Przenieśmy się dziś z usianego palmami południa na wschodnie rubieże Turcji.
Zapraszam Was na niezwykle interesującą rozmowę z jedyną Polką mieszkającą w prowincji Van. Może wiecie gdzie jest Van, ale na wszelki wypadek użyję wyrazistego opisu. Otóż Van jest… daleko. Bardzo. Daleko. Za morzem (dokładnie: gigantycznym słonym jeziorem Van). Z Alanyi to bagatela 18 godzin samochodem (według mapy), jakieś 1300 km do przejechania. Ze Stambułu ponad 1500 km. Samolotem z Antalyi lub Stambułu leci się dwie godziny! Bliżej jest do Iraku i Iranu niż gdziekolwiek indziej. Tak, to kawał drogi i zupełnie inny świat.
Magdę Saydamlı poznałam na razie tylko internetowo. Kiedy dowiedziałam się, że mieszka w Van stwierdziłam że nie mogę nie przepuścić takiej okazji na blogowy wywiad :-) Rozmawiało nam się miło i dzięki temu przypomniało mi się, że Van jest wciąż na mojej liście do zobaczenia ;)
Magda, powiedz kilka słów o sobie, kim jesteś? Skąd pochodzisz?
Merhaba! Mam na imię Magda. Mam 26 lat. Pochodzę z Chodzieży – małej miejscowości niedaleko Poznania. Z wykształcenia jestem filologiem języka angielskiego. Z doświadczenia nauczycielem. Przez 3 lata pracowałam w Polsce jako lektor w szkole językowej.
Jak znalazłaś się w Turcji?
Moja przygoda z Turcją trwa już od 6 lat. W trakcie studiów licencjackich wzięłam udział w programie Erasmus i spędziłam 6 miesięcy w tureckim Burdur (2 godziny drogi od Antalyi). Tam poznałam, jak się później okazało, mojego męża. Po powrocie do Polski współpracowałam z biurem Erasmusa na mojej uczelni i opiekowałam się przyjeżdżającymi do nas z Turcji studentami. Turcję odwiedzałam regularnie w każde wakacje. Tak jak i N. odwiedzał Polskę.
2 lata temu pobraliśmy się i przez rok próbowaliśmy naszego szczęścia w Polsce. Niestety trafiliśmy na czas narastającej niechęci do muzułmanów, skutkiem czego nasze plany nie powiodły się. Postanowiliśmy przenieść się do Turcji. Mój mąż jest z zawodu nauczycielem języka angielskiego. Zdał egzaminy państwowe i dostał pracę w budżetówce. Wysłano go do pracy w szkole w prowincji Van i to właśnie tutaj mieszkamy od października zeszłego roku.
No właśnie, przy okazji podpytam o to jak wygląda od kuchni praca nauczyciela państwowego. Wiem że w Turcji wciąż przydziela się nauczycieli do szkół. Jak to wygląda?
System przydzielania nauczycieli do szkół działa w taki sposób, że w momencie aplikowania pojawia się mapa Turcji z dostępnymi miejscami i tylko spośród nich można wybierać. Nasza mapa obejmowała tylko i wyłącznie wschód Turcji i kierując się rozsądkiem oraz ilością zdobytych przez męża punktów wybraliśmy Van. Ze względu na tegoroczne zmiany w owym systemie nie jest do końca jasne ile czasu tutaj spędzimy, ale z pewnością będzie to kilka lat. Czas jednak upływa bardzo szybko. Pierwszy rok już prawie za nami.
Tak odległy wschód to dla mnie wciąż ziemie nieznane – tam mnie jeszcze nie było. Ale nawet kiedy podróżowałam na południowy wschód Turcji wiele osób przestrzegało mnie mówiąc że to niebezpieczne rejony. Czy zanim trafiłaś do Erciş miałaś jakieś obawy, wątpliwości?
Oboje z mężem obawialiśmy się, co nas tu czeka. Żadne z nas wcześniej nie znalazło się tak daleko na wschód Turcji. Nie było to nasze wymarzone miejsce, ale praca w budżetówce wiąże się z obowiązkiem przebywania na wschodzie przez kilka lat, więc nie mogę powiedzieć, że była to dla nas niespodzianka. Byliśmy na to przygotowani. Jednakże, gdzieś z tyłu głowy, siedziały nam przeróżne obawy niepotrzebnie spowodowane brakiem wiedzy i stereotypami.
Jak reaguje Twoje otoczenie na fakt że mieszkasz na wschodzie Turcji? Co mówią Twoi znajomi, rodzice?
W reakcjach na mój pobyt tutaj kierują się takimi samymi wyobrażeniami, jakie ja miałam na początku. Nie mam o to do nich żalu. Rozumiem ich zachowanie. Kiedy opowiadam im jak tutaj jest naprawdę, są bardzo zdziwieni i czasem chyba nie do końca mi wierzą…
Czy jesteś jedyną Europejką w okolicy, czy może masz jakichś nie-tureckich i nie-kurdyjskich znajomych? A może trafiasz czasem na jakichś zbłąkanych podróżników? :)
Z tego co mi wiadomo to jestem tutaj jedyną Europejką. Widuję sporo turystów, ale najczęściej z Iranu. Osobiście nie poznałam żadnych obcokrajowców.
Powiedz więcej o codzienności na wschodzie. Czy coś na początku sprawiało Ci trudność?
Van to bardzo duża prowincja położona nad największym jeziorem w Turcji. My nie mieszkamy w Merkez (centrum prowincji), ale w miejscowości Erciş. Od Merkez dzieli nas 100 km. 7 lat temu Van dotknęło poważne trzęsienie ziemi. Skutki tej tragedii są tutaj wciąż widoczne, ale nawet nasza mała miejscowość powoli się odbudowuje. Dzięki temu zyskaliśmy mieszkanie na nowo wybudowanym osiedlu.
Jak pewnie większość z czytelników się orientuje, wschód Turcji to tereny z reguły zamieszkałe przez społeczność kurdyjską. Co mi sprawiało na początku trudność to fakt, że wciąż uczę się języka tureckiego, którym i tak tutaj rzadko kto na co dzień się posługuje. Dodatkowo panują tutaj inne zwyczaje. Kurdowie, generalnie rzecz biorąc, mają po prostu inną od tureckiej kulturę. Kobiety bardzo zasłaniają ciało. Unikają kontaktów z obcymi mężczyznami. Zajmują się domem i niemałą gromadką dzieci. Widoczny jest tutaj niski poziom edukacji. Zdarza się, że rodzice nie posyłają dzieci do szkoły, co skutkuje nawet brakiem umiejętności pisania i czytania, a co za tym idzie brakiem środków do życia. Miasto jest przeludnione, rodziny są biedne. Nie mogę jednak powiedzieć, że jest to jedyny obraz społeczeństwa jaki tutaj widzę. Spotykam również osoby dobrze wykształcone, które nie muszą martwić się o pieniądze. Najprostszym przykładem są nauczyciele w tutejszych szkołach. Są nimi nie tylko osoby, które przyjechały tutaj z zachodu, tak jak mój mąż, ale też tutejsi.
Na coś musisz zwracać uwagę? Specjalny strój, zachowanie?
Myślę, że jeśli ktoś ma w sobie na tyle pokory, żeby uszanować odmienne zwyczaje, to nie musi się na siłę ograniczać, bo wszystko wychodzi zupełnie naturalnie. Zdaję sobie sprawę z tego, że jestem tutaj chwilowo i chciałabym być traktowana jako gość, a nie intruz. Nie muszę zasłaniać się od stóp do głów, nie muszę zakładać chusty, ale też nie wypada mi ubierać się na tyle skąpo, na ile pozwoliłabym sobie np. w Antalyi. To wszystko nie znaczy, że jeśli ubiorę szorty i bluzkę z dekoltem, ktoś mnie tutaj zaatakuje.
Potwierdzam to własnym doświadczeniem. Kilka dni temu wyszłam z domu w odsłoniętych nogach, żeby przekonać się na własnej skórze, jakie może to wywołać reakcje. Nikt nie powiedział mi nic złego. Ludzie patrzyli na mnie i szeptali coś pod nosem, ale dzieje się tak niezależnie od tego, co mam na sobie. Po prostu inaczej wyglądam i dla ludzi, którzy nigdy pewnie nawet nie wyjechali poza tę prowincję to już wystarczająca sensacja. Co dzięki temu eksperymentowi zyskałam, to świadomość, że nie potrzebuję prowokacji, by czuć się tutaj sobą. Przecież nie jestem tutaj jedyną kobietą, która nie zakrywa włosów, ubiera obcisłe dżinsy i robi sobie makijaż. One też tutaj przyjechały z zachodu i mimo że dla nich to wciąż ten sam kraj, tak jak i ja szukają złotego środka.
Czy czujesz się bezpiecznie?
Może to zabrzmi absurdalnie, ale czuję się tutaj bezpieczniej niż w Europie. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież mieszkam w takim miejscu, gdzie w każdej chwili mogę stać się ofiarą ataku terrorystycznego. A czy w miejscu, w którym Wy mieszkacie, nie ma takiego zagrożenia? W dzisiejszym świecie wszędzie można spodziewać się wszystkiego. Od kiedy tutaj jestem, nic bezpośrednio nie wpłynęło na moje poczucie bezpieczeństwa. Jedyne co mnie wcześniej ograniczało, to moje początkowe wyobrażenia, które absolutnie nie mają pokrycia w rzeczywistości. Zanim dotarło do mnie, że jest tutaj zupełnie normalnie i spokojnie, bałam się sama wychodzić z domu, a nawet nie otwierałam nikomu drzwi. Teraz sama się z tego śmieję.
Co robicie na co dzień? Masz ulubione miejsca, zwyczaje? Czy podróżujecie po okolicy, zwiedzacie?
Na co dzień, kiedy mój mąż jest w pracy, ja zajmuję się domem i sobą [śmiech]. Nie pracuję zawodowo, gdyż w tej chwili posiadam taki rodzaj karty pobytu, który nie zawiera pozwolenia na pracę, to po pierwsze. Po drugie uważam, że wciąż potrzebuję trochę więcej czasu na zupełne zaaklimatyzowanie się. Traktuję ten czas jako cudowną możliwość skupienia większej uwagi na sobie. Robię to co lubię. Rozwijam swoje pasje. Nawiasem mówiąc, jedną z nich dzielę Agato z Tobą. Mówię oczywiście o jodze. Mam tutaj nawet swój mały kącik, w którym mogę bez przeszkód pracować nad swoją praktyką.
Popołudniami i w weekendy często wychodzimy z domu, albo wyjeżdżamy gdzieś dalej. Mamy swoje ulubione miejsca zarówno w Erciş, jak i w Van Merkez. Chętnie spędzamy czas nad jeziorem, które miejscowi nazywają morzem. Zupełnie mnie to nie dziwi, gdyż po pierwsze jest słone, a po drugie zajmuje ogromną powierzchnię. Aby przejechać je całe dookoła, trzeba przebyć trasę prawie 500 km!
Miejsce, które ostatnio zwiedziliśmy to wyspa Akdamar, zlokalizowana właśnie na jeziorze Van. Znajduje się na niej zabytkowy ormiański kościół św. Krzyża pochodzący z X wieku. Na wyspę najłatwiej dostać się statkiem z portu w miejscowości Gevaş.
Dodam coś jeszcze odnośnie „codzienności” [śmiech]. Mieszkam w mieście, a nie na wsi. To mogę powiedzieć z pełnym przekonaniem. A jednak codziennie miewam na osiedlu dosyć niespodziewanych jak na blokowisko gości. Nasze osiedle jest wybudowane 7 km za miastem dosyć wysoko w górach. Dlatego też pasterze z okolicznych wiosek upodobali sobie to miejsce. Na osiedlowym bazarze sprzedają też żywe kury.
Świetne zdjęcia, faktycznie kawałek egzotyki :-)
Ciekawi mnie pogoda w rejonie Van. To chyba same skrajności :-) W zimie zawsze ten rejon pojawia się w wiadomościach jeśli chodzi o srogie zimy i drogi odcięte od świata przez śnieg. Podobnie latem, chyba jest wtedy bardzo gorąco i sucho. Jak jest teraz?
Tak, klimat jest zupełnie inny niż ten na ogół kojarzony z Turcją. Zimy są tutaj bardzo srogie i długie. W tej chwili jest już słonecznie i ciepło, ale na pewno nie mogę tego nazwać upałem. Miejscowi mówią, że gorące dni pojawiają się tylko w lipcu i sierpniu.
W jakim języku porozumiewasz się na co dzień?
Staram się mówić po turecku. Wciąż się uczę i czasem brakuje mi słów. Na szczęście miejscowi są na tyle uprzejmi, że zawsze próbują mi pomóc się wypowiedzieć. Rozumieją mnie, bo dla nich turecki to też język obcy, więc doskonale wiedzą ile to może sprawiać trudności. Z mężem rozmawiam na ogół po polsku, ale często wtrącamy angielskie i tureckie słowa.
Jacy są Wasi znajomi, środowisko w którym spędzacie czas?
Ludzie, z którymi zazwyczaj się spotykamy to nauczyciele pracujący razem z moim mężem. Większość z nich przyjechała tutaj tak jak my, więc mogę powiedzieć, że mają tak samo zachodnie podejście do życia. Jeżeli chodzi o miejscowych to znam zarówno tych otwartych i wykształconych, którzy niczym nie różnią się od nas, jak i tych bardziej konserwatywnych. Mówię tutaj o sąsiadach, sprzedawcach w sklepach, przechodniach. Ci ludzie, mimo swojej odmiennej kultury, są do nas mile nastawieni. Gdy słyszą jak rozmawiam z mężem po polsku, od razu przypatrują się zaciekawieni. Często zaczepiają i pytają o to skąd pochodzę i jak się tu znalazłam. Są zaskoczeni i podekscytowani, że poznali kogoś z Europy.
Gdzie się spotyka i co robi w wolnym czasie miejscowa młodzież? W sensie rozrywek, pójścia na piwo, do kina?
Miejscowi raczej wolą spędzać czas w domu. Nie znaczy to jednak, że nie ma żadnej rozrywki dla tych, którzy tu przyjechali, tak jak my. W Erciş jest wiele kawiarni, w których można dobrze zjeść, zapalić nargile [fajkę wodną] i posłuchać muzyki na żywo. Do kina, centrum handlowego, pubu i tego typu miejsc jeździmy do Van Merkez. Tam można znaleźć wszystko czego dusza zapragnie. W końcu to Büyükşehir [dosłownie: duże miasto, metropolia, ponad 1 mln mieszkańców – przyp. skylar].
Czy jest coś czego nie robiłaś wcześniej a co zaczęłaś robić dzięki pobytowi na wschodzie? Np. inne zwyczaje kulinarne, tak strzelam :-)
Moja odpowiedź może okazać się inna niż się spodziewasz. Dzięki pobytowi tutaj zaczęłam dostrzegać i doceniać małe rzeczy, na które wcześniej nawet nie zwracałam uwagi. W otwartej, nowoczesnej, biegnącej w pośpiechu Europie nie cieszą drobnostki. A tak mniej filozoficznie to zaczęłam jeść wołowinę :)
Lubię też kolekcjonować ciekawostki z regionu.
Świetnie, podziel się z nami kilkoma.
Pierwsza o kotach: Van słynie z niezwykłej odmiany białych kotów, które jedno oko mają zielone, a drugie niebieskie. W związku z tym, że pojawiły się akurat na tym terenie, podobno potrafią pływać.
Albo taki obyczaj: miejscowi nie słodzą herbaty, to znaczy nie robią tego tak jak my. Zamiast wrzucać kostkę cukru do szklanki, wkładają ją sobie do ust.
I jeszcze co do psów: W tym rejonie nikt nie trzyma w domu psa. Jakikolwiek kontakt z tym zwierzęciem jest tutaj traktowany jako grzech.
Jak myślisz, jaki będzie Wasz następny kierunek? Dokąd chcielibyście dalej się przenieść? Masz jakieś swoje miasta tureckie „numer 1” do zamieszkania?
Kiedy będziemy już mogli wrócić na zachód Turcji, z pewnością wybierzemy miejsce niezbyt oddalone od naszego ukochanego Burdur, jeśli nie samo Burdur właśnie. To niewielkie miasto, ale mamy tam wszystko czego nam trzeba, a co najważniejsze – rodzinę. Poza Burdur bardzo lubię Antalyę i Izmir z oczywistych powodów. Nigdy natomiast nie chciałabym zamieszkać w Stambule. To miasto ma swój urok, ale mimo wszystko bardzo mnie przytłacza.
Podsumowując, nie taki Wschód straszny, jak go malują. Jest inaczej, ale przez to jest ciekawie. Koniec końców mogę powiedzieć, że jestem wdzięczna losowi za takie doświadczenie, bo czy w innym razie miałabym możliwość zobaczyć to wszystko na własne oczy?
Bardzo dziękuję Ci za rozmowę i życzę powodzenia!
Pozostałe wywiady z cyklu Tur-tur Projekt znajdziesz tutaj.
19 komentarzy
Świetna rozmowa i znakomita pointa. Wszystko rozbija się o to, że najlepszym sposobem na przełamanie tego stereotypowego postrzegania wschodnich rejonów Turcji (czy tak w ogóle jakiegokolwiek innego miejsca na Ziemi) jest po prostu pójście na konfrontację :) A do tego trzeba mieć, że się tak brzydko wyrażę, jaja. I takich „odkrywców” jak Magda nam trzeba, pozdrowienia dla Was obu :)
Dokładnie tak! Dzięki wielkie :)
Dziękuję za miłe słowa :)
Bardzo ciekawy wywiad.Duzo dobrego!
Przekażę! :)
Dziękuję w imieniu mojej bohaterki :)
Ciekawa rozmowa,pozostawia niedosyt, bo ten wschód Turcji to raczej jest bardzo mało znany.
Ja mam w pracy koleżankę pochodzącą ze wschodu, która trochę opowiada, jednak ona nie
mieszkała tam nigdy na stałe, tylko przez krótki czas jako małe dziecko. Intryguje
mnie fakt, że Magda rozmawia z mężem głównie po polsku! No chylę czoła dla tego
pana…RESPECT…chyba, że coś zrozumiałam ;-)
Przekażę mężowi :) dzięki za miłe słowa :)
Mam nadzieję że będzie jeszcze na blogu okazja pociągnąć ten wątek ;)
Dzięki Julka :)
O wow, ale ciekawa lektura! Dziękuję za takie fascynujące smaczki (chociaż mnie osobiście, wiadomo, interesowałyby różnice językowe, ale o tym moooże będzie kiedy indziej.. ;-)) Powodzenia w obecnym i nowym miejscu Magda!
Mam nadzieję że będzie jeszcze okazja :) W sumie sama mam sporo przemyśleń dot. kurdyjskiego na wschodzie. Ale to dłuuugi temat! :)
Moja ulubiona seria :) Bardzo ciekawy wywiad. Pozdrowienia dla Magdy :)
Dzięki wielkie!
Miło było przeczytać że nie mieszkam sama w tych okolicach. :) Sama prawda. Miło byłoby się spotkać kiedyś z Pania Magda :) pozdrawiam serdecznie Magdalena
O, no proszę, to mamy jeszcze jedną Polkę w Van? Co tam robisz, jak długo i gdzie dokładnie jesteś? Zdradź co nieco :)
Dokładnie 2 godziny od miejscowości Van, który wiedziałam kilkukrotnie. Spotkanie Pani Madzi graniczyłoby z cudem bo to naprawdę gęsto zaludnione duże miasto. Mieszkam w prowincji Bitlis :) to już wioska.dalej historię moja i Pani Madzi właściwie sie pokrywają :) pozdrawiam gorąco
Dokładnie 2 godziny drogi od Vanu. Spotkanie Pani Madzi graniczyłoby z cudem bo to naprawdę gęsto zaludnione, przytłaczające miasto :) mieszkam w małej wiosce w Bitlis;) moja historia właściwie pokrywa się z powieścią Pani Magdy. Pozdrawiam gorąco
No proszę! Niesamowite! Powiem Magdzie żeby tu zajrzała, może uda się Wam kiedyś spotkać? Teraz chyba jest w Polsce na wakacjach :) Serdeczne pozdrowienia!
Comments are closed.