Co roku na nowo zaskakuje mnie, jak mocno również w Turcji zadomowił się Dzień Zakochanych (tudzież Walentynki), który przecież nie ma żadnego związku z tutejszą kulturą.
Z urlopu w Polsce wróciłam w połowie stycznia i już wtedy otrzymywałam walentynkowe maile od tureckich firm odzieżowych, kosmetycznych a nawet aptecznych. Nie mówiąc już, oczywiście, o ofertach na bilety lotnicze, które mam wrażenie są w tym roku prawdziwym hitem. Z roku na rok podróże za granicę stają się bardziej osiągalne dla przeciętnego Turka (a nie tylko dla elit), wybór jest ogromny. Ostatnio w reklamach taniej tureckiej linii lotniczej pokazywano właśnie parę, która wybrała się na weekend do Paryża (o ile pamiętam, z okazji urodzin dziewczyny chłopak postanowił jej zrobić niespodziankę). Coś, co jeszcze parę lat temu nie miałoby racji bytu (wysokie ceny to jedno, trudności z uzyskaniem wizy – drugie). Wszędzie rozwieszone też były plakaty zapraszające na walentynkowe imprezy z muzyką na żywo.
W dzień Walentynek
Od rana obserwowałam w Alanyi pełne czarnowłosych młodzieńców saloniki fryzjerskie. Zakłady dla pań zazwyczaj są na piętrze (właśnie teraz sobie to uświadomiłam!), więc tam wglądu z ulicy nie miałam, ale można się domyślać, co się działo: paznokcie, makijaż, włosy w klasyczne sprężynki. Z kolei w sklepach delikatna nerwowa atmosfera, promocje na słodycze i wszelkie inne gadżety które kupuje się wtedy, kiedy totalnie zabrakło już pomysłów na prezent. Czyli, mówiąc krótko, standard. W tym roku pojawiła się też silna alternatywa singli – wcześniej może tego nie zauważałam, ale wydawało mi się, że reklamy i produkty adresowano głównie do tych, co drugą połówkę posiadają. Tym razem single też mogą się poczuć usatysfakcjonowani, część reklam trafia i do nich (choć raczej w formie rekompensaty: nie masz ukochanej/ukochanego, w takim razie idź na zakupy). Wracając ze sklepu minęłam też tabuny młodzieży wychodzącej z kina; większość niewiast dzierżyła bukiety kwiatów. Zgadnijcie na jakim filmie byli – ha, ha, ha.
Zazwyczaj w Sevgililer Günü wybieraliśmy się z K.P. zjeść coś na mieście, ale tym razem postanowiliśmy spędzić ten wieczór w domu. Była pyszna kolacja (gotował chef de cuisine) i wspaniały deser zwany chocolat fondant (mojej produkcji), no i oczywiście wino. O 22.00 dali w tureckiej telewizji bardzo akuratny film „Casanova” (na szczęście z napisami, nie z dubbingiem). Mówiąc krótko, stara bieda ;)
Kto jednak chciałby zaczerpnąć nieco bardziej romantycznego klimatu przypominam moje poprzednie wpisy z tej okazji:
Seni Seviyorum i inne (2008), Powalentynkowo (2009), Na Walentynki (2010), Walentynkowo czyli Sevgililer Gunu kutlu olsun (2012)
A tutaj kilka świeżych zdjęć walentynkowych specjałów:
Na koniec coś dla pań, które spędzają ten dzień same, a nie do końca są z tego zadowolone, polecam do wysłuchania i zaśpiewania ten kawałek. Stary bo z 2006 roku, ale wciąż aktualny. Śpiewa bardzo sympatyczna turecka piosenkarka Nil Karaibrahimgil, a piosenka nosi tytuł „Pırlanta„, czyli Diamenty. W wielkim skrócie: o niezależnych dziewczynach, które same sobie kupują pierścionki. Hi, hi, hi.
2 komentarze
Nie chciałabym dostać plakatu z napisem „Ukochana Roku 2015” :D
No właśnie, ja też :)
Comments are closed.