Dzisiaj kolejny wpis z tur-turowego cyklu. W poprzednim odcinku tematem naczelnym był program Erasmus, dziś, nieprzypadkowo, także inny unijny program o nazwie EVS, czyli European Voluntary Service, pewnie mniej znany. W skrócie polega on na tym, że jeśli jesteście obywatelami kraju UE lub innego państwa z grupy tzw. „krajów trzecich” (do nich zalicza się także Turcja), i macie od 18 do 30 lat, możecie wyjechać do nieznanego Wam ciekawego kraju i zrobić trochę dobrego, przy okazji uczestnicząc we wspaniałej wymianie kulturowej. Celem jest oczywiście, jak nazwa wskazuje, bezpłatna praca w jednej z instytucji kulturalnych, oświatowych, społecznych uczestniczących w programie, np. nauczanie języka, zajmowanie się dziećmi, organizowanie zajęć kulturalnych, praca na uczelni, praca fizyczna… możliwości jest mnóstwo, wedle gustu i umiejętności. Uczestnik otrzymuje oczywiście wikt i opierunek, a także, co ważne, kurs języka kraju goszczącego. Nie można oczywiście pracować podczas projektu zarobkowo. Czas pobytu waha się od nawet miesiąca, aż do całego roku. Zainteresowanym polecam poszperać w internecie. Poznałam w Turcji wiele wspaniałych osób, które właśnie w ten sposób trafiły do tego kraju.
Poniższa historia nie dotyczy jednak pobytu w Turcji ale… w Polsce. Przeprowadziłam wywiad z polsko-turecką parą, która poznała się dzięki EVS.
Burcin i Magda są niesamowicie pozytywnymi osobami (widać choćby na zdjęciach!), i pięknym dowodem na to, że liczy się człowiek, a nie narodowość. Po latach obserwacji mam wrażenie, że narodowość nie ma w „tym” temacie wiele do rzeczy, raczej liczy się wzajemne uczucie, podobny sposób patrzenia na życie, priorytety i – co tu dużo gadać – poziom intelektualny. Resztę da się ogarnąć i pogodzić ;) Zapraszam do lektury i komentarzy.
Na imię mamy Magda i Burcin. Jesteśmy małżeństwem polsko-tureckim z rocznym stażem mieszkającym w Krakowie. Poznaliśmy się 3 lata temu w Polsce.
Burcin, co robiłeś w Polsce? Dlaczego tu przyjechałeś?
Przyjechałem do Polski w 2010 roku, rozpoczynając projekt w ramach Wolontariatu Europejskiego „European Voluntary Service” (EVS). Wolontariat organizowało Stowarzyszenie „Dorośli Dzieciom” w Sępólnie Krajeńskim (woj. kujawsko-pomorskie). Do wzięcia udziału w programie namówił mnie mój kolega z Turcji, który rok wcześniej brał w nim udział i po jego zakończeniu zdecydował się zostać w Polsce. Moja praca głównie polegała na pomocy w organizowaniu i przeprowadzaniu różnego rodzaju zajęć z dziećmi i młodzieżą z rodzin patologicznych oraz z osobami niepełnosprawnymi. Bardzo się cieszę, żę miałem szansę wziąć udział w tym projekcie, ponieważ dzięki temu poznałem Polskę z jej bogatą historią, architekturą i wspaniałymi ludźmi oraz (przede wszystkim!) dlatego, że poznałem swoją ukochaną żonę!!!
Magda, jak doszło do Waszego spotkania?
Poznaliśmy się w miejscowości gdzie odbywał się projekt. Tak się złożyło, że Burcin wraz z kolegami wolontariuszami z Włoch i Azerbejdżanu mieli zakwaterowanie w tym samym bloku, w którym mieszkają moi rodzice. Zostaliśmy z Burcinem sobie przedstawieni przez moją bliską koleżankę, która współpracowała ze stowarzyszeniem, które organizowało projekt EVS.
Wiedziałaś wtedy coś o Turcji, miałaś jakieś ogólne wyobrażenie?
Zanim poznałam Burcina niezbyt wiele wiedziałam o samej Turcji oraz o jej mieszkańcach. Niestety muszę przyznać się bez bicia, że kierowałam się dość stereotypowym postrzeganiem samej Turcji. Jednak krótko przed poznaniem Burcina trochę Turcji przybliżył mi ówczesny chłopak (teraz już mąż) mojej bliskiej koleżanki, także Turek. Natomiast dzięki Burcinowi bardzo otworzyłam się na poznawanie tego pięknego kraju wraz z jego językiem (choć przyznam, że łatwy nie jest!)
Jak wyglądało to poznawanie kraju i Twoje pierwsze podróże do Turcji?
Zanim jeszcze pojechałam do Turcji, Burcin wiele opowiadał mi o jej zwyczajach, religii, mieszkających tam ludziach. Zaczęłam sporo czytać na temat Turcji. Podczas pierwszej wizyty zrozumiałam, co miał na myśli Burcin mówiąc, że Turcy są bardzo „gorącokrwiści”. Każdy kto mnie witał, obojętnie czy był rodziną Burcina, czy sąsiadem – przytulał mnie bardzo serdecznie, ba – nawet wręczał upominki! Ujęła mnie bardzo przyjaźń sąsiedzka. W apartamencie, gdzie mieszkają rodzice Burcina jest taki zwyczaj, że około dwa razy w miesiącu sąsiadki organizują spotkania towarzyskie, podczas których przynoszą jedzenie, plotkują, dyskutują o polityce itp. Do gustu przypadła mi kuchnia turecka – börek, sarmę (faszerowane liście winorośli) czy jagnięcinę z ciecierzycą pokochałam tak bardzo, że sprawiłam sobie książkę kucharską z tureckimi przepisami. Uwielbiam tureckie targi i stragany. Za naprawdę niewielkie pieniądze można kupić ekologiczną zdrową żywność i przy tym degustować wszystkiego na co ma się ochotę zupełnie za darmo! Będąc w różnych miejscowościach zauważyłam wielką kontrastowość mieszkańców Turcji. Bardzo ciekawe jest to, że wystarczy, że wyjedziemy kilkanaście kilometrów poza obręb dużego nowoczesnego miasta a dostrzeżemy zupełnie inny obraz – jakby z innego świata.
Po raz pierwszy odwiedziłam Turcję oraz rodzinę Burcina w Antalyi pod koniec 2011 roku. Z racji tego, iż w Wigilię zaręczyliśmy się w Polsce w moim domu rodzinnym, rodzice Burcina w Nowy Rok zorganizowali tradycyjne tureckie zaręczyny czyli nişan. Ponieważ moi rodzice nie mogli w tym czasie przylecieć do Turcji, cała ceremonia tureckich zaręczyn była „transmitowana” na żywo przez Skype, aby mogli chociaż „wirtualnie” być z nami wszystkimi tego dnia. Kolejną wizytą była tygodniowa wizyta Burcina rodziny w Polsce z okazji naszego ślubu oraz wesela.
Jakie były ich wrażenia, spodobało się?
Magda: Tak, Polska bardzo im się spodobała, zwłaszcza zielone lasy, architektura polskich miast, cierpliwość Polaków stojących w korkach (!!!), piwo, oraz nasze tradycyjne polskie wesele, które trwało do białego rana. Najbardziej wzruszyła naszych tureckich gości wizyta w Szymbarku, gdzie znajduje się rekonstrukcja Domu Powstańca Polskiego w Adampolu (Polonezkoy). Gdy zobaczyli flagi tureckie, Preambułę Pokoju i Wiecznej Przyjaźni pomiędzy Polską a Turcją z portretami Marszałka Piłsudskiego oraz Ataturka – jako że Turcy są bardzo uczuciowi i „gorącokrwiści”, pojawiły się łzy wzruszenia oraz słowa: „Musimy kontynuować i pielęgnować przyjaźń polsko-turecką – obaj wielcy wodzowie przecież nie mogą się mylić”.
Burcin: Niestety wiele Turków do niedawna powtarzało krzywdzący stereotyp, że w Polsce panuje bieda jak za komuny oraz że Polska i Rosja to w zasadzie jedno i to samo. Moja rodzina była bardzo mile zaskoczona porządkiem, jaki panuje na chodnikach i ulicach. Bardzo ich zaciekawiły zadbane cmentarze z kwiatami i zniczami na grobach (w Turcji nie ma takiego zwyczaju) oraz polskie wsie z okazałymi domami, ponieważ w turecka wieś wygląda dużo „nędzniej”. Wszystko to zostało nagrane kamerą i po przyjeździe do Turcji rodzice pokazywali sąsiadom jak to w Polsce jest naprawdę.
W takim razie pewnie Twoja rodzina, Magdo, też wybrała się do Turcji?
Tak, po tygodniowej wizycie moich teściów, brata oraz cioci Burcina przyszła kolej na podróż do Turcji moich rodziców oraz siostry. Była to dla rodziców swoista podróż życia, Turcja ich całkowicie urzekła! W szczególności turecka gościnność i otwartość (tu mamy wiele wspólnego!), przepyszna różnorodna kuchnia, piękne zabytki oraz plaże Riwiery Tureckiej…
Opowiedz Magdo trochę o ślubnych obyczajach, bo przeżyłaś zarówno tureckie jak i polskie wesele.
Tak, poza polskim weselem, aby było „sprawiedliwie” rodzice Burcina wyprawili nam tureckie wesele w hotelu w Antalyi. Szczerze powiedziawszy miało ono mało wspólnego z naszym polskim weselichem. Po pierwsze było bardzo krótkie – trwało niespełna 4 godziny. Były tradycyjne tańce tureckie, poczęstunek oraz tak zwana ceremonia prezentów. Polegała ona na tym, że goście podchodzili do nas i przypinali nam do czerwonych szarf, którymi byliśmy przepasani albo pieniądze, albo złoto. Samych gości było około dwustu (to i tak mało – na tureckich weselach normą jest pięćset osób), każdy składał życzenia, przypinał prezent oraz obowiązkowo trzeba było z każdym pozować do zdjęcia. Trwało to około półtorej godziny. Jednak dla mnie najbardziej zaskakującym faktem było pozowanie przy wielkim sztucznym, plastikowym torcie (!) oraz udawanie, że się go kroi osmańskim mieczem! Moje jakże wielkie zdumienie oraz ciekawość pt. „po co to wszystko?” zostały zaspokojone wyjaśnieniem, iż było wiele przypadków podczas wesel, że w czasie pozowania i krojenia wielkiego tortu – ów tort się „rozleciał” prosto na Pana i Pannę Młodą i o udanych zdjęciach nie mogło już być mowy.
Innym moim bardzo ciekawym weselnym doświadczeniem było wiejskie wesele w miejscowości niedaleko Gölhisar organizowanym kilka dni po naszym przyjęciu. Było ono całkowicie inne. Na podwórku przed domem Pana Młodego rozstawione zostały wielkie namioty, pod którymi ustawiono zwykłe białe plastikowe krzesła oraz kilkanaście stolików dla gości. Tradycyjne jedzenie było serwowane w blaszanych miskach. Na każdym stoliku, przy którym siedziało około sześciu osób było podanych kilka dań, jednak goście nie mieli własnych talerzy, mieli do dyspozycji tylko sztućce, którymi jedli ze wspólnych mis! Wesele trwało trzy dni przy akompaniamencie miejscowego grajka, który chyba z muzyką nie miał nic wspólnego, gdyż jego jęki i nieudolne granie na keyboardzie przyprawiały o zawrót głowy nie tylko mnie ale większość biesiadników, a było ich chyba z sześćset! Pomimo kiepskiego grajka wszyscy się bawili i to bez kropli alkoholu. No prawie… Kilkanaście metrów od weselnego podwórka w krzakach był zaparkowany samochód, którego bagażnik był wypełniony puszkami piwa „Efes”. Męska część gości ukradkiem schodziła się w krzaki, aby z dala od czujnych oczu żon i matek napić się piwka. Jako że oboje z Burcinem lubimy piwo poszliśmy do samochodu po otrzymaniu zaproszenia przez brata Pana Młodego…
Nocowaliśmy u znajomych rodziców Burcina. Byli to ludzie bardzo prości, ale niezwykle serdeczni. Ugościli nas po królewsku! Będąc w Turcji wśród jej mieszkańców, czy to z dużego miasta czy to z małej wioski, czułam się zawsze wyjątkowo.
Burcin, opowiedz nieco o tym jak widzisz Polskę. Co Ci się tu podoba, co Cię zaskoczyło?
Przed przyjazdem do Polski w ramach projektu EVS nie za wiele wiedziałem o Polsce. Rok przed przystąpieniem do Wolontariatu Europejskiego studiowałem język rosyjski na Uniwersytecie w Mińsku na Białorusi, tak więc wiedziałem tyle, że Polska sąsiaduje z Białorusią. Zapisując się do EVS wybrałem Polskę dlatego, że przebywał tu już mój kolega i bardzo sobie chwalił pobyt tutaj. Prawdę mówiąc, to nie planowałem tutaj zostać, jednak moje plany się zmieniły, gdy poznałem Magdę… Po przyjeździe do Polski zostałem bardzo serdecznie przyjęty. Nigdy nie doświadczyłem nietolerancji wobec mojej osoby – wręcz przeciwnie – Polacy bardzo często wypytywali mnie o mój kraj i zawsze słuchali z dużym zaciekawieniem. Mam wrażenie, że Polska jest krajem dużo bardziej tolerancyjnym niż Turcja. W Polsce takie tematy jak seksualność, np. homoseksualizm czy nie są już od dawna tematem tabu. W Turcji niestety wciąż nie rozmawia się o tym otwarcie. Podoba mi się także stosunek polskich kierowców do pieszych: widząc na pasach pieszego, kierowcy zawsze się zatrzymują. W Turcji kierowcy jeżdżą jak chcą, parkują jak chcą a piesi dla nich nie istnieją – nawet na pasach! Zaciekawiła mnie także cierpliwość, którą wykazują kierowcy stojąc w korkach. Nikt na nikogo nie krzyczy, nie trąbi, nie wyzywa. Brawo! W Turcji to by nie przeszło.
Obawiałem się trochę polskich księży, z którymi załatwialiśmy formalności dotyczące ślubu kościelnego, o których podejściu słyszałem różne opinie, jednak byłem bardzo mile zaskoczony! Cieszy mnie też to, że wielu Polaków, którzy byli w Turcji, wypowiadają się bardzo pozytywnie na temat Turków – że są bardzo ciepli, gościnni i serdeczni, że zawsze można liczyć na ich pomoc. Zgadzam się z tymi opiniami w 100 %! W Polsce zafascynowało mnie również to, że jest organizowanych wiele projektów pomocy osobom niepełnosprawnym i chorym. Dla mnie mistrzostwem świata jest np. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy! Podoba mi się także zainteresowanie Polaków losem zwierząt. W Turcji nie przywiązuje się do tego aż tak wielkiej uwagi. Z kolei z ekonomicznego punktu widzenia wieeeelkim pozytywem dla Polski jest to, że np. samochody czy sprzęt elektroniczny są ze trzy razy tańsze niż w Turcji! Polska także „dała mi w kość”. Po zakończonym projekcie EVS aby zarobić na życie oraz szkołę w Polsce imałem się różnych ciężkich prac fizycznych poniżej moich kwalifikacji (z wykształcenia jestem ekonomistą ze znajomością kilku języków – w tym polskiego), jednak te doświadczenia wiele mnie nauczyły. Była to prawdziwa lekcja życia.
Jak było z językiem? W jakim języku się porozumiewacie?
Magda: Na początku rozmawialiśmy po angielsku. W trakcie trwania projektu EVS (który trwał 9 miesięcy) Burcin z wielkim zapałem uczył się polskiego, w czym mu oczywiście pomagałam. W opanowaniu języka polskiego bardzo przydała się znajomość rosyjskiego, z uwagi na wiele podobieństw. Obecnie język angielski został prawie całkowicie wyparty przez polski, no chyba, że Burcin zapomni jakiegoś polskiego słowa, to zastępuje go angielskim (i na odwrót).
Jak wygląda teraz Wasza codzienność?
Gdy się poznaliśmy oboje już byliśmy po studiach (Burcin: ekonomia, a ja historia i prawo pracy), ja pracowałam w Toruniu – po projekcie Burcin dołączył do mnie. Obecnie mieszkamy w Krakowie, Burcin pracuje w jednym z koncernów międzynarodowych a ja w branży PR.
Jesteście bardzo pozytywną parą. Takim dobrym przykładem na to, że stereotypy zazwyczaj są całkowicie wyssane z palca.
Magda i Burcin: Dlatego właśnie chcieliśmy opowiedzieć naszą historię, aby ludzie mogli zobaczyć, że tak naprawdę nie ma znaczenia narodowość, a to jakimi ludźmi jesteśmy, że tworząc rodzinę da się połączyć dwie kultury. Oczywiście w jak każdym związku przydatna jest szczypta tolerancji i kompromisu… Można stwierdzić, że Polacy i Turcy są bardzo do siebie podobni i to pod wieloma względami. Najbardziej chyba wspólnym mianownikiem jest silna tożsamość narodowa, która w dużym stopniu charakteryzuje oba nasze narody. Według nas Polacy mogą się uczyć od Turków pogody ducha oraz pozytywnego myślenia , natomiast Turcy mogą czerpać od Polaków patrzenia na swoje przywary z „przymrużeniem oka” oraz większego dystansu do tematów tabu.
Dziękuję Wam bardzo za rozmowę i życzę dużo pomyślności!
7 komentarzy
O, czyli nie tylko polskie dziewczyny przeprowadzają się do Turcji, i mężczyźni potrafią zapuścić tu korzenie :) Pozytywna historia!
P.S. Skąd pochodzi ostatnie zdjęcie/gdzie wisi ta tablica?
To wspomniany w tekście Szymbark, gdzie znajduje się rekonstrukcja Domu Powstańca Polskiego w Adampolu. A co do panów, ha… w zanadrzu mam historie w jeszcze innych konfiguracjach ;)))
Widać, że to fajna para!!Az miło poczytać!!
Bardzo fajna historia:)i wreszcie historia łamiąca stereotypu. Trzymam kciuki za was
Dziękujemy za miłe słowa! Bardzo nas one cieszą :)
Cudownie jest czytać tę historię, napawa mnie ona optymizmem. Chciałabym, aby moja historia zakończyła się podobnie. Mimo wielkiego uczucia, zawsze widziałam wiele problemów związanych z życiem z Nim w Polsce, ślubem, tolerancją. Jednak czytając to żywe świadectwo już wiem, że wszystko jest możliwe. :)
Wszystkiego najlepszego kochani! :)
Byłam na EVS , polecam wszystkim. Ja akurat byłam w latach 2011-2012 czyli zaraz jak tylko skończyłam studia, oczywiście w Turcji, prawda jest taka, że kraj można samemu wybrać, a w związku, że już wcześniej miałam tam tureckich znajomych postanowiłam wyjechać. Nie dość, że fajna przygoda taki wolontariat, to nauka języka w Turcji oczywiście tureckiego, możliwość pracy w grupie międzynarodowej i niezapomniane chwile :) Teraz co rusz wracam do Turcji :) w tym roku poszczęściło mi się podwójnie bo nie dość, że wracam do Turcji to jeszcze będę pracować w branży turystycznej, czyli połączę kraj który lubię ( chociaż nie wszystko w nim lubię ) ale nadal mnie zaskakuje to jeszcze praca zgodnie z wyksztalceniem turystycznym :) Tak więc zapowiada się pracowity sezon turystyczny :)
Comments are closed.