Jesień poza tym, że przynosi Alanyi długo oczekiwane ochłodzenie, i perspektywę rychłych wakacji dla turystycznej branży, ma jeszcze jeden plus: festiwal jazzowy. Lubię dobrą muzykę niezależnie od gatunku, jazzu lubię słuchać (oglądać!) na żywo; odkąd pamiętam chodzę na te bezpłatne jazzowe koncerty, które odbywają się zazwyczaj na przełomie września i października pod Czerwoną Wieżą w alanijskim porcie. Pisałam o tym np. w roku 2008, tutaj.
Oczywiście nie oszukujmy się; Alanya miastem o bogatych tradycjach muzycznych nie jest (bardzo delikatnie to ujęłam), króluje tu raczej disco, techno i tureckie hopsaski. Tym bardziej zatem fakt, że kilkanaście lat temu ktoś wpadł na pomysł realizacji takiego kulturalnego wydarzenia jak DNI JAZZOWE, i że cieszy się ono powodzeniem, zakrawa na cud.
Żeby nie było tak łatwo, zazwyczaj nie na wszystkie koncerty docieram – to taka tradycja z mojej strony: albo pracuję do późnych godzin, albo jestem na wyjeździe, albo padam na kanapę ze zmęczenia i zasypiam (tak było w ubiegłą sobotę, ominęłam doskonały koncert afro jazzowego bandu, nad czym ubolewam). Były też takie lata, kiedy koncerty były, mówiąc oględnie, dość kiepskie. Przypominały nie tyle jazz, co turecką piosenkę biesiadną. Miałam więc także okres buntu i na festiwal raz czy dwa razy nie poszłam :)
W tym roku postanowiłam, jak to mówi moja Mama, dać sobie szansę, i po klęsce z kanapą w sobotę, w niedzielę pomaszerowałam na ostatni dzień festiwalu. Dzień tematyczny, pod hasłem „Azerbejdżan”. Turcja i Azerbejdżan to jak dwójka kuzynów, więc nie obyło się bez oficjeli, wzajemnej promocji, uścisków dłoni, przemów; dlatego też koncert zamiast o 20.30 zaczął się chyba z godzinę później (w tym czasie poszłam sobie w okolice stoczni na mały fotograficzny spacer i wróciłam, kiedy zaczęto wreszcie grać).
„Azerski jazz” to zestawienie o tyle egzotyczne, co pociągające; widownia pełna była ludzi. Muszę przyznać że byłam pozytywnie zaskoczona. Spodziewałam się „azerskich hopsasków”, tymczasem wystąpiło bardzo fajne trio Etibar Asadli Trio, prosto z Baku, oraz goście specjalni: wokalistka Samira Efendiyeva, co prawda nie jazzowa, ale bardziej popowa, z całkiem zgrabnym głosem, i grający na tradycyjnym w tym rejonie instrumencie strunowym zwanym ud – Shehriyar Imanov. Wszyscy artyści mówili po azersku, rzecz jasna; język ten jest dla tureckiego tym, czym czeski dla polskiego. Brzmi słodko, a jednocześnie śmiesznie :) Grano muzykę jazzową, z wplecionymi elementami tradycyjnymi. Ciekawe połączenie. Podobała mi się błogość na twarzach muzyków podczas grania, chyba to najbardziej lubię w takich imprezach na żywo. Bardzo się cieszę że dotarłam na ten koncert i odkryłam coś nowego.
Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda mi się uczestniczyć we wszystkich dniach festiwalu! :)
Poniżej kilka moich impresji z tego dnia: zdjęcia i króciutki filmik. Filmik wybaczcie, bo bardzo amatorsko nakręcony i złożony, ale cóż, wciąż się uczę. Mam nadzieję jednak, że pozwoli choć odrobinę zaznać klimatu tego wieczoru.
3 komentarze
Niestety nie jestem fanką jazzu :) Ale widać, że atmosfera była wyjątkowa.
Ciekawa jestem „azerskich hopsasków” :D
Ja też bo w sumie ich nie było :) Może innym razem się uda :D
Wygląda na niezwykle klimatyczne miejsce. Jako że uwielbiam jazz dopisuję sobie tę 'imprezę’ do listy rzeczy do zrobieni/zobaczenia/usłyszenia. Turcja wydaje się być takim fascynującym krajem, chętnie się tam kiedyś udam <3
Comments are closed.