mnie osobiście bardzo martwiły. Na początku studenci traktowali to z przymrużeniem oka, jednak pokazując im tzw. twarde dane, jak człowiek degraduje środowisko naturalne i że warunkuje to zagrożenia bezpieczeństwa państwa miałam wrażenie, że część została przekonanych. W inne dni robiłam research przeszukując bazy naukowe, do których Uniwersytet Uludağ ma bezpłatny dostęp, co było bardzo dogodne. Przeprowadzałam też szereg wywiadów z badaczami Departamentu Stosunków Międzynarodowych dotyczących moich badań, dzięki czemu mogłam skonfrontować kilka kwestii, które postrzegane są głównie w ujęciu zachodnio-centrycznym.
Jak wyglądała organizacja zajęć na uczelni? Jak porównujesz ją z polskimi realiami?
Polscy i tureccy nauczyciele akademiccy posługują się podobną metodologią badawczą. Różnicą jest międzynarodowość grup studentów. W mojej byli Palestyńczycy, Południowa Koreanka, Anglik, Turkmenka, Syryjczyk, Arab, co jest ważnym czynnikiem zwiększającym tolerancję, rozwijającym ciekawość różnorodności kulturowo-cywilizacyjnej, łamiącym mity i stereotypy międzynarodowe. To szczególnie ważne dziś, bowiem żyjemy w czasach upadających demokracji, budzenia się chorych nacjonalizmów, co jest bardzo niebezpiecznym zjawiskiem, któremu powinniśmy się przeciwstawiać.
Sami studenci początkowo wydali mi się dość nieśmiali, zwłaszcza gdy próbowałam wciągnąć ich w dyskusję, otwierali się z czasem, chyba musieli mi zaufać albo zwyczajnie się przełamać. Często nie rozumieli mojej troski o los zwierząt, podczas gdy mają tyle innych – jak mówili – problemów, m.in. 4 mln imigrantów, od których – także ich zdaniem – Europa się odwróciła. To mnie sprowadzało na ziemię, ale zawsze im powtarzałam, że nie da się rozwiązać jednego problemu i następnie mierzyć się z innym, trzeba niekiedy robić to równocześnie.
Jak podobała Ci się sama Bursa? To była zima, może miałaś okazję być tam na nartach? W końcu znana jest z kurortu narciarskiego Uludağ. A jeśli nie, powiedz, co Ci się tam podobało, co Cię denerwowało, co najczęściej jadłaś (może iskender kebab? ;)
Bursa w porównaniu do innych tureckich miast i metropolii które udało mi się zobaczyć jest bardzo konserwatywna, pewnie dlatego Partia AKP ma tam tak wysokie poparcie. Bardzo podobała mi się historyczna część miasta ze wzgórzem Tophane, meczetem Ulu Cami, jedwabym bazarem (Koza Han) oraz wpisanymi na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego – Muradiye Kulliyesi. Ale ja kocham przyrodę i dlatego najlepiej czułam się w Ogrodzie Botanicznym, pod koroną 610-letniego drzewa Inkayacinari, czy w górach Uludağ.
Jednym z ważniejszych dla mnie doświadczeń było uczestnictwo w obchodach Święta Republiki przypadającego na 29 października. To było tak radosne świętowanie dumnego narodu tureckiego, gdzie całe społeczeństwo od maleńkich dzieci w wózkach po staruszków opierających się o laski maszeruje, ciesząc się i dobrze życząc swojemu państwu. Chciałabym, żeby 11 listopada w Polsce miał podobny przebieg.
Jadłam dużo warzyw i owoców, cudowne dżemy z fig, sery, chałwę z pistacjami, kawę Mehmet Efendi, którą muszę teraz zamawiać przez Internet bo żadna inna mi nie smakuje ;) kebab też był w moim menu (ale tylko mięso z kurczaka), zawsze wspaniale doprawione. Iskendera także spróbowałam, ale baranina jest specyficznym mięsem.
Na pewno tym wobec czego nie mogłam przejść obojętnie jest bezdomność zwierząt – psów i kotów – w Turcji, coś czego na taką skalę nigdzie na świecie nie widziałam. Wszechobecny plastik, zwłaszcza w sklepach spożywczych to druga kwestia, która bardzo mi ciążyła. Nieracjonalne używanie wody, choćby po to, aby polewać ulice, podczas gdy ziemia coraz bardziej wysycha. Ekologiczne podejście do codziennego życia jest jeszcze przed Turkami w moim odczuciu.
To prawda, zgadzam się z tematem ekologii. Z kolei co do zwierząt, cóż… W Turcji trochę inaczej podchodzi się do tej, jak mówisz, “bezdomności” zwierząt. Tu po prostu inaczej ten temat się rozumie, a często i bardzo o zwierzęta dba. O zwierzętach już kiedyś pisałam na blogu (link).
Wróćmy jednak do Twojego pobytu. Piszesz że udało Ci się pozwiedzać. Gdzie byłaś, co robiłaś, czym podróżowałaś?
Udało mi się całkiem dokładnie zwiedzić europejską część Stambułu, na azjatycką mam nadzieję przyjdzie jeszcze pora, co więcej skupiłam się na samej Bursie i jej okolicy organizując sobie takie lokalne wycieczki do m.in.: Cumalikizik, Mudanya. Spełniłam swoje marzenie i pojechałam autobusem do Kapadocji, zajęło to tylko 12 godzin, ale było genialnie i w Göreme, i w podróży.
Po spędzeniu 3 miesięcy w Turcji stałam się „psychofanką” minibusów (czego moi tureccy znajomi nie są w stanie zrozumieć). Ale już spieszę wytłumaczyć – minibusy zatrzymują się gdzie chcesz i kiedy chcesz, bez względu czy jest to rondo, skrzyżowanie, czy inne niedozwolone w przepisach polskiego ruchu drogowego miejsce. Kierowcy minibusów są bardzo uprzejmi, pewnie dlatego, że śmieją się z twoich prób przeczytania po turecku dwóch pojedynczo złożonych zdań z telefonu, zawsze płacisz gotówką, którą podajesz przez współpasażerów kierowcy, on wydaje resztę, a ta niczym bumerang wraca przez towarzyszy podróży do ciebie. Należy także wspomnieć o osobie, która zarządza systemem transportowym, ja go roboczo nazwałam „naganiaczem”, który wskaże ci konkretny minibus, odpowie jeśli umiesz zapytać (i zrozumiesz) i niczym rasowy aukcjoner wymieni kierunki minibusów, za pomocą policyjnego gwizdka zatrzyma ruch drogowy, coś pięknego.
Dzielę z Tobą tą fascynację. Minibusy są wspaniałe ;) Domyślam się, że chcesz jeszcze wrócić do Turcji. Gdyby to było możliwe, dokąd byś wróciła i co chciała zrobić?
Chciałabym wrócić, to pewne. Po spędzeniu w Turcji trzech miesięcy stała mi się ona bardzo bliska, czego zupełnie się nie spodziewałam. Wkradła się w mnie bardzo mocno. Myślę o powrocie i naukowym, bo badania nie zostały zamknięte, i prywatnym. Jeśli mi się to uda to znów, mam nadzieję, zamieszkam w moim Görükle, minibusem będę dojeżdżać na Uniwersytet, a w wolnych chwilach planować wyjazdy. Na mojej liście jest Efez, Izmir, Ankara, Çanakkale, i ponownie Kapadocja.