Tak, dokładnie tak jak w tytule. Dzisiaj przed Wami wyjątkowy wpis. Przyznam, że dawno nic tak mną nie poruszyło jak jego opracowywanie. Nie będzie przesadą jeśli powiem, że kompletując pozytywne polsko-tureckie historie miłosne szczerzyłam się do komputera i podśmiechiwałam do samej siebie. Na pohybel wszystkim zazdrośnikom, zawistnikom, na złość stereotypom, które wszyscy jakże dobrze znamy wpadłam niedawno na pomysł, by zebrać historie wieloletnich, udanych związków polsko-tureckich.
Nie czytamy o nich w prasie ani internecie, nie oglądamy w telewizji. Raczej docierają do nas historie o „Turku zazdrośniku”, „nieszczęśliwej miłości”, „muzułmanach poligamistach”, „przemocy domowej” i „ucieczce z dziećmi od męża”. Jeśli ktoś – odwrotnie – powie, że w swoim związku jest szczęśliwy, od razu trafia na grad komentarzy: „Ciekawe jak długo. Zobaczymy co będzie po ślubie. Poczekajcie, aż urodzą Wam się dzieci.” Najciekawsze, że osoby wypowiadające te dość krzywdzące opinie zazwyczaj nie mają zielonego pojęcia o związkach mieszanych. Często nigdy nie były nawet w Turcji. Ale… one wiedzą lepiej, prawda? ;)
Nie mówię, że przykrych i negatywnych przykładów nie ma. Jest bez liku. Ale to przecież tak, jakby na podstawie historii o Polakach-alkoholikach, Polakach-poligamistach, Polakach-damskich bokserach, wnioskować, że kolejny, przez nas wybrany na życiowego partnera Polak będzie taki sam. Gdyby tak było, wszyscy – ze strachu przed rozczarowaniem – żylibyśmy w pojedynkę :)
Ja sama miałam trochę szczęścia (i trochę rozumu). Zaczęłam się interesować Turcją jeszcze zanim poznałam Króla Pomarańczy, i miałam okazję być „ambasadorką” tego kraju i blogować o Turcji jeszcze nie mając tureckiego partnera z prawdziwego zdarzenia, jedynie randkując z jakimiś śmiesznymi typkami (czytaj: zbierając materiały do mojego przyszłego bestsellera, który opublikuję przed czterdziestką). Kiedy więc przyszło co do czego nikt z mojego otoczenia nie śmiał nawet komentować, wiedząc, że moja wiedza o Turcji i Turkach wystarcza do tego, by dokonać właściwych decyzji. Tak przynajmniej mi się wydaje, bo jak dotąd ani jedna osoba nie pisnęła nawet słówka na temat wyboru tureckiego partnera i nie komentowała nigdy faktu, że związałam się z K.P. Nie zmieniło się to tym bardziej po tym, kiedy osobiście go poznali. Ale więcej o mnie… na końcu :)
Wiem jednak, że nie każda osoba w mieszanym związku miała tak komfortową sytuację.
Dlatego też zapraszam Was na wspaniały, zróżnicowany i podnoszący na duchu zbiór historii miłosnych, które opowiedziały mi różne żyjące w polsko-tureckich związkach osoby. Celowo wybrałam pary, które są ze sobą minimum 7 lat. Z własnego doświadczenia widzę, że to troszkę taki „krytyczny okres”, czas przełomu, ostatecznego docierania się. Łatwo być w sobie zakochanym rok, dwa lata, nawet i pięć lat. Łatwo kochać się na odległość. Ale im dalej w las i dalej w codzienność tym… więcej sytuacji i problemów, kiedy mamy już do czynienia ze zwykłą związkową rutyną. Do tego dochodzą nieobecne w parach jednokulturowych wątpliwości: gdzie mieszkać? W jakim kraju zostać na stałe? Gdzie wychowywać dzieci? Turcja? Polska? A może zupełnie inny kraj?
Pozytywne polsko-tureckie historie miłosne
Agnieszka Yıldız, 12 lat razem
Ja, skromna studentka teologii planująca swój ślub z obecnym teraz księdzem pracowałam w kebabie, i tam go zobaczyłam. Był wtedy w Polsce od pół roku. Może to banalnie zabrzmi, ale to była miłość od pierwszego wejrzenia. Były wzloty i upadki, łzy i uśmiech na twarzy, smutek, żal i radość i nawet rozczarowanie. Była zdrada i depresja, ale wszystko przetrwaliśmy. Teraz mija 10 lat po ślubie, mamy dwie wspaniałe córki (Derya i Damla) i kota Oreo. Mamy własną firmę i od niedawna własny dom. Mieszkamy w Polsce, jesteśmy szczęśliwi i zakochani.
Aleksandra, 8 lat razem
W związku małżeńskim jesteśmy od 8 lat. Mamy synka Jana. Przez 6 lat mieszkaliśmy w Stambule, a od roku jesteśmy w Kolonii. Poznaliśmy się w Londynie, w szkole językowej w roku 2009. Niestety po paru miesiącach Osman musiał wracać do Turcji odbyć slużbę wojskową na 6 miesięcy. Po tym okresie przeprowadziłam się z UK do Stambułu. Pod koniec roku wzięliśmy ślub a w grudniu 2010 urodził się nasz syn. Od tego czasu ja zajmowałam się synem, a mąż prowadził nasz zakład fryzjerski. Odkąd Jan osiągnął 3 lata i poszedł do przedszkola pomagałam mężowi w pracy. Ktoś powie, że 24 godziny razem w pracy i w domu – ale naprawdę bardzo dobrze nam się współpracuje i lubimy spędzać z sobą czas. Uzupełniamy się, rozumiemy bez słów, nie ma przymusów nakazów czy zakazów.
Na początku rozmawialiśmy tylko po angielsku, dziś po angielsku, turecku i Jan zmusza nas do rozmów po niemiecku :)
Ola, 14 lat związku
Poznaliśmy się na kursie językowym w Niemczech. Pomimo, że plany zamążpójścia były wtedy dla mnie bardzo odległe to wiedziałam, że albo on albo nikt inny :) Początkowo porozumiewaliśmy się po niemiecku, na żywo, potem (era sprzed wi-fi :) wyszło romantycznie, bo poprzez listy. Pracowaliśmy razem w Turcji, od 8 lat mieszkamy w Polsce. Jesteśmy 5 lat po ślubie, mamy roczną córeczkę, kota i firmę. Prowadzimy razem knajpkę z tureckimi smakołykami łamiąc stereotyp, że kuchnia turecka to tylko kebab. Mąż zaczął się uczyć języka polskiego jak się poznaliśmy, teraz posługuje się nim biegle. Choć minęło już kilka dobrych lat od kiedy jesteśmy razem dalej czuję, że wybrałam najwspanialszego faceta pod słońcem, który od niedawna świetnie spełnia się także w roli taty.
Kasha Kozłowska, 16 wspólnych lat
My jesteśmy 16 lat razem. Od 2 lat mieszkamy w Turgutreis, Bodrum w Turcji. Mamy trzy córeczki, dom, ogród, kozę, trzy kaczki i dwie gęsi :) Ja jako Kozłowska, zawsze marzyłam o kozie. W planach jest jeszcze osiołek. Jesteśmy szczęśliwi, zdrowi i zakochani.
Andrzej Czerw, 14 lat związku
Za górami, za lasami, za siedmioma morzami i jednym oceanem była sobie szkoła zwana Bergen Community College. Tam pewnego jesiennego dnia Andrzej poznał pewną piękną i miłą królewnę co się zwała Ece. Po kilku miesiącach się pobrali. Ece urodziła Andrzejowi dwóch wspaniałych synów. Mieszkali sobie w tej Ameryce do czasu aż tęsknota w nich zebrała się za stara Europą. I tak po latach snu amerykańskiego przenieśli się do Stambułu. Taka mała krucjata rodzinna. Już długich 6 lat mija jak walczą ze stambulskimi wiatrakami. W miedzyczasie gospodarstwo rodzinne powiększyło się o akwarium z rybkami, po czym zostało zastąpione królikiem. Od dwóch lat żona Andrzeja prowadzi restaurację w Tarabii – Gülizar Ev Yemekleri, w której nagrywany jest serial turecki „Ver Elini Aşk”. Ot cała nasza historia rodzinna. I te 14 lat minęło jak jeden dzień…
[rozmowa z Andrzejem była na blogu tutaj: Polak w Stambule]
Judyta Aslanturk, 7 lat związku
Od ponad 3 lat jesteśmy małżeństwem. Nasza historia zaczęła się w Holandii. Ja jako 19-latka chcąc dorobić pojechałam do pracy w fajnej fabryce nawigacji. Pracowało tam mnóstwo Polaków, Turków i Holendrów. Nigdy nie zwracałam uwagi na nikogo a szczególnie na Turków, bo mieli złą opinię (m.in. podrywaczy). Któregoś dnia na wymianie zmian zobaczyłam go, w tym momencie jakby mnie piorun strzelił :) Ludzie nie wierzą w miłość od pierwszego wejrzenia, ale nasza miłość właśnie taka jest. Też nie mieliśmy miała łatwo, byli ludzie co nam źle życzyli, byli tacy co za nami murem stali, ale my wciąż walczyliśmy i kochaliśmy się z całych sił. Później pojawił się nasz pierwszy synek, po 3 latach następny. Jesteśmy szczęśliwi, zdrowi, żyjemy w spokoju i miłości, aktualnie mieszkamy w Niemczech, przeprowadziliśmy się, by być bliżej rodziny męża. Do siebie mówimy po holendersku, a do dzieci każde w swoim języku. Śmieszne, ale z męża rodziną rozmawiam po turecku a z mężem nie :) Życzę innym parom długiego stażu, dużo szczęścia, miłości i zdrowia.
Daria Dündar, 7 lat razem
Jesteśmy razem od przeszło siedmiu lat. Poznaliśmy się w hotelu (ja gość, on animator). Usiedliśmy do kolacji i tak naprzeciwko mnie ON :) Zażartowałam sobie do mamy, że on chyba będzie moją „wakacyjną miłością”. Następnego dnia podchodził do nas często. Po dwóch dniach postanowiłam z bratem pojechać na dyskotekę. Czekając na autobus mój brat z nim żartował, on myślał, że brat jest moim chłopakiem. Odkąd się to wyjaśniło całe wakacje był obok mnie :) Nawet zabrał mnie do domu żebym poznała rodziców. Potem były kolejne i kolejne wakacje. Potem ślub i przeprowadzka do Turcji i w międzyczasie synuś (Ilkan 5 i pół roku), w drodze urządzanie mieszkania. I kolejny syn (Asil 4 lata). Były wzloty i upadki jak w każdym małżeństwie, były łzy rozpaczy i szczęścia. Były okresy gdzie często się kłóciliśmy, że myślałam że nie damy rady, ale daliśmy i jestem bardzo szczęśliwa (oczywiście chciałoby się tam coś jeszcze zmienić :)). W zeszłym roku przeprowadzka z wynajmowanego mieszkania na swoje i myślę, ze ta przeprowadzka dala nam wiele, polepszyło się między nami i nie kłócimy się tyle co wcześniej. Jedyne w czym zrobiłam błąd to, to że pomyślałam, ze on jest wakacyjna miłością. A został już na stałe w moim sercu.
Natalia Woźniak Yurttaş, 7 lat związku
Jesteśmy ze sobą 7 lat. Nie pamiętam jak to dokładnie się zaczęło, ale poznaliśmy się przez Facebooka, mój mąż twierdzi że ja pierwsza skomentowałam jego zdjęcie i tak się zaczęło. Przez 4 miesiące pisaliśmy ze sobą i rozmawialiśmy przez Skype, bo on był w wojsku, a ja pracowałam w Kemer. Przyleciałam do Alanyi gdy wyszedł z wojska i też można powiedzieć ze miłość od pierwszego wejrzenia z mojej strony bo on twierdzi, że zakochał się we mnie od razu kiedy ze sobą pisaliśmy i nawet się nie widzieliśmy na żywo. Zaczęłam przylatywać na 3 miesiące co roku, potem mieszkaliśmy rok w Polsce ale nie udało się zostać, bo brak pracy dla niego. Wróciliśmy do Alanyi. W międzyczasie miałam studia, on przylatywał na święta i w jedne z nich mi się oświadczył na Wigilii, to chyba był rok 2013. Po studiach rzuciłam wszystko i zamieszkałam z nim. Rok później wzięliśmy ślub, mamy własne mieszkanie które dostaliśmy od teścia jako prezent ślubny. Mamy małą córeczkę Nikki (czarny labrador :)). Jak to w każdym związku są wzloty i upadki ale z czystym sercem mogę powiedzieć że nie wyobrażam sobie życia bez niego jest moją miłością i najlepszym przyjacielem.
Aniela Miczulis-Yildiz, 10 lat stażu
Od 10 lat razem mieszkamy w Holandii i tu też poznaliśmy się przez jego brata. Po trzech latach razem spędzonych szczęśliwie na świat przyszedł nasz syn Xawery, obecnie ma 7 lat. I tak do dziś jesteśmy szczęśliwi razem. Rozmawiamy po holendersku, a do syna w swoich językach.
Olga (autorka bloga Turczynki), 9 lat razem
Poznaliśmy się przez internet na początku 2008 roku, a kilka miesięcy później byłam już w Stambule na wakacjach studenckich. Totalne szaleństwo, spontan, o który nigdy bym siebie nie podejrzewała. Przez kilka długich miesięcy bawiliśmy się w związek na odległość, później udało mi się przyjechać do Turcji na Erasmusa – najpierw na studia, potem na praktykę. A później jakoś tak po prostu zostałam w tej Turcji.
Spędziłam cztery lata w Stambule – mieszkaliśmy z mamą mojego H., mieliśmy dla siebie malutki pokoik i jednoosobowe łóżko. Ja szukałam jakiejś legalnej pracy, ale nawet ze znajomością tureckiego było z tym ciężko. Pod koniec pobytu w Turcji byłam już totalnie sfrustrowana i bardzo negatywnie nastawiona do właściwie chyba wszystkiego, co tureckie. Zaręczyliśmy się w 2012 roku i kilka miesięcy później tak się złożyło, że mogliśmy zacząć rozważać przeprowadzkę do Polski. W październiku 2013 roku spakowaliśmy cały nasz dobytek do dwóch walizek i przylecieliśmy do Poznania. Dziewięć dni później wzięliśmy ślub, niedługo potem znaleźliśmy mieszkanie i zaczęliśmy nasze nudne, ale fantastyczne życie w Polsce – H. z informatyka stał się informatykiem-rolnikiem, co tydzień kosi trawę, sadzi krzewy i wbija paliki w ziemię na naszej działce pod lasem, ja zostałam korposzczurem z monotonną pracą, ale za to w szałowym zespole. Półtora roku temu nasza polsko-turecka drużyna powiększyła się o Młodą, która jednocześnie nas zachwyca i doprowadza do szału, testuje nasz związek i naszą cierpliwość na jakimś kosmicznym poziomie. Oboje cieszymy się z tego, gdzie teraz jesteśmy, przeprowadzka do Polski była chyba jedną z lepszych decyzji w naszym życiu. Turcja zawsze będzie częścią nas, ale jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem – tylko jako świetne miejsce na wakacje z naszą turecką rodziną.
Aleksandra Özkaya, 7 wspólnych lat
W 2010 roku miałam jechać z mamą na wakacje i tak się złożyło, że Turcja była jedną z tańszych opcji. Przed wyjazdem weszłyśmy na stronę internetową hotelu do którego miałyśmy jechać. Od razu zobaczyłam jednego z pracowników na zdjęciu i…oznajmiłam, ze to będzie mój mąż. Oczywiście nikt nie potraktował mnie serio, miałam 16 lat. Gdy dojechaliśmy na miejsce starałam się co chwila ‘’przypadkiem’’ zwrócić jego uwagę, lecz to nic nie dało. Dopiero po powrocie do Polski na Facebooku pod pretekstem przesłania tysiąca zdjęć, które robiłyśmy z hotelowych imprez zaczęliśmy pisać i pisaniu nie było końca. We mnie rozpalała się miłość, w mamie strach. W kolejne wakacje postanowiła zabrać mnie do Grecji bym przypadkiem wyleczyła się z jakże ‘’niemożliwej’’ miłości. To jednak niczego nie zmieniło.
W 2013 roku po zdaniu matur postanowiłam pojechać do Turcji. W ciągu 2 tygodni przekonywałam się z każdym dniem, ze to jest ta osoba. Zostałam całe trzy miesiące. Zaczęłam pracę, wynajęliśmy male mieszkanie. Wróciłam do Polski na studia. Po pierwszym semestrze wzięłam dziekankę, poznałam Natalię [jej historia wyżej], i razem pojechałyśmy w marcu 2014. Na początku zatrzymałam się u niej, potem Aydin zabrał mnie do rodziców. Do tej pory pamiętam ten stres gdy siedziałam obok przyszłej teściowej rozumiejąc dwa słowa z 5-minutowej rozmowy. Zostałam u nich już na stale. Początki były kolorowe :) zderzenie kulturowe, zajęło nam trochę czasu, aby siebie zrozumieć. Jednak mieszkanie na wsi z rodzicami na plusy i minusy. Już po trzech miesiącach zaproponowali, że zrobimy zaręczynową imprezę ‘’bo to lepiej wygląda’’. I zrobiliśmy.
Po kolejnych trzech miesiącach braliśmy ślub. Moja rodzina wiedziała o zaręczynach, lecz już niekoniecznie o ślubie. Bardzo się cieszyłam, w końcu mogliśmy spać w jednym łóżku i kilka dni później zamieszkać razem. W końcu tradycja to tradycja :) Wierzyć lub nie, ale znowu 3 miesiące później zrobiliśmy wesele. Aydin pracował w wielkiej restauracji i szef zgodził się wyprawić je dla nas zupełnie za darmo i dzięki Bogu…bo na weselu zjawili się wszyscy… było 600 osób. Mama bardzo mnie namawiała żebym wróciła do Polski, na studia. Pojechałam, mąż dołączył kilku tygodniach. Niestety Aydin nie mógł znaleźć pracy nie mówiąc po polsku. Dawny znajomy z Londynu zaproponował nam wakacyjną pracę. Pojechaliśmy. Praca nie wypaliła, ale otwierała się nowa turecka restauracja, postanowiliśmy tam spróbować naszych sil. I tak już mieszkamy w Anglii drugi rok. Aydin prowadzi turecką restaurację w nadmorskiej miejscowości, ja studiuję i pomagam w weekendy. Oczekujemy dziecka już za 4 miesiące. Świata poza sobą nie widzimy, jestem wdzięczna losowi, ze spotkałam tak fantastycznego człowieka, pracowitego, ale bardzo opiekuńczego i zaradnego.
Moja mama obecnie uwielbia swojego zięcia :)
Magdalena Doğan, 21 wspólnych lat
Nasza historia zaczęła się w roku 1996 w Niemczech. Poznaliśmy się już kilka miesięcy wcześniej w restauracji w której pracowałam. Mój jeszcze nie mąż pracował jako taksówkarz i często przyjeżdżał do nas na kolacje. Pewnego wieczoru spytał mnie czy nie miałabym ochoty zjeść z nim tej kolacji, bo we dwoje smakuje zawsze lepiej. Ślub wzięliśmy w 1999 roku. Rok później przyszła na świat nasza pierwsza córka, w 2002 kolejna – Esra i w 2004 Derya, a w 2005 urodził się syn Emre i 2007 znowu córka Yasemin. Przeżyliśmy razem wiele wzlotów i upadków, ale zawsze jesteśmy razem – na dobre i na złe. Od jesieni 2016 mieszkamy w Ankarze. Przed nami jeszcze długa droga zanim dzieci wyfruną z rodzinnego gniazda.
W domu rozmawiamy generalnie po niemiecku i turecku, dzieci rozumieją tez po polsku, ale twierdzą że ich miejsce i dom rodzinny jest tam, gdzie się urodziły czyli w Niemczech.
Piotr Pędziszewski (strona Piotra), 9 lat razem
Poznaliśmy się na Erasmusie jak Yasemin była w Polsce. Jesteśmy chyba 9 lat razem :) Mamy psa labradora, o imieniu Iskra. Ja jestem fotografem i trenerem personalnym. Yaso poza byciem super mamą jest team leaderem w agencji zatrudnienia. Mówimy do siebie pół na pół po angielsku i polsku. Mamy małego synka – właśnie skończył rok. Mieszkamy w Gdańsku.
I na koniec pora na moją miłosną historię.
Agata, 9 lat w związku
W 2008 roku jadąc do Turcji na czwarty sezon w turystyce obiecałam sobie, że to już koniec mojej przygody z tym krajem i pora na zmianę kierunku. Ten czwarty rok miał być jednocześnie ostatnim. Miałam kryzysowy okres w życiu, na wiosnę w Polsce złamałam nogę, obcięłam włosy na krótko i postanowiłam dać sobie spokój ze wszelkimi romansami. Na początku sezonu zadzwonił do mnie kolega z którym pracowałam w ubiegłym roku i zaprosił na herbatę. Na spotkaniu był także Król Pomarańczy. Zrobił na mnie dobre wrażenie, ponieważ nie zachowywał się jak większość podrywaczy w Alanyi. Jak się okazało niedawno dopiero przyjechał ze Stambułu zmęczony korporacją. Postanowił otworzyć tutaj mały biznes i prowadzić proste śródziemnomorskie życie*). Tego wieczora napisałam do brata, że poznałam swojego przyszłego męża. Nie wiem dlaczego użyłam słowa „mąż”, miałam 28 lat i ostatnią rzeczą o której mogłabym marzyć było małżeństwo, stabilizacja i facet cudzoziemiec. Raczej planowałam bycie wiecznym singlem. Brat wiedział o tym, napisał więc tylko „Agata, uważaj na siebie” :)
Wpadliśmy jednak sobie w oko i wraz z grupą znajomych często się spotykaliśmy. Kluczowy okazało się moment, kiedy chciałam kibicować Turcji podczas ówczesnych Mistrzostw Europy. Na K.P. zrobiło to wielkie wrażenie i kupił mi oryginalną koszulkę tureckiej reprezentacji w prezencie, co mnie przeraziło („chyba ma jakieś plany!!!”). Zaprosił też na kubek gotowanej kukurydzy jako że… prowadził w supermarkecie takie właśnie stoisko :)
Mniej więcej od tego czasu jesteśmy razem.
Pewnego wieczora wracając z imprezy zapragnęliśmy świeżego soku z pomarańczy, jednak nigdzie nie było widać budki z sokami. Poszliśmy do jedynego w okolicy otwartego warzywniaka kupić pomarańcze i K.P. wynegocjował od sprzedawcy starą metalową wyciskarkę, którą przypadkiem zauważył za kontuarem. Zapłaciliśmy za nią chyba 15 lir. Poszliśmy do domu, wypiliśmy pyszny sok, a wyciskarka służyła nam przez wiele kolejnych lat. K.P. nazwałam na blogu „Królem Pomarańczy” właśnie wtedy, bo ten pomysł spowodować, że na swoje stoisko z kukurydzą dołączył świeże soki z pomarańczy i granatu i codziennie wracał do domu w koszulkach upstrzonych sokiem.
W zimie poleciałam do Turcji „na próbę”, a od następnego lata oficjalnie mieszkamy już razem. W 2011 roku, kiedy zmęczyła mnie praca rezydenta, postanowiliśmy otworzyć wspólnie biuro podróży, które okazało się chyba większym wyzwaniem dla związku niż małżeństwo :)
Kiedy nie pracujemy razem podróżujemy albo realizujemy się w kuchni (K.P. gotuje, ja jestem instrumentariuszką i testerką). Rozmawiamy po turecku. Na początku Król Pomarańczy mówił, ja słuchałam, bo niewiele rozumiałam. Następnie stopniowo mówiłam coraz więcej i więcej. Obecnie ja mówię, a K.P. udaje, że mnie słucha.
Od maja 2017 roku jesteśmy („wreszcie”, jak twierdzą niektórzy) małżeństwem.
*to proste śródziemnomorskie życie do dziś mu wypominam, zwłaszcza po kolejnym 15-godzinnym dniu pracy :-)
Mam nadzieję że przeczytaliście ten wpis z taką przyjemnością, z jaką ja zbierałam i opracowywałam te wypowiedzi. Dziękuję wszystkim bohaterom, którzy podzielili się swoimi historiami. Jesteście wspaniali! Trzymajcie tak dalej!
Zapewniam też, że więcej par o nawet dłuższym stażu znam sama czy osobiście, czy wirtualnie, jednak nie do każdego zdołałam dotrzeć. Temat jest jednak na tyle bogaty, że zasługuje na książkę ;)
Jeśli Ty, Czytelniku, znasz szczęśliwą parę o podobnym (lub dłuższym) stażu, koniecznie napisz w komentarzu. Jestem pewna, że jest nas dużo, dużo więcej.
16 komentarzy
Agata, przecież to niemożliwe. Żadnego porwania, schowania paszportu i wywiezienia na wieś do niewolniczej pracy przy teściowej? To musi być fejk albo propaganda, żeby polskie kobiety opuszczały ojczyznę i szlajały się gdzieś po świecie ;) A na poważnie: piękne historie! W życiu, jak w życiu – są związki bardziej udane i mniej, ale narodowość partnera jest gdzieś na dalekim miejscu po charakterze i ogólnym „zgraniu się” :) Podpisano: Gosia, 5,5 roku stażu, 2 po ślubie ;)
Gosia, nie masz pojęcia ile czasu mi zajęło znalezienie takich pozytywnych historii. Szukałam i szukałam i cudem znalazłam grupę zadowolonych osób. Naprawdę to wyjątki i unikaty! Cała reszta albo była po rozwodach, albo uciekła od teściowej albo po prostu nie chciała nic mówić – zbyt wiele żałują… :D
Dzieki za swietny tekst i tyle materialu !!! Uklon dla Wszystkich, ktorzy podzielili sie Swoimi historiami. I tak jak napisala Gosia, narodowosc nie liczy sie, bo liczy sie czlowiek. My jestesmy razem 6 lat, a 5 po slubie, wiec jak kiedys bys robila „update”, to sie zalapiemy :)
To do następnego razu :) Dzięki!
Dawno z takim przejęciem nie czytałam żadnego postu! Super, że pojawiły się tutaj też historie mężczyzn. Że to wszystko jest takie przeciwko stereotypom. Że jest prawdziwa miłość i ona ma w … nosie takie rzeczy jak pochodzenie czy kolor skóry czy cokolwiek innego. Kibicuję wam i im! <3 Aż sobie obejrzę Love actually i wniosę toast herbatą :-)
A co! Dość już tego czarnowidzenia :)
Pani Agato ktoś polecił mi tego bloga śledze go wiec od paru dni na fb,swietna robota super historie az sie cieplo na serduchu robi,mam wsrod znajomych wielu Turkow wynajmujemy równiez od nich mieszkanie,mialam i niefart poznać i być z takim streotypowyn ktosiem ;) pozdrawiam cieplutko z zimnego Sztokholmu
Dziękuję bardzo!! Witaj na blogu i czuj się jak u siebie :)
A ja się wypowiem jako osoba, która była 2 lata w związku z Turkiem, ale… nie wyszło. Próbowaliśmy i w Polsce i w Turcji, ale niestety nam się nie udało. Ale chciałam tylko powiedzieć, że jego narodowość nie była w najmniejszym nawet stopniu powodem rozstania, nawet w 1%. Czy ktoś kiedykolwiek słyszał powód rozstania „bo był Polakiem”? Ja też nie :) dlatego uważam, że powodem rozstania normalnego, prawdziwego związku, niw może być argument „bo był Turkiem”…
I oczywiście wszystkim opisanym wyżej historiom (a także wielu innym) życzę dużo szczęścia i wytrwałości w życiu „z tymi Turkami” :)
Pozdrawiam!!
Dziękuję za komentarz i za racjonalną ocenę. Dokładnie o to chodzi ;) Pozdrawiam i życzę szczęścia!
Ale jak to? Nie ma nic o trzymaniu żon w piwnicy? :D
Piękny tekst, dający dowód na to, że to nie od wyznania i narodowości zależy, czy ktoś jest dobrym mężem/żoną. Aż miło było poczytać :)
Trzymane w piwnicy żony nie mają dostępu do internetu więc nie mogły się wypowiedzieć :-P
Szczerze? Ja nie wierzę w przyjaźń turecko-polską między kobietą i mężczyzną. Nie i koniec :) Miałam różne doświadczenia i o ile kobieta Europejka może i ma czyste intencje, bo w takim przeświadczeniu w Europie wyrosła (że taka przyjaźń jest możliwa), o tyle już w Turcji Turcy zawsze mają jakieś „zamiary”. A to oznacza, że nie będzie to nigdy prawdziwa przyjaźń.
Powodzenia z Twoją znajomością, może akurat Twoja jest wyjątkiem, kto wie ;)
Jaki cudowny wpis. Po prostu tak fajnie zobaczyc tyle pozytywnych historii milosnych, tylu szczesliwych ludzi, uslmiechow i radosci. Oby kazdej parze sie swietnie wiodlo! Ja tez mam zwiazek miedzynarodowy, bo moj narzeczony to Francuz. Tez sie nasluchalam, ze „to lovelasi”, „kazdy ma kochanke”, „to na pewno snob” i tego typu stereotypow…. A jakos po 8 latach moge powiedziec, ze jestem z moim najlepszym przyjacielem i kazdemu zycze takiego partnerskiego zwiazku! Jeszcze raz gratuluje pomyslu na wpis, jest po prostu genialny!
Pewnie niebawem coś się napisze ;) Na razie potomek zabiera mi większość czasu ;)
Bardzo ciekawy i przede wszystkim pozytywny wpis. Cieszę się, że się na to zdecydowałaś, bo wszędzie raczej opisywane są te gorsze historie. Ja sama przez kilka lat byłam w związku z muzułmaninem i wiem jak krzywdzące potrafią być stereotypy. Moja historia jednak nie zakończyła się tak szczęśliwie, bo z czasem pewne różnice za bardzo dawały o sobie znać, nietety bywa i tak. Wiem, że mieszane związki mogą być trwałe i szczęśliwe, ale wymagają wiele tolerancji i obustronnego zrozumienia. Mojemu partnerowi go nie brakowało, ale jego rodzina miała na niego zbyt duży wpływ i chociaż ja także jestem wyrozumiała i tolerancyjna to mój europejski umysĺ, na dłuższą metę nie potrafiĺ się z tym pogodzić. Ale niczego nie żałuję i uważam, że przy odrobinie chęci wszystko jest możliwe. Pozdrawiam serdecznie.
Comments are closed.